Poznajcie świat ZUTY – pełen emocji, energii i niezwykłej szczerości! W rozmowie artystka opowiada o inspiracjach, autodestrukcji, współpracy z Maksem Mikulskim oraz o tym, jak tworzy muzykę, która porusza serca i porywa do tańca. Dowiecie się, jak powstawały ich największe utwory, w tym elektryzujący „Okres”, oraz jak duet ZUTA przekłada osobiste doświadczenia na uniwersalne historie.
Zapraszamy do lektury wywiadu, który ukazuje pasję, radość tworzenia i siłę, jaka płynie z akceptacji swoich słabości. Czy ZUTA to zespół, który może skraść Wasze serca? Przekonajcie się sami!
Nowy singiel „Okres” z impetem wkracza na scenę. Skąd wzięła się inspiracja do tego utworu, który porusza tak intensywne emocje i temat autodestrukcji?
Największą inspiracją do stworzenia utworu „Okres” była dla mnie rada mojej terapeutki. Wiele rzeczy wierciło mi dziurę w brzuchu i konsumowało moje poczucie własnej wartości. Po wypowiedzeniu tych rzeczy na głos często okazywało się, że przejmowanie się nimi nic mi nie daje i do niczego nie prowadzi. Co więcej! Nie są to wcale rzeczy zasługujące na biczowanie się, haha! Terapeutka poradziła, bym o wstydzie napisała piosenkę, bo większość moich dziwnych myśli brała się właśnie z tej emocji! Podjęłam próbę ujarzmienia jej i wyszło to naprawdę fantastycznie! Ciężko mi siebie samą zawstydzić, gdy wiem już, ile osób czuję się lepiej, wiedząc, że nie tylko oni czasami zrobią jakieś głupstwo.
W „Okresie” poruszasz temat autodestrukcji, która nie zna płci ani wieku. Czy masz jakieś osobiste doświadczenia związane z tym uczuciem? Jak wpływa ono na Twoją twórczość?
Czasami naprawdę jesteśmy swoim najgorszym wrogiem. Duże napięcie prowokuje widzenie wszystkiego w ciemnych barwach, a my chcieliśmy wprowadzić nieco koloru! Według stoicyzmu powinniśmy odpuszczać, a mi nic tak nie pomaga jak wytańczenie i wyśpiewanie. Nagle z „najgorszego” dnia robi się zabawna historia. Rozlane mleko to tylko łatwa do wytarcia plama, a nie koniec świata. Długo czekałam na dzień, w którym będę „musiała się poddać”, odpuścić wizję kariery i zastanowić się co robić z życiem. A dziś cieszę się, że mimo tej czarnej chmury próbowałam dalej i to co zdawało się pasmem „porażek” albo choćby bycia „niewystarczającą”, to były elementy układanki, która jest całkiem niczego sobie!
Teledysk do „Okresu” jest pełen intensywnych przeżyć. Jakie były Twoje oczekiwania względem wizji artystycznej Marcina Mikulskiego i jak współpraca z nim wpłynęła na efekt końcowy?
Współpraca z Marcinem była fantastyczna! On sam wymyślił całą fabułę, a ja zaufałam mu w 100%, bo kocham jego prace. Z wiekiem nauczyłam się oddawania kontroli innym, którzy są dla mnie autorytetami w danej dziedzinie. Marcin do nich należy!
Utwór „Okres” ma niezwykle energetyczny, wręcz elektryzujący charakter. Co chciałaś przekazać swoją muzyką i jak współpraca z Piotrem „Oysterboy” Kołodyńskim przyczyniła się do tego efektu?
Mówiąc o czymś tak obnażającym jak okres autodestrukcyjny wiedziałam, że trzeba zachować dystans i humor. To, że znów mogliśmy popracować z Oysterboyem tylko podbiło ten efekt! Cudownie wejść do studia i poczuć się swobodnie! Piotrek jeździ z nami na koncerty, jako nagłośnieniowej, a to pozwoliło nam zbudować świetną relację. Przed mikrofonem mogę się wydurniać, śmiać i wyśpiewać wszystko, co mi przyjdzie do głowy! Z ekscytujących sesji nagraniowych, wychodzą ekscytujące numery!
Jest też Twoja interpretacja „Bo jesteś Ty” Krzysztofa Krawczyka. Co sprawiło, że zdecydowałaś się na ten klasyk, i jak udało się nadać mu nowoczesny, energetyczny charakter?
Ten klasyk urzekł mnie przede wszystkim genialnym tekstem Państwa Myszorów! Ale jego brzmienie, w naszym wydaniu, to w 100% zasługą mojego narzeczonego – Maksa Mikulskiego. Tworzymy w duecie i niezmiennie wzrusza mnie jego nadzwyczajna umiejętność komponowania i aranżacji. Z tym się chyba trzeba urodzić! Zaczęliśmy od grania utworu akustycznie, a potem Maks oświadczył, że ma już w głowie cały aranż. Usiadł do komputera na dwie godziny i stworzył demo, które przyprawiło mnie o gęsią skórkę.
Twoja muzyka to mieszanka tanecznych beatów, syntezatorów z lat 80. i energetyzujących riffów. Jakie inspiracje muzyczne są najważniejsze w Twojej twórczości i jak kształtują Wasz unikalny styl?
Wciąż trudno mi odpowiadać na to pytanie, haha! Nasze inspiracje zazwyczaj polegają na analizowaniu ekscytujących nas utworów. Ja puszczam Maksowi numer Madonny albo Kylie Minogue i mówię, co w nim sprawia, że mam ciary. Maks robi to samo, ale z Pearl Jamem czy Fontaines DC. Znajdujemy wspólny grunt, czyli czynniki, które ekscytują nas oboje równomiernie! A potem siadamy i robimy po swojemu – byle nie spadła energia! Jak spada, znaczy, że idziemy w złym kierunku.
Zajmujesz się muzyką razem z Maksem Mikulskim. Jak wygląda Wasza współpraca jako duet? Jakie cechy każdego z Was wnoszą coś wyjątkowego do tworzonej muzyki?
Oboje z Maksem chcemy bawić się muzyką i cieszyć życiem. W fundamentalnych sprawach zawsze się zgadzamy, a napięcie między nami wykorzystujemy do stworzenia niebanalnego brzmienia. Żadne z nas nie zrobiłoby tych utworów z nikim innym. Może zabrzmi to śmiesznie, ale kluczowy jest mikroklimat naszej sypialni (będącej jednocześnie naszym studiem muzycznym!).
Wasza debiutancka EP-ka „Wszystko ja. Wszystko my.” spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem. Co dla Was oznacza ten sukces i jak postrzegacie dalszą drogę kariery?
Wciąż trudno mi uwierzyć w „sukces”. Wiem, że to, co udało się nam zrobić, to olbrzymie wygrane! Ale, jak mawiał Zbigniew Wodecki, „sławnym się nie jest, sławę się utrzymuje”. Dlatego trzymam kciuki, by za tymi fenomenalnymi wydarzeniami, które były nierealnie piękne, czekały kolejne! Ja jestem w nieustannej gotowości. To ile osób w nas wierzy, daje kopa, by dalej dawać z siebie wszystko i piłować warsztat. Czujemy się, jakbyśmy przechodzili na kolejne poziomy jakiejś gry. Odblokowują się możliwości, na które się nie nastawialiśmy, ale niewyobrażalnie nas nakręcają.
Po udziale w programie TIDAL Rising i nagrodzie Moskity magazynu K-MAG ZUTA zdobywa coraz szerszą publiczność. Jakie macie plany na przyszłość? Czy przygotowujecie już nowe projekty muzyczne?
Debiutancka płyta długogrająca już się smaży! Mamy dla niej wiele miłości i już jesteśmy dumni z tworzonych materiałów! Kilka utworów już można było posłuchać na koncertach i widzimy, że nasza publiczność przyjmuje je z otwartymi ramiona. To dla nas dowód, że nie zbłądziliśmy. Od niedawna też dostaję zaproszenia do udziału w wydarzeniach muzycznych odrębnych od „Zuty”. Nie chce mi się wierzyć, że branża zaczęła mnie traktować jak „wokalistkę”! Może to śmieszne, ale bezpieczniej czuję się z łatką „performerki”! Jest to nadzwyczaj budujące. I znowu uświadamia mi, że może inni myślą o mnie nieco cieplej, niż ja sama o sobie, haha.
Jaka jest rola koncertów w Waszej karierze? Jakie wrażenie chcecie pozostawić na widzach podczas Waszych występów na festiwalach?
Koncerty to czysta frajda! Występując, chciałabym dawać szansę na kompletne wyłączenie myśli. Chciałabym, żeby widz był tak pochłonięty oglądaniem występu, by nie znalazł czasu na myśli o codzienności! A gdy piosenka skłoni do refleksji, by czuł się bezpieczny i wolny od oceny. Lubimy szukać w życiu dziecięcej radości, chcemy również do niej prowokować publiczność!
Twój duet nie boi się poruszać trudnych tematów, ale też bawić się muzyką. Jakie emocje i historie są dla Ciebie najważniejsze przy tworzeniu nowych utworów?
Zauważyłam, że w twórczości muzycznej mam dwie dominanty! Rozczulanie się nad miłością i szczęściem oraz totalne wywalanie na wierzch rzeczy dręczących od środka. Chyba zależy od tego, jaki mam dzień, haha!
Jakie masz oczekiwania względem odbiorców Waszej muzyki? Chciałabyś, aby Twoje piosenki zmieniały się w zależności od nastroju każdego słuchacza?
Oczekiwań brak! Czasami sobie marzę, że ktoś wsłuchuje się w teksty, rozważa, trawi i dociera do swoich trzewi, rozpracowuje, do jakiej części jego życia to się odnosi. Sama tak robię z piosenkami, więc jestem ciekawa, czy ktoś przy mojej twórczości przeżywa coś zbliżonego!
