„»Dark« to kwintesencja tego, co lubię” – Ania Leon

Ania Leon to wokalistka, która przeciera w Polsce dark pop’owe szlaki – jej mroczne, elektroniczne brzmienia oraz intrygujące, pisane po polsku teksty zwróciły już uwagę wielu słuchaczy i dziennikarzy muzycznych. 24 czerwca 2022 roku ukazał się pierwszy album artystki – Łezki. W rozmowie z redakcją naszego portalu opowiedziała o swojej edukacji muzycznej, występach na wielkich festiwalowych scenach i… szczęściu do wyjątkowych ludzi.

Natalia Glinka-Hebel

Ania Leon

Witam Cię serdecznie w imieniu portalu Muzykoholicy! Mam wrażenie, że nasza rozmowa zatacza w pewien sposób krąg, ponieważ łączę się do Ciebie z miejsca, które jest dla Ciebie ważne – mianowicie z Gdyni, gdzie byłaś na Open’erze: najpierw mając 13 lat, uczestnicząc w koncertach ulubionych zespołów, a następnie występując tam samej w 2022. Zanim jednak przejdziemy do festiwali, chciałabym zapytać Cię trochę o Twoje wykształcenie muzyczne. Studiowałaś Vocal Performance w Los Angeles, zrobiłaś także licencjat muzyczny w Londynie. Co dało, a co odebrało Ci formalne wykształcenie muzyczne?

Edukacja w Stanach dała mi ogromnie dużo. Uczyłam się tam muzyki od podstaw, zdobyłam też mnóstwo wiedzy. Zaczęłam uczyć się rytmiki, wokalu i instrumentu, czego nie robiłam nigdy wcześniej, bo było mi nie po drodze. Jeśli chodzi zaś o licencjat z muzyki w Londynie, to nie jest to taki typowy licencjat, jaki można uzyskać na akademii muzycznej. Był to licencjat z muzyki współczesnej (contemporary music), i tam uczyłam się rzeczy, które okazują się teraz bardzo ważne w mojej pracy – miałam zajęcia z biznesu muzyki, z dziennikarstwa muzycznego, produkcji muzyki, pisania tekstów. Trochę tego było. To były fajne studia, ponieważ dostaliśmy do wyboru kilka dróg, którymi możemy podążać, jeśli chcemy pracować w muzyce – co bardzo mi się przydaje w tym, co robię dzisiaj. Przede wszystkim przydały mi się zajęcia z pisania tekstów, bo dzięki nim tak naprawdę zaczęłam pisać – wcześniej nie potrafiłam się odważyć. Dlatego uważam, że i studia, i kurs wiele mi dały, poza tym były niesamowitym doświadczeniem. Poznałam wielu fantastycznych ludzi, prawdziwych muzyków z krwi i kości. Przebywanie z nimi i z ludźmi takimi jak ja, którzy całe życie chcieli, a do tej pory im nie wyszło, było czymś całkowicie nowym i inspirującym. Dało mi to kopa do pracy. Nic, tylko same plusy! (śmiech)

Dlaczego po ukończeniu studiów postanowiłaś wrócić do Polski? Nie chciałaś kontynuować kariery za granicą, na przykład w Stanach? A może wciąż o tym myślisz?

Ze Stanów to trochę zwiałam (śmiech), a Londyn kocham całym sercem i tęsknię za tym miastem. Dlaczego wróciłam do Polski? Chyba dlatego, że w Anglii nie poznałam żadnej osoby, z którą chciałabym współpracować i było mi trochę ciężej, bo choć otaczałam się ludźmi takimi jak ja, to brakowało mi ludzi z branży muzycznej, którzy potrafiliby mnie pokierować. Czułam, że tam moje szanse są mniejsze, było mi dużo trudniej do kogoś trafić, a w Polsce, w Częstochowie, miałam kolegę, który jest producentem. To z nim zaczęłam tworzyć swoje demo, które potem pokazałam Muńkowi Staszczykowi; on z kolei zapoznał mnie ze swoim managerem, a ten – z producentami. Mogłam się do kogoś odezwać i poprosić nawet nie tyle o wsparcie, co o szczerą opinię, czy to ma sens.

Ania Leon – Łezki (źródło: KayaxTV)

Trochę pokrywa się to z tym, co powiedziałaś w jednej z rozmów, a mianowicie, że masz szczęście do ludzi. Jakie spotkanie odmieniło Twoje życie, a jakie chciałabyś odbyć?

To prawda, mam szczęście do ludzi. Uważam się za wielką szczęściarę, mam wspaniałą rodzinę i najlepszych na świecie przyjaciół. Miałam też w życiu relacje, które niekoniecznie były pozytywne, ale to też było potrzebnym doświadczeniem. Kiedy wyjechałam z Częstochowy, z miejsca, gdzie czułam się jak w bańce mydlanej, to poznałam cały świat z innej strony. Polecam to każdemu, kto waha się przed takimi wyjazdami i zastanawia, się czy takie wyjazdy są dla niego. Uważam, że to był najlepszy pomysł w moim życiu. Tak naprawdę nauczyłam się życia i to mi dało taką moc, że teraz bardzo szybko czuję, gdy poznaję kogoś nowego, czy się dogadamy czy nie. Wracając do Twojego pytania – wymarzone spotkanie miałam ze swoimi producentami muzycznymi: Arkiem Koperą i Mariuszem Obijalskim. Przez wiele lat szukałam osoby, która zrozumiałaby, co mam w głowie i co mi się podoba – tak, żebym nie musiała się produkować i tłumaczyć. Usiadłam z nimi i poczuliśmy wspólne flow; zaczęliśmy tworzyć razem muzykę i czułam, że to jest wręcz niemożliwa sytuacja. Z nimi w końcu się to udało. A czy chciałabym odbyć jakieś spotkanie… Jest wiele osób, które mogłyby dać mi jakieś wskazówki, ale wskazówki to jedno, a Twoja droga muzyczna to zupełnie inna bajka; musimy starać się iść własną drogą, bo inaczej możemy mieć z tyłu głowy pytania „a co by było gdybym zrobiła coś po swojemu”. Więc nie wiem, jak odpowiedzieć na Twoje pytanie; jest mnóstwo artystów, z którymi chciałabym porozmawiać. Śmiałam się kiedyś, wiele lat temu, gdy powiedziałam, że u Tima Burtona mogłabym grać nawet drzewo. Bardzo podobają mi się jego filmy, bajki, to, co tworzy i na pewno miałabym do niego dużo pytań.

Myślę, że dobrze dogadałabyś się z Davidem Lynchem…

Tak, to zupełnie inna bajka, ale jest w niej utrzymany mroczny klimat. Lynch ma zdecydowanie cięższe filmy, wszystko miesza; jak oglądam jego filmy, to muszę być skupiona i wypoczęta – to nie jest film, który włączysz sobie przed spaniem.

I zazwyczaj trzeba obejrzeć go więcej niż raz. Ja do dziś mam traumę po Miasteczku Twin Peaks, który widziałam za dzieciaka, i w końcu dorosłam do tego, żeby obejrzeć go jeszcze raz i przestać się go bać. Ale ścieżka dźwiękowa jest rewelacyjna.

Tak, Lynch jest także muzykiem, tworzy muzykę elektroniczną, trochę alternatywną; nie wiem nawet, jak ją dokładnie określić. A Twin Peaks oglądane za dzieciaka rzeczywiście musiało być okropne…

Rodzice wyganiali mnie z pokoju, ale trauma i tak została. A skoro jesteśmy przy mroczniejszych tematach i różnych gatunkach: K MAG ochrzcił Cię „twarzą polskiego dark popu”. Jak czujesz się z tą etykietką? Czy będziesz kontynuować muzyczne dokonania w tym nurcie, czy planujesz eksperymenty? Może nagrasz jakiś hip-hopowy album?

Pewnie zawsze będę bardzo wdzięczna magazynowi K MAG za ich wsparcie, komplementy i to, co dla mnie robią; ta sesja i ta etykietka jak najbardziej mi pasują. Na pewno przymiotnik „dark” ze mną zostanie, bo to taka kwintesencja tego, co lubię, co robię i co mi pasuje; a jeśli chodzi o pop to nie jestem pewna. Nad popem trzeba się zastanowić, bo czym tak naprawdę jest ten pop? To muzyka popularna, która cały czas się zmienia. To, co jest popularne teraz, niekoniecznie będzie za miesiąc, za rok czy za pięć lat. Dlatego określenie mojej muzyki jako popularnej zostawiam słuchaczom.

Ania Leon – Tańcz (źródło: KayaxTV)

Jasne. Myślę też trochę o warstwie tekstowej Twoich utworów, bo pop często kojarzymy z tekstami o miłości, mocno cukierkowymi i przesłodzonymi, a Ty nie śpiewasz o miłości, a na pewno nie o tej spełnionej i szczęśliwej. Dlaczego mrok, a nie światło? Co w ogóle inspiruje Cię do komponowania? Trudniejsze przeżycia czy radosne chwile?

Nie podchodziłam do tego na takiej zasadzie, że muszę o czymś koniecznie napisać piosenkę; raczej szłam na żywioł, zamykałam się w studiu z chłopakami, tam coś komponowaliśmy, a ja wracałam do domu i pisałam do tego tekst. Pisałam dokładnie to, co wtedy przyszło mi do głowy. Wiązało się to rzeczywiście z relacjami, niekoniecznie super pozytywnymi. To był w ogóle moment pandemii. Dla mnie i dla moich przyjaciół był momentem, w którym poczuliśmy się dość samotni i szukaliśmy szczęścia – czy to na Tinderze, czy w innych miejscach. Tam zaczynało się pisanie i gadanie; a że pandemia trwała bardzo długo, tych historii namnożyło się całkiem dużo, dlatego zaczęłam pisać o tym, co było najbliżej mnie – o moich historiach, moich przyjaciół i o tym, co byłam w stanie zaobserwować.

Choć można przeczytać, że kiedyś bałaś się sceny, masz już za sobą występy na dużych festiwalach (Open’er czy Salt Wave Festival), ale trasa klubowa wciąż przed Tobą. Czy będzie to dla Ciebie przeżycie bardziej stresujące, a może wręcz przeciwnie, nie możesz się już doczekać?

Nie mogę doczekać się tych klubowych koncertów! Najlepiej odnajduję się właśnie w sferze klubu, poza tym w końcu będą widoczne wizualizacje i efekty świetlne, nad którymi pracujemy. Zawsze chciałam być artystą, który poza muzyką tworzy pewną całość i performance, który Cię pochłania.

Co w ogóle jest dla Ciebie najtrudniejsze w występach na żywo?

Najtrudniejsza jest walka z moją głową i tym, żeby się uspokoić i dać z siebie wszystko, najlepiej jak tylko potrafię. Mój stres jest paraliżujący.  Przed wejściem na scenę jest na tyle mocny, że odbiera mi szczęście i radość z danego momentu, tego, na który czekałam całe życie; na szczęście na scenie ten stres trochę odpuszcza i po pierwszej piosence zwykle się rozluźniam.

W takim razie wielkie gratulacje, że przy tym całym stresie odważyłaś się wystąpić na Open’erze, przed tak ogromną publicznością!

Nie było łatwo! (śmiech)

Ania Leon, for. Piotr Porębski

Ale zrobiłaś to, nie uciekłaś! Powiedz mi jeszcze, proszę – co zmieniło się po wydaniu Twojego pierwszego albumu? Czy jego odbiór był dokładnie taki, jak sobie wyobrażałaś, a może z perspektywy czasu coś byś zmieniła? Może, na przykład, porę roku, w której się ukazał?

Nie zmieniłabym nic. Pora roku była akurat świetna, bo miałam możliwość pokazania swoich nowych rzeczy na festiwalach, na których zawsze chciałam wystąpić, poza tym lato to dobra okazja, aby posłuchać czegoś nowego, świeżego. Nie do końca miałam jednak czas pomyśleć, jaki jest odbiór mojej płyty, bo wszystko działo się bardzo szybko – ledwo wydałam płytę, a już grałam na Open’erze, potem był LAS Festival, następnie Tauron i naprawdę wszystko to mocno przeżywałam, bo wskoczyłam na głęboką wodę i nie miałam czasu pomyśleć (choć słyszałam od bliskich, że jest całkiem pozytywnie), co motywowało mnie dodatkowo do wyjścia na scenę.

Masz na swoim koncie rework piosenki Krzysztofa Zalewskiego. Jest jeszcze jakiś utwór – polski lub zagraniczny – który chciałabyś zrobić w stylu a’la Ania Leon?

Na pewno jest sporo takich utworów. Bardzo lubimy z Arkiem robić takie rzeczy. Na koncertach gramy też rework piosenki Sweet Dreams. Na pewno znalazłaby się też jakaś kolejna piosenka, ale w tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy.

Ania Leon – Miłość miłość (Kayax XX Rework) (źródło: KayaxTV)

Na koniec pytanie, które może będzie jeszcze trudniejsze. ? Wymarzona muzyczna współpraca – z kim chciałabyś nagrać wspólny utwór, a może nawet cały album? Może to być cały zespół, artysta, który już nie tworzy, a nawet kolaboracja kilku muzyków, którzy nie tworzą razem – pofantazjujmy. ?

Moim największym marzeniem jest stworzenie albumu z Arkiem Koperą, i to marzenie się spełni. Jest najzdolniejszą osobą, jaką poznałam i mam wrażenie, że inspirujemy się wzajemnie. A gdybym miała puścić wodze fantazji, to chciałabym nagrać piosenkę z The XX.

To pozostaje mi tylko życzyć Ci spełnienia tych marzeń! Bardzo dziękuję za Twój czas i do zobaczenia na koncertach.

Podziel się swoją opinią ;)