Duszy kojenie. Recenzja płyty “W poszukiwaniu zagubionego świata” zespołu Planety

Ten szafirowy w oku błysk
coraz częściej zastępuje gniew

Tymi słowami rozpoczyna się debiutancka płyta zespołu Planety. Myślę o nich, słuchając po raz kolejny tego albumu, i dochodząc do wniosku, że muzyczną odwagą nie zawsze jest krzyk – czasem staje się nią szept. Planety szepczą swoje wersy tak delikatne i efemeryczne, że zdumieniem napawa mnie fakt, iż ich płyta W poszukiwaniu zagubionego świata została nagrana w 2023, a nie jakieś dwadzieścia lat temu.

Dlaczego dwadzieścia? Choć bardzo nie lubię porównywać muzyki różnych twórców, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Planety dzielą wrażliwość z Grzegorzem Turnauem, a jeszcze bardziej nawet z moim ukochanym Mikromusic. Nie mam pojęcia, skąd u tak młodego zespołu taka dojrzałość w tekstach. Planety uosabiają nurt poezji śpiewanej, porzuconej we współczesnym popie na rzecz utworów lekkich i łatwostrawnych. Paradoksalnie jednak muzyka Planet jest lekka – lekka w znaczeniu optymizmu, jakim napawają ich utwory (nawet w tych nie do końca radosnych treścią, takich jak Atomy, przebija wiara w ludzi i ich dobro), i nieskomplikowanego (w sensie pozytywnym) instrumentarium. Ale tu nie potrzeba wiele. Głos Julii broni się sam, choć nie ma przed czym – wszelkie przeszkody pod jego brzmieniem ustępują bowiem same.

Planety – W poszukiwaniu zagubionego świata (źródło: Zespół Planety)

W poszukiwaniu zagubionego świata praktycznie nie ucieka się do elektroniki. Jeśli się tak zdarza, to są to momenty dokładnie przemyślane, w których nie jest to zabieg służący wyłącznie zrobieniu szumu czy hałasu, a sposób przekazania konkretnej myśli. Choć w przewadze album należy raczej do tych spokojnych, zdarzają się na nim utwory nieco żywsze, bardziej energetyczne (Potrzebuję ciebie czy Neony). Nie wiem, którą “twarz” Planet lubię bardziej – czy tę liryczną, czy energiczną. Najważniejsze, że pomiędzy obiema opcjami zachowana jest równowaga i balans; album jest różnorodny, nie nudzi, a jednocześnie słychać, jak powoli krystalizuje się charakterystyczny styl tego młodego zespołu. 

Na płycie znalazł się także cover utworu Meli Koteluk Dlaczego drzewa nic nie mówią, od którego właściwie zaczęła się historia zespołu (a przynajmniej moja romantyczna dusza lubi tak myśleć), która – choć nie wiem, czy podoba mi się bardziej niż oryginał, z całą pewnością jest ostrzejsza, bardziej stanowcza. Dla mnie jednak najmocniejszy punkt albumu to Niepogoda, gdzie do subtelnego damskiego wokalu dołącza męski wokal Kamila; wokal to równie subtelny, stanowiący idealne uzupełnienie śpiewu Julii. Niepogoda to właściwie Planety w pigułce – piękny, liryczny tekst, harmonijny wokal i muzyczna kraina łagodności.

Planety – Niepogoda (źródło: Zespół Planety)

Na koniec chciałabym jeszcze dodać, że dawno nie widziałam tak pięknie wydanej płyty. Kremowa okładka z akcentami w kolorach natury sprawia, że W poszukiwaniu zagubionego świata warto mieć w swojej kolekcji. To płyta, do której będziecie z przyjemnością wracać, aby zanurzyć się w jej otulającym niczym koc cieple.

Podziel się swoją opinią ;)