Tak, jak ostatnio Lipa, tak i Gutek zagościł w Woolturze na dwóch koncertach, ale jednak Gutek bardziej brawurowo, bo jednego wieczoru. Miałem szczęście być gościem na pierwszym o 18.30.
Gutek, czyli Piotr Gutkowski dla mnie jest gościem z muzycznym ADHD i to wcale nie jest wada. Nie, że skacze z kwiatka na kwiatek i zmienia zespoły, ale wciąż bierze gościnnie udział w jakichś projektach. A bierze w nich udział z taką mocą i pasją, że to on staje się ich siłą napędową, a ja czekam na próżno, żeby wysłuchać utworu na jego nowej płycie. Bardzo się cieszę, że jest tak rozchwytywany, bo bije od niego radość życia, która udziela się widzom i słuchaczom nie tylko na koncertach. Tak było i w sobotę.
Koncert rozpoczęły utwory: Night nurse (cholera spisałem z set listy, ale nie dam sobie uciąć głowy, że ten utwór był pierwszy), Zabiorę cię, Wschodni wiatr i Pom Pom. Drugi i czwarty to utwory z repertuaru Indios Bravos. Ten ostatni (Pom Pom) ciekawie połączony z piosenką Kazika „Spalam się”. Gutek zaczynał swoją przygodę muzyczną od hip-hopu, biorąc gościnnie udział na przykład w kultowej już płycie Paktofoniki Kinematografia i ten hip-hop się w nim czuje, i słyszy. Myślę, że to po przygodzie z hip-hopem wokalista ma tak doskonałą dykcję. To był mocny początek koncertu, który rozbujał sporą grupkę fanów. Kiedy byłem ostatni raz na występie Gutka na Punky Reggae Party 2018, niepodzielnie rządziło reggae. Koncert był energetyczny, pulsujący, bujający i kołyszący.
Dzisiejszy Gutek z zespołem to ostrzejsze granie. Wydaje mi się, że proporcję rocka i reggae bardzo się do siebie zbliżyły. Głos wokalisty i przekaz przeważnie idą w parze, i są pozytywne. Od razu widać też, że ten zespół to nie przypadkowi muzycy, tylko grupa przyjaciół, którzy żyją tym, co robią i to kochają. Może jeszcze kilka tytułów dla fanów, którzy nie mogli dotrzeć na koncert. Więc: Tu ja, tam ty, Stan rzeczy, Nie rytmiczny, Co noc, Ratunkowe koło. Było dobrze i treściwie. Żałuję, że nie było mojej ulubionej Wolnej woli, ale nie można mieć wszystkiego. Super, że drogi Piotra Banacha i Gutka się zeszły, bo czego dotknie Piotr Banach, zamienia się w złoto i ma on niebywały dar do pisania przebojów. Na przykład z Indios Bravos, czy w nowym cudownym projekcie BAiKA stworzonym z Kafi. Kiedy Indios Bravos zawieszał działalność, było żal, ale po koncercie Gutka ten żal znika, bo teraz są dwa świetne zespoły zamiast jednego, a Piotrowie B. i G. pewnie nie raz skrzyżują na scenie gitary w pozytywnym sensie. Właśnie. Gutek pod koniec koncertu również chwycił za gitarę i chyba robi to coraz pewniej. Lider grupy próbował też prowadzić konferansjerkę i mówił o tym, że jest wegetarianinem, ale co próbował coś opowiadać, jakiś wypity gość darł się, żeby grał. Gościa wyciszono, ale Gutkowi chyba przeszła ochota na dalsze opowiadanie, a szkoda. Cóż — strzeżmy się idiotów.
Przed bisami rozmawialiśmy z fankami, które poznałem już na poprzednim koncercie Gutka, (Asia, Gosia, Karolina — pozdrowionka), że pewnie z powodu drugiego występu koncerty są krótsze, ale okazało się nie po raz pierwszy, że przy dobrej muzyce i w dobrym towarzystwie po prostu czas szybko leci.
Różne bywają emocje i wrażenia po muzycznych imprezach. Po koncercie Gutka przechodzi na mnie jego pogoda i energia, a moje baterie są naładowane na maksa. Jeśli ktoś czuje, że dopada go jesienna deprecha, niech śmiało wali na koncert Gutka i jego przyjaciół.
BiP
Koncert GUTKA w łódzkim klubie Wooltura sobota 26.09.2020. Fot. BiP