Iwaneczko i Herdzin, czyli uczeń i mistrz we wspólnym projekcie. Jak wygląda płyta z własnym wykładowcą? Co jest takiego w latach 80., że ciągle do nich wracamy?
Zapraszamy do rozmowy z Krzysztofem Iwaneczko, który podzieli się z nami wszystkimi sekretami dotyczącymi powstawania „Origami”.
Karolina Filarczyk
Krzysztof Iwaneczko
Jak to jest pracować z własnym wykładowcą? Miałeś indeks przy sobie? [śmiech]. A tak na serio… Który z Panów był pomysłodawcą tego tandemu? Kiedy poczuliście, że z relacji uczeń — mistrz można przejść na wyższy poziom wtajemniczenia?
Pomysłodawcą był niewątpliwie Krzysztof Herdzin. Choć nie ukrywam, że niejednokrotnie marzyłem o takiej współpracy. Tym bardziej nie wahałem się, przed podjęciem decyzji, że to jest płyta, która chcę współtworzyć.
Kto Twoim zdaniem, jest idealnym adresatem waszego krążka?
Mam to szczęście, że nie muszę analizować tabelek przed stworzeniem czegoś, o czym marzę. Tutaj także opowiedzieliśmy historie, które są nam bliskie, a przede wszystkim są dla nas niezwykle aktualne. Opowiadamy na tej płycie o bliskości i o tym, jak ważny jest drugi człowiek w życiu każdego z nas. Myślę, że są to opowieści bardzo przyziemne, a w połączeniu z prostymi liniami melodycznymi mam nadzieję, że będzie mógł ułożyć swoje własne Origami 🙂
Lata 80., podobnie jak wasza płyta, były bardzo kolorowe, różnorodne… wyjątkowe! Co Ciebie zawsze pociągało w tamtej epoce? Chciałbyś żyć i tworzyć w tamtym czasie?
Każde z twoich pytań jeszcze bardziej uświadamia mi, jak wielkie mam szczęście. Faktycznie lata 80 były wyjątkowe, wykreowały wiele wspaniałych brzmień. Do dzisiaj sięgamy często po analogowe syntezatory, charakterystyczne loopy perkusyjne, a w niektórych albumach współczesnych słychać nawet nawiązania do lat 80 w sposobie miksowania utworów. W tym wszystkim najpiękniejszy jest fakt, że muzyka, nauka i technologia przez ten czas niezwykle się rozwinęła, wiec dziś możemy korzystać ze zdecydowanie nowocześniejszych rozwiązań. Nagranie płyty także jest prostsze. Można tworzyć bez wychodzenia z domu albo zabrać swoje „studio nagrań” do kieszeni. To jest super. A przy tym wszystkim mamy dostęp do tego, co już odkryte, możemy wysłuchać każdej płyty w dniu premiery. Nic, tylko się inspirować.
Jak układała się Wasza współpraca z Krzysztofem Herdzinem? Kto i za co odpowiadał podczas procesu twórczego i kto miał większą tremę przed premierą?
Współpraca była i jest — ponieważ ona wciąż trwa — oparta na kompromisie. To bardzo zdrowy układ. Mimo że Krzysztof jest ogromnym autorytetem, wszystkie decyzje dotyczące powstawania czy także wydawania naszego albumu były wspólne. Taka sytuacja to także duża lekcja dla mnie, ponieważ pokazuje, jak cenna jest przestrzeń do tworzenia i bycia szczerym wobec siebie i odbiorcy, niezależnie od statusu i lat „w branży”. Dzięki temu ciągle do siebie dzwonimy, piszemy i bardzo się cieszymy tą premierą, ale także czekamy na koncerty, które mamy nadzieję — przed nami.
Wiadomością, o jakiej treści jest Wasz album? Co chcecie przekazać swoim odbiorcom?
Nie jestem w stanie obiektywnie odpowiedzieć na to pytanie 🙂 Mam jednak nadzieję, że każdy, kto sięgnie po nasz album, będzie czuł, że historia o nim samym.