W świecie, w którym jesteśmy nieustannie online, czasem przychodzi moment, gdy ciało samo mówi „dość”. To właśnie z tej potrzeby oderwania się od cyfrowego szumu narodził się utwór „Offline” – metafora trzeźwości i pragnienia spokoju. Jakie znaczenia kryją się za tą piosenką? Jak muzyka może stać się rytuałem i drogą do równowagi?
W rozmowie o nowym albumie „Matka” emocjach zbieranych przez lata i procesie twórczym, który łączy intuicję z wizualnymi kolażami, nasza rozmówczyni dzieli się swoimi przemyśleniami. Jeśli muzyka to dla niej forma magii, to czy da się nią zaczarować rzeczywistość? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w wywiadzie, do którego serdecznie zapraszamy.
„Offline” to metafora trzeźwości i odcięcia od cyfrowego świata. Jak ten utwór wpłynął na Twoje własne podejście do życia w trybie online?
Myślę, że to trochę odwrotnie się zadziało. U mnie zazwyczaj ciało już wie, potem głowa, a dopiero na koniec to się jakoś uspójnia. Tak więc to w ciele pojawiła mi się najpierw chęć bycia offline, poczułam gdzieś w sobie głęboką tęsknotę, ale też po prostu zmęczenie. Potem przelałam to na papier, a raczej na notatki w telefonie. I finalnie jak słucham tej piosenki, to pojawia mi się jeszcze więcej znaczeń, niż wtedy myślałam.
Twój nowy album „Matka” zadebiutuje wiosną. Jakie emocje i historie chciałaś uchwycić na tej płycie?
Widzisz, też tego nie zaplanowałam z tej strony emocjonalnej. Jest tam cały zapis moich odczuć, które były ze mną tak naprawdę od wydania mojej ostatniej płyty, czyli mnie więcej od 2019 roku, a może są nawet te, które gromadziły się we mnie przez ostatnich 10 lat? A może nawet dłużej? Szczerze nie wiem… Liczę na to, że każdy słuchacz i słuchaczka odkryje w tej Matce swoje emocje i bardzo jestem ciekawa, jakie one będą. Jeśli natomiast chodzi o historię, to jest to klamra do Córki, mojej najpierwszej płyty.
W swoich utworach często poruszasz tematy współczesnych wyzwań, jak wpływ technologii na naszą codzienność. Jak według Ciebie muzyka może pomagać w odnalezieniu równowagi?
Dla mnie przez to, że jest to też moja praca, muzyka pełni rolę autoterapeutyczną, czasem bardziej, czasem mniej. Dzięki tekstom, zapiskom namierzam tematy, filtruje je przez siebie, próbując je jakoś pojąć, a przynajmniej oswoić. Muzyka to już jest rytm, to już jest puszczanie zaklęć w świat. Rytuał i trochę jednak magia. Z drugiej też strony jako słuchaczka, nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, są momenty, w których autorom czy autorkom zawdzięczam przetrwanie.
Do pracy nad „Offline” zaprosiłaś wielu uznanych twórców. Jak wyglądała Wasza współpraca i jak wpłynęła na ostateczny kształt utworu?
Zawsze pracuję z uznanymi osobami (śmiech). Wiesz, przez to, że praca nad offlinem trwa od 2020 roku, ten numer przechodził wiele zmian, bardzo chciałam, żeby ostatecznie brzmiał właśnie tak. Uczynił to Łukasz Palkiewicz – Szatt.
„Offline” rezonuje z wcześniejszym „JOMO” i „Harvesterem”. Czy tworząc te utwory, miałaś w głowie spójny koncept, który rozwijasz w swojej muzyce?
Zawsze przed wejściem w świat danej płyty tworzę mapę i jest to mapa tematyczna, ale też wizualna. Jest to zbiór zdjęć, które układam w kolaże. Tworzę je zupełnie na własne potrzeby, właśnie po to, żeby określić w jakiś sposób to uniwersum. Muzycznie robię to intuicyjnie, stąd ten mój chaotyczny patchwork, który mam wrażenie jest już po prostu mój.