Muzyka to dla niej coś więcej niż dźwięki – to sposób na opowiadanie historii, dzielenie się emocjami i zachwyt nad pięknem. Gaya Rosa łączy jazz, soul i R&B, tworząc wyjątkowy, osobisty muzyczny język. Pracując nad debiutancką płytą, stawia na autentyczność i najwyższą jakość, a każdy dźwięk traktuje jako nośnik szczerych emocji.
Jak wyglądał proces tworzenia albumu? Co oznacza dla niej premierowy singiel „Pantera”? Jaką rolę w jej artystycznym świecie odgrywa klasyczna edukacja muzyczna i praca lektorki? Zapraszamy do lektury inspirującej rozmowy!
Twój styl muzyczny to wyjątkowa mieszanka jazzu, soulu i r&b. Co sprawiło, że właśnie te gatunki stały się Twoim muzycznym językiem?
W moim odczuciu, to gatunki bardzo namiętne, sensualne, uczuciowo zasobne, a jednocześnie uszanowujące subtelności. Odnajduję się w nich charakterologicznie. Szerokie spektrum emocjonalne i mój wewnętrzny ogień, właśnie tam znajdują formę wyrazu adekwatną do swoich rozmiarów. Ujmuje mnie przestrzeń na opowiadanie, uduchowienie, szczerość. Te gatunki są dla mnie także o pięknie, o zachwycie miłością i bliskością – także cielesną. Być może śpiewam tak dłużej niż potrafię policzyć… Na pewno w tych gatunkach czuję się po prostu u siebie, w domu. To w moim muzycznym świecie najbardziej naturalna forma wypowiedzi.
Pracujesz nad debiutancką płytą, na której znajdą się wyłącznie Twoje autorskie kompozycje. Co było dla Ciebie najważniejsze przy tworzeniu tego albumu?
Mam swoje kryteria zawodowe i – w naturalnym odruchu – stale sprawdzałam czy są spełniane. Wśród nich: autentyczność, najwyższa jakość, odpowiedzialność za treści które dostarczam (muzyczne i słowne), piękno oraz uczciwość rzemieślniczo-energetyczna. Ta płyta to coś co daję swoim Słuchaczom, ale także sobie. Zajmuję nią przestrzeń, a to dużo oznacza. Ona będzie już zawsze, dłużej niż ja. Niesie coś sobą… To zupełnie poważna, odpowiedzialna sprawa, wydać swoją płytę na świat. Ta świadomość towarzyszy mi w całym procesie.
Opowiedz o swojej współpracy z Adamem Kabacińskim. Jak jego wrażliwość i doświadczenie wpłynęły na brzmienie Twojej muzyki?
Adam ma dobre serce, imponujące umiejętności i brak ego. Jest też uczciwy zawodowo oraz umie słuchać. Bardzo te cechy cenię i takich muzyków wybieram do pracy. Wisienką na torcie jest Adamowa pokora wobec tekstu. Wspólnie traktowaliśmy każdą piosenkę jak historię, a ja osobiście wierzę, że właśnie tędy moja droga. Czasami po zaśpiewaniu piosenki przy pianinie, opowiadałam Adamowi szczerze i dosłownie co oznacza ona dla mnie prywatnie. Adam wchodził w mój świat i – czerpiąc ze swojego – dbał, by warstwa instrumentalna wyrażała moje doświadczenia, wspierając tekst i mówiąc też o tym o czym ten tekst milczy. Innym razem nie zdradzałam szczegółów, ale Adam na tyle wczuwał się w tekst i energetykę piosenki, że nagle to co proponował instrumentalnie, w punkt nawiązywało wręcz do osobowości i pochodzenia mojego prywatnego „tematu”. To była czysta magia. Bardzo jestem wdzięczna za to, że to z Adamem ta płyta. Inaczej nie byłaby taka jak jest. Anioły mi go zesłały.
Wkrótce zaprezentujesz premierowo teledysk do utworu „Pantera”. Co kryje się za tą piosenką i jakie przesłanie chciałaś przekazać w teledysku?
31.01 – to data premiery „Pantery”. Nieprzypadkowo to pierwszy singiel… „Panterą” przedstawiam się Słuchaczom. To bardzo osobista piosenka. Bogata treściowo – muzycznie i wizualnie. Przesłanie… Podczas przedpremierowego eventu wydawniczego w kinie DCF we Wrocławiu, miałam okazję posłuchać od obecnych tam Gości o czym dla nich jest „Pantera”. Słuchałam jak moje własne słowa stają się już nie tylko moje. Interpretacje były bardzo osobiste, nierzadko towarzyszyły im łzy. To piękne i nie chcę tego zaburzać tłumacząc co autorka miała na myśli. Poza tym, autorka ma różne myśli, nastroje, i znaczenie „Pantery” dla niej samej ewoluuje! Pozwolę więc, by sztuka przemawiała bez dodatkowych wyjaśnień. Niech moja „Pantera” dla Każdego będzie tym czym ma być, proszę czuć się tu swobodnie. Niech idzie w świat i służy swoim Słuchaczom wedle potrzeb. Po to jest.
Twoje teksty porównywane są do współczesnej poezji. Co inspiruje Cię do ich tworzenia? Czy są to bardziej osobiste doświadczenia, czy obserwacje świata?
To tylko i wyłącznie osobiste doświadczenia. Ekshibicjonizm totalny. I zdarzało się, że piosenkarka naprawdę ucierpiała w procesie, oj tak! Inspiruje mnie życie, we wszystkich kolorach. Relacje, uczucia, odkrycia wewnętrzne, czas… Wszyscy przeżywamy. To moje historie, ale tak naprawdę, to po prostu w dużej mierze uniwersalne ludzkie doświadczenia. Odmieniam je przez rozmaite didaskalia, przestrzenie, bohaterów i osobiste postrzeganie. Czuję jednak, że gdzieś na dnie, chodzi nam wszystkim o to samo. Chcemy być zdrowi, kochani, spełniać się i kochać. Jesteśmy tylko i aż ludźmi, przeżywamy swoje trudności, a ta podróż bywa prawdziwym wyzwaniem. O tym wszystkim, jest moja płyta. Nie znajdziecie na niej piosenek o niczym. Nie uprawiam pustych przebiegów.Co ważne, bardzo dbałam, by płyta nie była dla Słuchaczy obciążająca. Nie na wszystko mam wpływ, bo ostatecznie „Beauty is in the eye of the beholder” („Piękno jest w oku patrzącego”), ale kończę ją z poczuciem, że – mimo rozbieżności i szczerości tematów – ona nie będzie robiła krzywdy, a to już naprawdę dużo i tym kluczem otwiera się kraina cudów. Jak w medycynie – po pierwsze, nie szkodzić. Nie wylewam na Słuchaczy swoich bolączek, mają własne. To ważne, bo muzyka może krzywdzić. Chłoniemy to czego słuchamy, to tak jak z jedzeniem. Mimo że tematy bywają trudne, ja i tak transformuję je w piękno, a raczej widzę je i wyśpiewuję. Moja płyta może złapać za rękę, przypomnieć jakie to piękne, że żyjemy, czujemy, kochamy. Zaprosić do zachwytu nad delikatnością, nad kolorami życia, nawet gdy jest niewygodnie i ciemno. W czerni i we łzach przecież też jest piękno. Wszędzie jest, bo samo życie to już piękno. Przychodzimy tu z aktu miłości.
Jak muzyka klasyczna, którą zgłębiałaś przez wiele lat, wpływa na Twoją twórczość w takich gatunkach jak jazz, soul czy r&b?
Najmocniej wpływa chyba na moją etykę zawodową. Poczucie przyzwoitości, cokolwiek robię. Formalną edukację w szkole muzycznej zaczęłam w wieku pięciu albo sześciu lat, w klasie fortepianu. Już wtedy uczono mnie, że aby umieć, trzeba ćwiczyć. Dokładność, uważność, cierpliwość, pokora, zaangażowanie – to wszystko lekcje chłonięte od wtedy. Nie mam w sobie za grosz uzurpatorstwa, a raczej poczucie, że muzyka sama w sobie jest bardzo sprawiedliwa. Tak zwany „talent” to raptem pretekst, a może wręcz jedynie rodzaj szczególnej miłości, która powoduje, że tej drogi zawodowej się nie wybiera, bo to ona wybiera. I nie ma wyjścia! W moim przypadku, inna droga oznaczałaby nieszczęście.Klasycznej edukacji zawdzięczam też znajomość nut, poznawanych równolegle z literami. Poczucie struktury w muzyce, które pozostaje wsparciem przy improwizacji jazzowej. Rozumienie instrumentalistów, bo sama byłam długo jedną z nich. Sprawne narzędzia kompozycyjne, bo ręce na klawiaturze układają mi się bez trudu. Prócz fortepianu, grałam na gitarze klasycznej przez 10 lat, po drodze także na kontrabasie. Mam więc doświadczenie wyrażania się w obrębie instrumentów strunowych każdego rodzaju: smyczkowych, szarpanych, uderzanych. Każdy z nich oznacza inny sposób powstawania dźwięku, inne źródło brzmienia, inny materiał do tkania. To na pewno wpływa na mnie całą, nawet na moją osobowość. Ostatecznie moja codzienność dotyczy przede wszystkim dwóch strun, wbudowanych odkąd byłam w brzuchu Mamy, ale bez wątpienia, wszystko co działo się w ramach większego ostrunowienia, wpłynęło na moje frazowanie – w śpiewaniu, graniu, mówieniu, życiu. Myślę, że w ogóle wszystko wpływa na wszystko. Jak śpiewa Lauryn Hill: „everything is everything” („wszystko jest wszystkim”).Ach! I poczucie sceny! Bo wiesz, odkąd występuję z instrumentem którym sama jestem, zupełnie inaczej czuję przestrzeń sceniczną niż wtedy gdy chowałam się za gitarą. Ta droga też wiele mnie nauczyła. Kocham rolę tzw. frontu, przede wszystkim za kontakt z Publicznością. Jest bliski, przy skórze, jak w rozmowie. Nie ma niczego pomiędzy. To wielki zaszczyt, przywilej wręcz.
W Twoim życiu artystycznym ważną rolę odgrywa także praca lektorki. Jak łączysz te dwie ścieżki i czy czerpiesz z nich wzajemną inspirację?
Łączę je z wielką przyjemnością! Dobrze wyczułaś, że te ścieżki spotykają się we mnie i wzajemnie na siebie wpływają. To wciąż głos i wyrażanie nim opowieści. Tam też, jak w muzyce: są frazy, emocje, i warstwa rzemieślnicza która otwiera bramy do raju swobody wyrazowej. W obu swoich profesjach poruszam się zawsze z pełnym zaangażowaniem, czasami moment przerwy podczas nagrywania audiobooka wyznaczają napływające mi łzy i potrzeba ochłonięcia. I tu, i tu, wkładam zawsze całe serce.Jest też dla mnie niebagatelnym zaszczytem to, że mogę komuś przeczytać książkę. To dużo. Być może po drugiej stronie tej relacji ktoś relaksuje się po długim dniu w pracy. Może przebywa w szpitalu albo ma kiepski dzień i towarzyszę mu w podróży w inną rzeczywistość, która bywa ratunkiem. Może akurat odkurza, a w słuchawkach ja mu maluję inny świat, i może sprzątanie idzie szybciej. Może ma kłopoty z zaśnięciem, więc spotykamy się w przestrzeni jakiejś historii, aż w końcu zaśnie. Może umilam mu trasę, którą ma do przejechania. To wszystko jest o służeniu człowiekowi swoimi zasobami, o towarzyszeniu mu, o bliskości. Kocham szczerze obie te moje gałęzie zawodowe. Marzę, by w nich pracować do ostatnich moich dni.
Na Instagramie pokazujesz swoją sensualną, wyrazistą stronę. Jak ważna jest dla Ciebie wizualna oprawa Twojej twórczości? Czy uważasz, że obraz potrafi wzmocnić przekaz muzyki?
Na instagramie pokazuję siebie. Ja taka jestem. Nie jest to efekt konsultacji PR-owych czy sztucznie wykreowanego wizerunku. Mam mocne poczucie siebie, tego kim jestem, i uczciwe wydaje mi się po prostu życie swojego życia.Sfera wizualna to coś w czym na początku, jako bardzo młoda dorosła, zupełnie się nie odnajdowałam. Chciałam ćwiczyć warsztat, muzyka była dla mnie całą treścią. Wszystko inne mi przeszkadzało. Z wiekiem, stając się dorosłą kobietą, odnalazłam w przestrzeni wizualnej kuszące zaproszenie, by jeszcze bardziej być sobą… Uważam, że to również środek ekspresji. Niegdyś wolałabym, żeby nie istniał i nie zawracał mi skupionej głowy, a dziś z czułością wspominam tamtą siebie – wówczas nowicjuszkę w dziedzinie kobiecości. Teraz z dziką przyjemnością upewniam się, że za sferę wizualną – w teledysku, na koncercie, podczas wywiadu, na spotkaniu prywatnym – biorę odpowiedzialność. Wzrok to jeden ze zmysłów jakimi doświadczamy życia. Chcę dbać o moich Słuchaczy także tak, to część uczciwości i profesjonalizmu, ale też… zabawy! Pragnę zaznawać piękna. Póki żyję, chcę żyć. Niech mój wygląd wyraża kim jestem i jak się czuję.
Jakie emocje chciałabyś wzbudzać w swoich słuchaczach? Co jest dla Ciebie najważniejsze w ich odbiorze Twojej twórczości?
Ach… Mam do moich Słuchaczy ogromny szacunek. Jestem szalenie wdzięczna za ich czas, uważność, wrażliwość. Lubię ich poznawać. Zawsze jestem ich ciekawa. Nasze rozmowy pokoncertowe są dla mnie bardzo ważne. Gdy otwierają na mnie i przede mną serca – to dla mnie szczególne wynagrodzenie. Nigdy go nie biorę za pewnik, przenigdy. Żyję i chcę żyć tak, by moje jakości były jak najszlachetniejsze, by w pełni wyrażać swój potencjał i by być tych moich Słuchaczy – ich uszu i serc – godną. Nie tylko za sprawą darów jakimi zostałam obdarzona, ale też za sprawą jakości tego co robię i swojej autentyczności. To leży po mojej stronie i to jest szalenie istotne, bo to jest cała moja część tego jak Słuchacze odbierają moją twórczość. Aż tyle i tylko tyle jest moje.A po stronie Słuchaczy? Jakie emocje chciałabym wzbudzać? Chcę, by moi Słuchacze czuli i odbierali moją muzykę, mój śpiew, wedle tego jak chcą i potrzebują. Mają do tego pełne prawo, tak jest uczciwie. Ja pilnuję jakości, służę najpiękniej i najlepiej jak umiem i tym czym umiem, a moi Słuchacze mają absolutną wolność czerpania z tego wedle woli. Dziękuję im, że są.
Jakie są Twoje marzenia i plany na przyszłość – zarówno związane z muzyką, jak i z innymi dziedzinami sztuki?
Marzę, by moja „Pantera”, którą wydaję już 31.01, wyszła na wolność w wielkim stylu!!! Zapraszam do presave’ów – link jest w moim bio na instagramie. Za wydaniem „Pantery”, wydaję kolejne single, a następnie całą płytę. Dalej jest trasa koncertowa. Później kolejna płyta. Wiem już jaka. Jestem otwarta, gotowa na wyzwania, przygody i niespodzianki. Chcę swoje życie spędzić na śpiewaniu, komponowaniu, mówieniu, kochaniu. To moje ulubione dziedziny sztuk, choć przewiduję także flirt z innymi, a jakże! 😉 Marzą mi się działania aktorskie, bardzo. Prywatnie chyba zapiszę się na lekcje tańca, bo woła mnie to – czuję w ciele. Urządzam teraz swoje wymarzone warszawskie mieszkanie – marzę, by było mi w nim dobrze i pięknie, harmonijnie. Niech gości tam muzyka, miłość, radość i przyjaźń. Każdy nadchodzący koncert, event, nagranie, audiobook, piosenka, próba… – to zawsze jest moje marzenie. Marzę, by było ich jak najwięcej, w jak najlepszej jakości. Marzę o współpracy z moimi ulubionymi Polskimi Artystkami. Wymienię je. To już manifestacja, niechaj wybrzmi. Są nimi Panie: Edyta Górniak, Anna Maria Jopek, Kayah i Justyna Steczkowska (celowo wymieniam alfabetycznie). Te głosy, te serca, muzykalności, uduchowienie… Cenię je bardzo. Naprawdę wiele mam marzeń, choć nie o wszystkich opowiem dziś publicznie… Na pewno chcę swoją wrażliwością, sercem i głosem służyć ludziom. Bardzo to kocham i po to się urodziłam. Dziękuję Ci Karolino za miłą rozmowę, a Czytającym za odbiór. Zapraszam na moje media społecznościowe i do odsłuchu „Pantery”. Wszystkiego dobrego!
Karolina Filarczyk