Bartek Królik to człowiek wielu talentów. Muzykuje, produkuje, pisze teksty i przede wszystkich kocha to, co robi! Mimo że jego czas rozdysponowany jest pomiędzy największe nazwiska polskiego świata muzycznego, to wcale nie oznacza, że nie ma przestrzeni na to, by powstawała jego własna płyta.
Już jesienią ukaże się kolejny autorski album Bartka. Artysta w międzyczasie nęci i kusi singlami, które zwiastują najnowsze wydawnictwo. Całkiem niedawno nasz portal postanowił zadać muzykowi kilka pytań związanych z nową płytą, ale nie tylko…
W swoich rękach dzierżysz wiele fachów. Wokalista, kompozytor, producent muzyczny, aranżer, basista i wiolonczelista – w której z tych dziedzin czujesz się najmocniejszy?
Uwielbiam wszystkie te dziedziny. Za nimi kryje się jednocześnie dyscyplina i wolność, a ja najpewniej czuję się, kiedy mam cel i nie jestem ograniczany. Produkcja utworów, nagrywanie i proces twórczy są wielowymiarowe i ekscytujące. Nigdy nie chcesz przestać, bo wiesz, że zaraz powstanie coś nowego, zaskakującego, innego niż zwykle. Możesz w to wkładać swoje emocje, intelekt, umiejętności, albo towarzyszyć w tym innemu artyście. Możesz się spełniać na wiele sposobów, jednocześnie będąc sobą.
Działasz wespół z innymi artystami, pracujesz także na własny rachunek. Łatwiej jest pracować w zespole, czy wolisz zdecydowanie grać wyłącznie na własną bramkę?
Lubię pracować w zespole, gdy ktoś inny rzuca swoje światło na twórczość. To dodaje kolorytu, poszerza perspektywę i często przyspiesza pracę. Myślę, że to dlatego tak bardzo popularne są dzisiaj featuringi albo Song Writing Camps. Tak naprawdę o to chodzi w muzyce. O tę wymianę i dzielenie się energią. Muzyka jest tak plastyczną dziedziną, że można dostosować sposób pracy do własnych potrzeb. Kiedy np.chcę się wypowiedzieć w bardziej osobisty sposób, zamykam się w studio tylko ze swoją głową i swoimi dźwiękami.
Męskie Granie… Panie dyrektorze, proszę nam wyjaśnić, co jest takiego w tej imprezie, że ludzie walą na koncerty drzwiami i oknami…
Tu jest największy procent muzyki w muzyce. Nie ma przypadkowych muzycznych tworów na siłę pchanych przez grupy interesów. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu. Trafna selekcja wykonawców, różnorodność stylów muzycznych, emocje, jakość występów i organizacja. Wszystko na najwyższym poziomie. Dzięki tym czynnikom atmosfera tego festiwalu udziela się wszystkim. To się po prostu czuje. Ludzie, którzy pierwszy raz przychodzą na to wydarzenie, doznają olśnienia, że tak to powinno wyglądać wszędzie.
Na swoim koncie masz pokaźną listę imprez, gdzie byłeś odpowiedzialny za warstwę muzyczną. Męskie Granie to dla ciebie wyłącznie kolejny szczebel w drabinie kariery, czy wprost przeciwnie – traktujesz tę imprezę inaczej niż pozostałe?
Jako wykonawca i wieloletni obserwator rynku muzycznego, jestem pod wielkim wrażeniem organizacji i atmosfery tego Festiwalu. Mam na myśli szczególnie to, co dzieje się w kuluarach. Jest to jedno z niewielu miejsc, w którym artysta czuje się mile widziany i dobrze traktowany. Nie czuje się małpą w korporacyjnym cyrku. W przeciwieństwie do wielu innych festiwali pełnych przypadkowych ludzi, muzycznych hochsztaplerów, tanich kontrowersji, decydentów „pchających” bylejakość, tutaj wszyscy grają do jednej bramki. Atmosfera jest wręcz rodzinna. Artyści po zakończeniu Festiwalu piszą na swoich “socialach” o syndromie zakończenia baśniowych kolonii i chcą wrócić za rok 🙂
Twój nowy album już na jesieni. Sądząc po singlach promujących nowe wydawnictwo, to z pewnością nie będzie „Pan od muzyki” VOL. 2. Opisz w kilku żołnierskich słowach naszym czytelnikom, w co teraz gra Bartek Królik.
W porównaniu do bardziej tradycyjnego i optymistycznego “Pana od muzyki” emocjonalnie i muzycznie jestem w 2023 roku. Ponure czasy rozpalam ogniem tanecznych bitów i tekstami z nutą melancholii, ale i nadziei.
„Fala”, „Chłopiec z zapałkami” i teraz „Obietnice”. Co jest tak wyjątkowego w tych utworach, że one jako pierwsze trafiły do odsłuchu w ramach promocji nowej płyty?
One najlepiej oddają moje refleksje i stan emocjonalny, który uwypuklił czas pandemii. Miałem dość dezinformacji, manipulacji, polaryzacji, rozproszenia internetem i przebodźcowania. Potrzebowałem normalności, kontaktu z samym sobą i z ludźmi. W tych piosenkach słychać powagę sytuacji i niechęć do otaczającego świata, ale też nadzieję i radość.
„Obietnice” to twoja kolaboracja z Klaudią Szafrańską. Jak wasze drogi muzyczne się skrzyżowały? Co sprawiło, że postanowiłeś zaprosić właśnie Klaudię do współpracy?
Zauroczyły mnie Klaudii głos i przede wszystkim energia, która jest bardzo lekka, zwiewna i sexy. Pasowała mi bardzo do utworu mówiącego o tym, żeby odpuścić toksyczne relacje i dać się ponieść uwalniającej muzyce.
O plany zawodowe na najbliższy czas nie pytam – jak zwykle masz ręce pełne roboty. Zapytam o konkrety… Kiedy i gdzie dasz podsłuchać swoim fanom nowego albumu na żywo?
Sezon letnich koncertów co prawda za nami, ale najszybciej ze swoim materiałem pojawię się gościnnie na kilku koncertach jesiennej trasy IGO. Poza tym wracam do studia z Alicją Szemplińską i Łąki Łan.
Karolina Filarczyk