(…) nic nie daje mi tyle satysfakcji w życiu, co muzyka – Swiernalis

Paweł Swiernalis wchodzi na nowy poziom w karierze. Całkiem niedawno ukazała się jego najnowsza płyta „Stoicki niepokój”.

Przy okazji premiery nie mogliśmy sobie podarować tego, by zadać Swiernalsowi kilka czasem niegrzecznych pytań o najnowszym albumie i nie tylko!


Kiedy artysta wydaje pierwszy album, to obawy są o wszystko. Przy drugim jest presja – czy uda się zrobić to lepiej lub przynajmniej tak dobrze, jak za pierwszym razem. Jak to jest, kiedy na świat wydaje się trzecią płytę. Jest już z górki?

Z górki na pewno nie, raczej jestem typem, który podnosi poprzeczkę przy każdej kolejnej próbie, więc w przypadku trzeciego albumu myślałem o tym raczej, że to będzie inna płyta niż Psychiczny Fitness i Drauma. Muzyka to nigdy nie były dla mnie wyścigi, raczej odkrywanie mapy i podbijanie terra incognita więc tym razem ponownie zależało mi na tym, aby naturalnie zrobić coś trochę innego. Niemniej delikatne poczucie, że trzeci album powinien być w jakiś sposób rozwinięciem mojej, dotychczasowej drogi było stymulujące i czuję się w tej materii zadowolony!

Jesteś artystą o wielu twarzach. Każdy z albumów udowadnia, że nie ważne czego się chwycisz, zamieniasz w interesujące danie muzyczne. Jak rodzą się twoje piosenki? Budzisz się zlany potem w nocy i biegniesz do syntezatora, czy siadasz, niczym na etacie i mówisz: „A teraz coś napiszę…”

Dużo czasu spędzam w studio, szukając melodii i brzmień, pracując nad nowymi rozwiązaniami, ale też zarzucając sobie wyzwania: dziś spróbuję napisać utwór oparty o rytm, czy w bardzo wolnym tempie. Mam mnóstwo pomysłów na dyktafonie, zapisuję sobie fragmenty zdań, które przychodzą mi do głowy w metrze, czy podczas rozmowy z ludźmi. Ten proces trwa cały czas, ale etatowa praca po kilka godzin dziennie w studio to bardzo częste rozwiązanie. Lubię też podróże, wtedy inne powietrze sprawia, że myślę trochę inaczej i staram się to wykorzystywać.

W muzyce „robisz” już sporo czasu. Pamiętasz, co tak na dobre zaważyło na tym, że z muzyką postanowiłeś się nie rozstawać?

Było to jakieś dziwne połączenie miłości do muzyki i zdanie sobie sprawy z tego, że to mnie w życiu najbardziej fascynuje i chcę się temu poświęcić – nic nie daje mi tyle satysfakcji w życiu, co muzyka. Miłości przychodzą i odchodzą, ludzie pojawiają się i znikają, a muzyka zawsze zostaje cały czas obok.

„Stoicki niepokój”. Ja po odsłuchu albumu chyba się domyślam, co autor miał na myśli, ale wytłumacz, proszę naszym czytelnikom, co oznacza ten tytuł.

Stoicki Niepokój to stan, który przez ostatnie 3 lata mnie nie opuszczał i w tym chaosie jest jedynym elementem stałym, który sprawia, że czuję się bezpiecznie.

Najnowszy album promują single taki jak Cherry, czy Myśliwy. To był wybór wytwórni, z którą współpracujesz, czy sam wybierałeś utwory do pierwszego, promocyjnego odstrzału?

Single wybierałem sam tak jak i materiał na płytę. Raczej nikt nie rozumiał moich wyborów, jednakowo przy Kryptowalucie czy Part Time Filozof w zasadzie odradzano mi ich wybór, bo kryptowaluta zbyt mało singlowa, a filozof zbyt agresywny. Niemniej od początku miałem wizję na ten album i siebie w nim, więc nie do końca się tym przejmowałem, a po czasie cieszę się, że tej koncepcji się trzymałem. Lubię pokazywać się z różnych stron i wiem, że moi słuchacze to zaczęli doceniać – za to ich uwielbiam!

Twoim słuchaczem nie mógłby zostać statystyczny Kowalski. Dlaczego? Zbyt dużo tu dźwięków, które trzeba zrozumieć, lubić. Part Time Filozof to najwyższy poziom muzycznego wtajemniczenia. Nie kusiło cię nigdy, żeby pójść w komercję i odcinać kupony z popularnych radiostacji i koncertów w telewizji?

Nie miałem nigdy aspiracji zostać telewizyjną gwiazdą, ponieważ bardzo cenię sobie podążanie własnymi ścieżkami i robienie tego, co chcę na zasadach, jakie sobie ustalę. Niemniej nie zamykam się na granie dla ‘Statystycznego Kowalskiego’ gdyż muzyka, jakiej słuchamy, nie jest do końca związana z tym, kim jesteśmy. Znam dresiarzy słuchających metalu i krawaciarzy pijących do the Smiths, więc czemu odrzucać z założenia jakąś grupę docelową? Faktycznie mainstream nie jest dla mnie naturalnym środowiskiem, niemniej być może kiedyś zmieni się moje podejście, albo koniunktura.

Dosłownie dwie chwile temu zaprezentowałeś swój najnowszy materiał publiczności Next Fest w Poznaniu. Jak się gra materiał, którego nikt jeszcze nie zna? (oczywiście poza singlami). Dostałeś feedback, jakiego się spodziewałeś, czy było jeszcze lepiej?

Feedback po koncercie był totalnie piękny, nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Wystąpiliśmy na NextFeście z nowym materiałem, 20-osobowym Chórem Pogłosy więc nie miałem pojęcia czy w ogóle ktoś przyjdzie, czy zostanie z nami na czas koncertu, jakie będą reakcje. Okazało się, że przez cały koncert mieliśmy pełną salę w Zamku, a po koncercie słyszałem dziesiątki relacji o wzruszeniach, zachwytach i niedowierzaniach co się na tej scenie wyprawiało. A trudno o coś takiego przy premierowym koncercie, bo jednak ludzie większości materiału nie znali. Plusem takich sytuacji jest fakt, że nikt nie wie, jak to ma brzmieć, więc nie ma miejsce na żal po pomyłkach, niemniej udało się obyć bez nich 😉

Będzie szansa usłyszeć się na innych koncertach gdzieś w Polsce?

Chwilowo nie mam bookera, więc jeśli ktoś to czyta – chętnie pogramy z tym materiałem festiwale i koncerty, wychodzi nam to pięknie!

Karolina Filarczyk

Napisz komentarz