Zespół mona polaski zamyka wydawniczy rozdział związany z premierą swojego tegorocznego albumu — Oryginał. Zwieńczeniem tego etapu jest wyjątkowy teledysk do singla Nic po nas nie widać
Są piosenki, które powstają w trudzie podobnym do wykuwania kształtów z żelaza oraz takie, które spływają na nas z lekkością światła porannego słońca, bardzo szybko przechodząc ze stanu myśli w stan gotowego utworu — mówi Karol Stolarek, lider zespołu mona polaski.
Nic po nas nie widać to jedna z tych piosenek, które spłynęły na zespół pewnego letniego popołudnia w łódzkich podziemiach, gdzie mieści się ich sala prób. Numer powstał pod koniec pracy nad albumem Oryginał i stał się nośnikiem dla tekstu, który hibernował i czekał na odpowiednie dźwięki oraz odpowiedni czas. Utwór ma w sobie transowo-hipnotyczny rytm, niemożliwy do zatańczenia według z góry wyuczonych kroków i instrukcji. Takie rytmy tańczy się tylko po swojemu i tylko z odpowiednią dozą obojętności wobec tego, co pomyślą o tym inni. Otwierające się refreny niosą tytułową frazę, przeplatając się z opowieścią zapisaną w trzech zwrotkach. Kawałek kończy się arpeggiatorowym outro, zostawiając po sobie powoli gasnącą poświatę.
Nad teledyskiem do utworu Nic po nas nie widać zespół pracował z uznanym duetem tworzonym przez Agatę Lenczewską-Madsen i Jespera Madsen — parę, która na co dzień mieszka w Danii, ale sercem związana jest z Łodzią. To właśnie tu oboje kończyli uczelnie artystyczne.
Klip stanowi nostalgiczny wehikuł czasu do powojennej fabrykanckiej Łodzi. W klipie sacrum, stanowiące zachwyt nas miastem miesza się z codziennym profanum ludzi, którzy tworzą jego społeczność. To również hołd dla takich mistrzów jak Corbijn (teledyski Depeche Mode) czy Lenczewski — superwizor artystyczny wideoklipu, realizujący w latach osiemdziesiątych teledyski Maanamu. Autorzy nie ukrywają swoich fascynacji i inspiracji. Jednocześnie pozostają wierni własnej poetyce obrazu.
Nieskończona miłość. Miasto, które się kocha, ale którego się nie poznaje. Kolaże z twarzy. Nic po nich nie widać. Videoclip jest hołdem dla miasta utkanym z poetyckich i metafizycznych obrazów, które zdają się już nie istnieć. W tym wszystkim znajduje się zespół mona polski, wiążąca część tej wizualnej opowieści. Czy to sen, czy to rzeczywistość? To nie ma znaczenia. Obraz, który wciąga, ale nie tłumaczy. Zupełnie jak tekst piosenki — opowiada Agata Lenczewska-Madsen.
Oryginał mony polaski będzie jeszcze rozbrzmiewał na żywo — zimą i wiosną w klubach, a latem na festiwalowych scenach. Najbliższe koncerty zespół zagra 25 listopada w Poznaniu, w ramach 33 Showcase oraz 2 grudnia w klubie Przestrzeń w Łodzi. W międzyczasie artyści pracują już nad nowym materiałem, którego pierwsze zapowiedzi otrzymamy wraz z początkiem nowego roku.