Są takie utwory, które zostają z nami na długo – nie tylko melodią, ale i emocjami, które budzą. „Niezamieszkany” to piosenka Mariusza Obijalskiego o pustce i nadziei, o gotowości na czyjąś obecność, ale też o tym, że czasem pozostajemy sami w przestrzeni pełnej oczekiwania. Delikatna, ale przeszywająca, pełna ciepła, a jednocześnie nostalgii. Jak powstawał ten singiel? Co było jego inspiracją? Zapraszamy do lektury wywiadu, który odkrywa kulisy tej wyjątkowej kompozycji.
„Niezamieszkany” to bardzo emocjonalny utwór – co było jego główną inspiracją?
„Niezamieszkany” opowiada o byciu gotowym na czyjąś obecność, ale jednocześnie o tym, że ta przestrzeń – zarówno fizyczna, jak i emocjonalna – wciąż pozostaje pusta. To trochę jak czekanie na kogoś, kto nie wiadomo, czy w ogóle przyjdzie.
Inspiracją była ta specyficzna chwila, kiedy człowiek czuje, że czegoś mu brakuje, że ma miejsce dla kogoś w swoim życiu, ale to miejsce wciąż jest nieumeblowane – samotne, pełne niedokończonych myśli. Jest w tym nadzieja, ale też pewna tęsknota, może nawet bezradność.
Muzycznie chciałem, żeby ta emocja była wyczuwalna – żeby utwór nie był przesadnie ciężki, ale jednocześnie miał w sobie ten klimat zawieszenia, jak stanie w otwartych drzwiach będąc pełnym niepewności, czy wejść do środka.
Jak wyglądał proces tworzenia tego singla? Czy miałeś konkretną wizję od początku?
Miałem dość konkretną wizję tego utworu od samego początku – wiedziałem, że chcę, aby „Niezamieszkany” był delikatną, intymną balladą. Wiedziałem też, że kluczową rolę odegra kwartet smyczkowy, bo zależało mi na klasycznym, ciepłym brzmieniu, które doda utworowi głębi.
Sam proces pisania zaczął się bardzo naturalnie, w moim mieszkaniu, przy przytłumionym pianinie. Najpierw pojawiło się jedno słowo – „niezamieszkany” – i to ono było zaczynem całej piosenki. Tekst wyrósł wokół tej jednej myśli. Potem przyszła kolej na aranżację – wiedziałem, że chcę, aby instrumentacja była oszczędna, ale jednocześnie bogata w detale, które budują nastrój. Oprócz kwartetu, pianina nie mogłem się powstrzymać, żeby tu i ówdzie nie położyć jakiegoś miękkiego i szerokiego brzmienia z syntezatora analogowego.
Twój nadchodzący album ukaże się w marcu 2025 roku – czego możemy się po nim spodziewać?
Na albumie znajdzie się 11 utworów, które opowiadają o różnych odcieniach samotności, tęsknoty, relacji i poszukiwaniu siebie w tym wszystkim. To bardzo szczery, osobisty materiał – momentami intymny i refleksyjny, a momentami surowy i bezkompromisowy.
Muzycznie poruszam się w klimacie alternatywnego popu i elektroniki, ale nie brakuje tu też klasycznych brzmień, które dodają emocjonalnej głębi. Będzie miejsce zarówno na wzruszające ballady, jak „Niezamieszkany” czy „Minął rok”, jak i na numery, które świetnie sprawdzą się jako soundtrack do nocnej jazdy przez miasto – jak „Metro” czy „Psychopaci mają łatwiej”.
Ten album to opowieść o ludziach – tych, którzy byli, tych, którzy odeszli i tych, którzy pojawili się na chwilę. O rozmowach, które się skończyły („Nie gadamy”), i o tych, które mogły się wydarzyć, ale zabrakło odwagi („Metro”). O lękach, które czasem pozwalają nam funkcjonować na autopilocie, i o momentach, w których trzeba spojrzeć sobie w twarz („Spowiedź”).
To nie jest płyta jednego nastroju – chciałem, żeby była pełna życia, nawet jeśli opowiada o jego mroczniejszych zakamarkach. Mam nadzieję, że każdy, kto po nią sięgnie, znajdzie w niej coś, co z nim zostanie.
Współpracowałeś z wieloma uznanymi artystami. Która z tych kolaboracji najbardziej wpłynęła na Twoją twórczość?
Każdy artysta, z którym miałem okazję współpracować, zostawił we mnie jakiś ślad, jakiś rodzaj inspiracji. Każda kolaboracja to nowe spojrzenie na muzykę, inna wrażliwość, inne podejście do procesu twórczego.
Nie potrafię wskazać jednej, która najbardziej wpłynęła na moją twórczość, bo każda czegoś mnie nauczyła. Czasem to była odwaga w eksperymentowaniu, czasem dbałość o najmniejszy detal, a czasem po prostu sposób, w jaki ktoś podchodził do muzyki w sensie bardziej ogólnym.
Te spotkania uświadomiły mi też, jak ważne jest, żeby zachować swój własny głos. I że jestem gotów na wyjście z cienia, na zostawienie roli szarej eminencji za sobą i zrobienie czegoś w końcu pod szyldem swojego nazwiska. To oczywiście odpowiedzialny ruch, ale mam nadzieję, że okaże się nagradzający.
Jesteś nie tylko kompozytorem, ale też producentem i multiinstrumentalistą – która z tych ról sprawia Ci największą satysfakcję?
Najwięcej satysfakcji sprawia mi komponowanie – moment, w którym coś, co było tylko myślą, zaczyna nabierać kształtu i staje się realnym wykonaniem, a potem nagraniem. To proces, który zawsze mnie fascynował – jak z niczego powstaje coś, co nagle ma emocje, znaczenie, swoją energię.
Produkcja i granie na różnych instrumentach są dla mnie narzędziami, które pozwalają doprowadzić tę wizję do końca. Lubię mieć kontrolę nad tym, jak utwór ostatecznie zabrzmi, szukać właściwych barw, budować atmosferę.
Jeśli chodzi o koncertowanie, to wciąż coś nowego dla mnie – zagrałem dopiero dwa koncerty ze swoim materiałem, więc jeszcze nie wiem do końca, jak to będzie wyglądać. Ale mam wrażenie, że to ma potencjał, żeby stać się moją ulubioną artystyczną aktywnością. Jest w tym coś wyjątkowego – dzielenie się muzyką na żywo, widzenie, jak ludzie na nią reagują. Myślę, że to dopiero początek mojej drogi scenicznej, ale już teraz czuję, że może być to dla mnie bardzo ważne.
Twoja muzyka ma wyjątkowy, subtelny charakter. Jakie brzmienia i artyści inspirują Cię obecnie?
Lubię balansować między delikatnością a niepokojem – miękkie, ciepłe brzmienia syntezatorów często zestawiam z bardziej surowymi, czasem ostrzejszymi samplami. Staram się, żeby moja muzyka miała w sobie przestrzeń i oddech, ale jednocześnie nie była przewidywalna – lubię, kiedy dźwięk potrafi zaskoczyć, wciągnąć w swój świat.
Jeśli chodzi o inspiracje, to jest ich wiele. Bardzo cenię artystów, którzy potrafią łączyć emocjonalność z nieoczywistymi rozwiązaniami brzmieniowymi – James Blake, Radiohead, Aphex Twin, Moderat, Mount Kimbie. Ich muzyka pokazuje, jak można bawić się formą, jak eksperyment może współistnieć z melodyjnością. Inspirują mnie też bardziej intymne, subtelne rzeczy – Oh Wonder, Syd, Billie Eilish – ich podejście do wokalu, dynamiki i przestrzeni w produkcji.
Nie zamykam się na jeden kierunek, raczej szukam dźwięków, które mnie poruszają, niezależnie od gatunku. Myślę, że moja muzyka jest dość eklektyczna, choć słuchacz na pewno znajdzie w niej wspólny mianownik.
Jesteś autorem muzyki do musicali – czy doświadczenia teatralne wpłynęły na Twój solowy styl?
Myślę, że doświadczenia teatralne w pewien sposób przesiąkają do mojej muzyki, ale nie nazwałbym swojego solowego stylu „teatralnym” – to jednak zupełnie inna dziedzina. Teatr rządzi się własnymi prawami, ma inną dynamikę, inną narrację.
Natomiast samo pisanie muzyki do spektakli miało ogromny wpływ na moją twórczość solową – można powiedzieć, że to właśnie od tego wszystko się zaczęło. Kiedyś, pracując nad musicalem, rozważałem wynajęcie profesjonalnego wokalisty do nagrania wersji demo, ale po przeliczeniu kosztów i zysków postanowiłem sam zaśpiewać te partie. I wtedy coś kliknęło.
Z czasem zaczęły do mnie docierać opinie, że aktorom bardziej podobały się moje demówki niż te same utwory śpiewane później na scenie przez innych wykonawców. To dało mi do myślenia – uświadomiłem sobie, że może faktycznie mam coś do powiedzenia własnym głosem, że warto spróbować pójść w tę stronę. Tak narodziła się moja solowa twórczość – trochę przypadkiem, ale też w bardzo naturalny sposób.
Czy „Niezamieszkany” to utwór, który najbardziej oddaje klimat całego albumu, czy możemy się spodziewać różnorodności?
Album będzie dość różnorodny – „Niezamieszkany” to tylko jedna z jego stron, chyba ta najbardziej spokojna i refleksyjna. To utwór, który dobrze oddaje głębię płyty, ale nie definiuje jej w całości.
Będą momenty bardziej dynamiczne, mocniejsze brzmieniowo, czasem niepokojące, czasem taneczne. Będą utwory do słuchania w nocy, w samochodzie, ale też takie, które mają w sobie intymność i przestrzeń. Zależało mi, żeby ten album nie był jednowymiarowy – chciałem, żeby oddawał różne kolory, różne etapy pewnych historii.
Więc jeśli ktoś polubił „Niezamieszkany”, na pewno znajdzie na płycie więcej takich subtelnych momentów, ale też kilka niespodzianek.
Jakie emocje chciałbyś, aby słuchacze wynieśli z Twojej nowej płyty?
Chciałbym, żeby ten album dawał przestrzeń na różne emocje – żeby każdy mógł znaleźć w nim coś dla siebie, w zależności od momentu, w którym go słucha.
Jest w tej płycie sporo refleksji i melancholii, ale nie w sposób przytłaczający – raczej tak, by można było spojrzeć na swoje własne doświadczenia z dystansu. Chciałbym, żeby dla niektórych był to rodzaj oczyszczenia, coś, co pozwoli im nazwać uczucia, które gdzieś w nich siedzą.
Ale to nie jest tylko smutna płyta. Są na niej momenty radości, energii, muzyki, która może dawać siłę, która może towarzyszyć w ruchu – w drodze, w myślach, w życiu. Chciałbym, żeby ten album był dla słuchacza czymś więcej niż tylko zbiorem piosenek – żeby stał się tłem dla jego własnych historii.
Gdzie będzie można Cię usłyszeć na żywo w najbliższym czasie?
W tej chwili cała nasza koncentracja była skierowana na doprowadzeniu do premiery tego debiutanckiego albumu. Myślę, że działalność koncertowa będzie kolejnym przystankiem w naszych rozważaniach nad przyszłością projektu „Obijalski”.