Kathia to 18-letnia songwriterka i producentka z Poznania, która dysponuje wyjątkowym, oryginalnym głosem. Młoda artytska jest na samym początku swojej artystycznej drogi. Podczas koncertów gra na gitarze i pianinie. No i pięknie śpiewa! Jak na swój wiek komponuje bardzo dobre utwory i pisze dobre teksty – zarówno po polsku, jak i po angielsku. Kathia jest przed pełnowymiarowym, wydawniczym debiutem.
22 sierpnia 2020 roku (nakładem Borówka Music) światło dzienne ujrzała jej EP „Town” z sześcioma utworami i… od razu została Płytą Tygodnia portalu Onet! EP w nakładzie 500 egzemplarzy rozeszła się w cztery miesiące! Wydawca szybko musiał zamówić dodruk.
Katarzyna Grzmielewska
Kathia
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z Borówka Music?
Rozpoczęła się niecały rok temu, kiedy Islandczyk Ragnar Ólafsson miał swoją trasę koncertową po Polsce. Szukał damskiego wokalu, do zaśpiewania duetu w kilku swoich piosenkach. Zgłosiłam się, zaśpiewałam z Ragnarem i tak spodobał mu się mój głos, że przekazał Bartkowi (szefowi Borówka Music), że na jego następnej trasie po Polsce też chce, żebym z nim zaśpiewała. Od razu się z Ragnarem polubiliśmy, więc bardzo się z tego faktu ucieszyłam. Kilka miesięcy minęło, „Raggi” miał kolejną trasę i zgodnie z obietnicą zaprosił mnie do duetu. Na tym koncercie pierwszy raz miałam styczność z Bartkiem Borówką. Jemu chyba też spodobał się mój głos, bo kiedy rozmawiałam z nim po koncercie i szczerze wyznałam, że kocham śpiewać, mam swój materiał, ale nie mam się gdzie pokazać, ten zaproponował mi, żebym… na drugi dzień pojechała z nim i Ragnarem na końcówkę jego trasy i wystąpiła w czterech miastach w roli supportu! Kiedy padła ta szalona propozycja (miałam 17 lat, a jakiś łysy obcy człowiek i jego kolega wiking proponowali mi z dnia na dzień rzucić wszystko i jechać w trasę) od razu się zgodziłam. Wcześniej tylko 5 sekund rozmawiałam o tym z moją mamą, która zawiodła mnie na koncert, bo nie mam jeszcze prawa jazdy. Razem stwierdziłyśmy, że trasa koncertowa jest ważniejsza niż sprawdzian z matematyki i weszłam w to. Po trasie Bartek zaproponował mi współpracę i tak sobie wygodnie osiadłam w tej agencji. Reszta jest historią, która nadal się tworzy (śmiech).
Twoje pierwsze koncerty były bardzo kameralne. Czy zanim zaczęłaś występować na scenie, to uczestniczyłaś w małych, domowych koncertach?
Nadal gram w domach ludzi. Tak naprawdę to większość moich koncertów to tak zwane house gigi. W czasie pandemii regularne wydarzenia praktycznie się nie odbywają. Od samego początku uwielbiałam te kameralne koncerty, z duszą i dobrą energią ludzi. Gospodarze i ich znajomi, których zapraszają na koncert, robią całą robotę i sprawiają, że każdy taki wieczór jest wyjątkowy.
Jak wspominasz wspólne koncerty z Ragnarem?
Załapaliśmy z „Raggim” dobry kontakt, zbudowaliśmy fajną więź sceniczną. Mogę powiedzieć, że jest moim „bratem od innej matki” (śmiech). Wspólne koncerty wspominam bardzo pozytywnie. Uwielbiam naszą energię, kiedy jesteśmy razem na scenie. Dzieje się wtedy coś magicznego, coś co trudno opisać. Kiedy wiele razy dzieliło się z kimś scenę, następuje coś w stylu połączenia muzycznego, wystarczy jedno spojrzenie i wiadomo kiedy zaśpiewać, kiedy wejść dobrze w refren albo jednym spojrzeniem powiedzieć drugiej osobie „wiem, że jesteś pijana, ale damy radę, będzie dobrze!” (śmiech). Dzięki Ragnarowi mogłam występować na większych scenach, przyzwyczajać się do większej ilości osób, które słuchają tego, co mam do powiedzenia.

Twoja debiutancka EP została ciepło przyjęta. Czy planujesz wydać długogrającą płytę ?
Moja EP „Town” została przyjęta bardzo ciepło! Byłam tak zszokowana, że w 4 miesiące wyprzedał się cały pierwszy nakład (500 sztuk) i już musieliśmy robić dodruk! Serce mi rośnie gdy słyszę, że ludzie słuchają mojej płyty czy to w drodze do pracy, czy relaksując się przy lampce wina. Na razie słyszałam same pozytywne opinie, więc strasznie mi miło – to motywuje do działania. Co do długogrającej płyty, mam w planach wydać album po polsku na początku przyszłego roku (jeśli Covid nie popsuje mi planów). Pierwszy raz wypuszczę polską muzykę, więc nie mogę się doczekać jak zareagują na to ludzie, którzy po koncertach wręcz domagają się numerów w naszym języku. Powoli już piszę teksty, produkuję, miksuję i masteruję muzykę.
Co było najtrudniejsze podczas nagrywania debiutanckiej EP?
Nie było nic trudnego (poza tym, że musiałam opanować program do miksowania), bo te piosenki wręcz ze mnie wypływały. Martwiłam się jednak, że nikomu nie będzie podobała się moja muzyka – to było najtrudniejsze. Ten niepokój. Wiadomo, że jest tym większy, im bardziej komuś na czymś zależy, a mi na mojej muzyce zależy bardzo.
Niedawno został opublikowany mini koncert w ramach Garage Show. Jak doszło do tej współpracy i jakie masz wspomnienia z tego wydarzenia?
Tak! Pewnego dnia poprzez moją agencję Borówka Music dostałam zaproszenie do nagrania sesji live od ekipy Garage Show. Pojechałam więc, bo po obejrzeniu na ich YouTube’owym koncie kilku nagrań z wrażenia opadła mi szczęka – chłopaki odwalają kawał dobrej roboty. Bartek z Borówka Music (mój „koncertmistrz”) od kilku miesięcy mówił mi „Kasia, z bookowaniem Twoich koncertów jest wszystko ok, ale serio – musisz mieć jakieś sensowne video live”. No to się ładnie wszystko ułożyło. Dojechałam na miejsce nagrania, do… garażu (jak sama nazwa tego show wskazuje), spotkałam przemiłych ludzi, w tym przystojnego operatora kamery (śmiech), więc od razu poczułam dobrą energię! Chłopaki z garażu wkładają w to co robią całe swoje serducho i to widać na nagraniach. W garażu panowała świetna energia ludzi z pasją! Wszystko się zgadzało, a efekty naszej pracy można zobaczyć na Youtube Garage Show! Polecam!
Zdjęcie główne Damian Christidis