Zespół Mgły to twórcy, którzy nie boją się eksperymentować z dźwiękami, łącząc różne gatunki muzyczne w unikalny sposób.
Portal Muzykoholicy.com zaprasza do lektury wywiadu z tym fascynującym zespołem, który opowiada o swoim najnowszym singlu „San Francisco”, inspiracjach związanych z morskimi opowieściami oraz o emocjach, które stoją za ich twórczością. Oto historia o tęsknocie, przeszłości i poszukiwaniach, która na pewno zainteresuje każdego fana alternatywnej muzyki. Przeczytaj wywiad i zanurz się w mistycznym świecie Mgły!
Wasz nowy singiel „San Francisco” zapowiada drugi album. Co dokładnie chcielibyście przekazać słuchaczom poprzez tę kompozycję?
San Francisco to osadzona w morskiej scenerii opowieść o powrocie do miejsca, które kiedyś naznaczone było szczęściem, a dzisiaj jest już tylko wspomnieniem. To bliska każdemu człowiekowi tęsknota za tym, co utracone. Tęsknota, która nie pozwala o sobie zapomnieć, stając się cząstką nas i naszego świata. Chyba wszyscy znamy to z autopsji. Nie chcieliśmy jednak, aby San Francisco było historią smutną, czy tragiczną. Za dużo w naszym życiu smutku, nostalgii, a Mgły również dlatego są mgłami, że czasem wolą nie widzieć, nie czuć. I odpowiadając na Twoje pytanie, o to co dokładnie chcieliśmy przekazać słuchaczom poprzez tę kompozycję, to być może będzie to zaskoczeniem dla wielu z naszych słuchaczy, ale tym utworem chcieliśmy zwrócić uwagę na inny aspekt związany z rozpamiętywaniem przeszłości- mianowicie jego ostatnim etapem – ostatecznym rozliczeniem się z sensem trwania w tej zamglonej „rzeczywistości”. Wskazują na to ostatnie wersy utworu, które skłaniają do zadania sobie pytania- po co tu wracam, czy to wszystko, co mam? Piosenka ma więc za zadanie obudzić nas – wyrwać ze snu, wstrząsnąć i powiedzieć – koniec, wracam.
„San Francisco” jest częścią szerszej koncepcji morskich opowieści. Skąd wzięła się inspiracja do takiej tematyki?
Główną inspiracją do stworzenia naszego drugiego albumu były organy morskie w Zadarze, które kiedyś udało nam się usłyszeć podczas letnich wakacji w Chorwacji. Dźwięk tych organów był tak fascynujący, uwodzicielski i psychodeliczny, że od razu wiedzieliśmy, że nasz kolejny album będzie z nim związany. Organy morskie to instrument zupełnie odbiegający brzmieniem od organów znanych nam głównie z kościołów. To instrument, który wydaje dźwięki, poprzez uderzenie morskich fal o piszczałki (rury) organów. Ten schemat działania tego wyjątkowego instrumentu, nasuwa na myśl skojarzenia z muzyką morza, romantycznym związkiem człowieka z naturą i tęsknotą za poznaniem tajemnicy związanej z naszym istnieniem. Według niektórych znawców tematu nasza planeta powstała przecież z wody, więc można pokusić się o stwierdzenie, że jesteśmy jej dziećmi. To wydaje się być całkiem uzasadnione, skoro w momentach kryzysu, lgniemy do morza, by wpatrywać się w jego toń, szukając znaku, jakiejś odpowiedzi. Wydaje nam się, że nad morzem szukamy też równowagi, bo wsłuchując się w jego szum, dźwięk fal naznaczający przypływ – odpływ, możemy utożsamić go z naszym oddechem – wdechem, wydechem. Przypływ, odpływ, wdech, wydech… To pozwala znaleźć spokój, zauważyć, że jesteśmy tu i teraz i że tylko to jest ważne. Jest to wyjątkowo pociągająca nas koncepcja i tematyka.
W piosence poruszacie motyw poszukiwania tego, co utracone. Co dla Was oznacza „utracona przeszłość” i w jaki sposób odnajdujecie ją w swojej muzyce?
To bardzo ciekawe pytanie. Odpowiedź na nie, choć na pierwszy znak, nie wydawała się prosta, okazała się być oczywista. Muzyka jest sztuką, która chyba najlepiej pozwala nam się wyrazić. W naszym odczuciu tylko ona potrafi połączyć niejednoznaczność z melancholią, stając się częścią opowieści, którą staramy się przekazać w tekstach. Szukamy magii, utraconych dziecięcych marzeń, wzruszenia, klucza do poznania tajemnicy naszego smutku czy innych uczuć, które towarzyszą nam w codzienności. Chcielibyśmy powiedzieć, że nasza muzyka jest właśnie próbą odtworzenia tych magicznych momentów, wspomnień z przeszłości, bo w zasadzie dla większości z nas jest to główna motywacja do tworzenia. Szukamy więc tego, co utracone, chcąc, choć na chwilę, odzyskać to poprzez muzykę. Brzmi to dość górnolotnie, ale przynajmniej w tym momencie, wydaje się być prawdziwe. Dziękujemy więc za to pytanie. Pozwoliło nam ono poddać się ekspresowej psychoanalizie, po której będziemy mogli spojrzeć na siebie i swoją twórczość zupełnie innym okiem.
W utworze wyraźnie słychać wpływy dreampopu. Jakie inne gatunki muzyczne miały wpływ na brzmienie tego singla i całego albumu?
Zawsze mamy problem z klasyfikowaniem naszych utworów, ale w San Francisco, oprócz wspomnianego przez Ciebie „dreampopu”, pobrzmiewa echo gatunków indie pop czy art pop. Wydaję nam się, że nasz najnowszy singiel jest syntezą dokonań takich zespołów jak Beach House, Cocteau Twins czy artysty Tame Impala. Spotkaliśmy się również z porównaniem San Francisco do amerykańskiego pop-rocka lat 80- tych, co akurat byłoby dla nas fortunnym zbiegiem okoliczności, bo stanowiłoby kolejną klamrę kompozycyjną związaną z nawiązaniem do stylistyki VHS, jaką zastosowaliśmy w klipie do tej piosenki.
Współpracujecie z Tomkiem Głodkiem, twórcą animacji, który stworzył teledysk do „San Francisco”. Jak doszło do tej współpracy i co chcieliście osiągnąć wizualnie?
Z Tomkiem Głodkiem znamy się od wielu lat, a nasza przyjaźń zawiązała się przy okazji współpracy nad teledyskiem do singla „Rzeka”. Miało to miejsce w 2018 roku. Potem zrobiliśmy jeszcze wspólnie kilka klipów, by znów nasze szlaki przecięły się w San Francisco 🙂 Tu możemy zdradzić, że nie jest to nasza ostatnia współpraca i jeszcze w tym roku będzie można zobaczyć nasze kolejne muzyczno-filmowe przedsięwzięcie. Jeśli chodzi o stronę wizualną obrazu do „San Francisco”, to zależało nam, by była to sentymentalna podróż do ery kaset VHS. Stąd taka konwencja teledysku, która, tak jak wspominaliśmy wcześniej, odzwierciedla naszą tęsknotę za niezapomnianymi latami 80 czy 90-tymi. Piosenka opowiada o życiu wspomnieniami, co prostą drogą kieruje nas właśnie do wspomnianych wcześniej lat wczesnej młodości.
Album ma być pełen morskich historii. Jakie inne wątki tematyczne pojawią się na płycie i co chcielibyście, by słuchacze odkryli podczas odsłuchu całego albumu?
Przede wszystkim chcielibyśmy, aby słuchacze przenieśli się w inny wymiar. Aby udali się z nami w podróż po morzach, oceanach. Aby wsłuchali się w melodię morza i zasłyszane na morzu, historie wszystkich ludzi, którzy byli z nim związani. Historie opowiadane przez syreny, marynarzy, a także tych, którzy na brzegu oddawali morzu swoje łzy. Symbolika związana z morzem jest naprawdę bogata. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, wyjaśnimy przy tym, że te morskie konotacje nie będą dotyczyć tylko warstwy tekstowej, ale i instrumentalnej. Morski klimat odzwierciedlać będą nie tylko, spreparowane przez nas dźwięki organów morskich, ale charakter wielu kompozycji, nawiązujących w swym brzmieniu np. do brzmienia sztormów, odgłosów spod powierzchni wody, czy dźwięków nawet nieco egzotycznych, bo związanych z miejscem na mapie, którego dotyczyć miała nasza morska „podróż”.
Na czym polega specyfika Waszego procesu twórczego? Jak powstają Wasze utwory – czy to bardziej indywidualna praca, czy pełna współpracy?
Nasz pierwsza płyta powstawała w zupełnie inny sposób, od tej obecnej. W „Samotnej Podróży do Arkadii” większość utworów była kompozycjami Ewy i Piotrka, teraz każdy utwór powstaje wspólnie z Rafałem. Piotrek i Rafał odpowiadają przy tym za produkcję. Tym razem inspiracją do stworzenia tekstów były tzw. instrumentalne „zajawki” utworów, nagrane przez Piotrka i Rafała kilka lat wstecz. Nakreślały one klimat kompozycji, stanowiąc impuls do opowiedzenia historii. Co ciekawe, teksty, które będzie można usłyszeć na płycie, stanowią rozwiniętą formę pierwszego skojarzenia, jakie powstało po usłyszeniu tych instrumentalnych motywów. Choć pomysł z tym związany, powstał w rezultacie nieudanych prób zmiany tekstów, to ostatecznie myślimy, że ten swoisty eksperyment pozwoli najlepiej wyrazić emocje, jakie towarzyszyły w procesie twórczym i będzie najbliższy prawdzie. Proces twórczy, jakiemu oddajemy się w ostatnich latach, to temat rzeka. Nauczył nas naprawdę wiele nie tylko muzycznie, produkcyjnie, ale przede wszystkim o sobie. To nieustanna walka żywiołów, a zarazem ogrom inspiracji. W tworzeniu fajne jest to, że ostatecznie efekt tych doświadczeń zostaje urzeczywistniony i dla nas samych zawsze będzie jak wpis w pamiętniku.
Wielu artystów twórczość opiera na emocjach i przeżyciach. Jakie osobiste doświadczenia wpłynęły na powstanie tego albumu?
Cała nasza twórczość jest oparta na emocjach i przeżyciach. Nie oznacza to jednak, że komponujemy czy piszemy teksty natchnieni jakimś ważnym wydarzeniem z naszego życia. Obserwując siebie nawzajem, chyba możemy stwierdzić, że w sytuacji, która jest dla nas trudna, odmiennie od wielu artystów, nie siadamy do pisania utworów, próbując wyrazić emocje, jakie są w nas w tej chwili. Jest to dla nas zbyt trudne. Nasza twórczość, to bardziej przetrawiona czy przepracowana emocja, która z pewnością jest naszą częścią i wiąże się z osobistym doświadczeniem. Jesteśmy Mgłami i staramy się nie być dosłowni, jednakowo w tekstach, muzyce, czy produkcji. Ostatnie lata były dla nas dość trudne, naznaczone wieloma przykrymi wydarzeniami. Na szczęście, te trudne emocje przeplatały się również z tymi najpiękniejszymi, jakie można sobie w życiu wyobrazić. Wszystko to musiało w jakiś „mglisty” sposób naznaczyć naszą twórczość. Nawet jeżeli nie wprost i dosłownie, to z pewnością podświadomie znalazło ujście na drugiej płycie.

Po wydaniu tego singla, co zespół Mgły planuje w najbliższej przyszłości? Jakie są Wasze plany na koncerty i promocję albumu?
W najbliższej przyszłości planujemy kolejne premiery. Aktualnie jesteśmy na etapie miksów do następnych singli i pracy nad teledyskami do nich. Mamy nadzieję, że wiosną pochwalimy się nowymi, mglistymi nutami. Równolegle pracujemy nad aranżacjami koncertowymi, zarówno do nowych utworów, jak i tych starszych z pierwszego albumu. Finalnie – realnie jesienią tego roku – światło dzienne ujrzy nasz drugi krążek i mamy nadzieję, że ten materiał będzie można odsłuchać zarówno w internecie, jak i w wersji live na licznych koncertach 🙂
Karolina Filarczyk