Emilia Pawłowska to pochodząca w okolic Więcborka wokalistka, która dała się poznać za słuchaczom za sprawą wydawnictwa Czas nas uczy pogody, będącego zbiorem najpiękniejszych polskich piosenek w jazzowych aranżacjach. Określana autorskim debiutem płyta Niebo nad jeziorem to próba wypłynięcia Emilii Pawłowskiej na szersze wody. Za kanwę posłużyły teksty poetek: Anny Szucy i Aliny Rzepeckiej, a całość zaaranżował Adam Lemańczyk – wybitny pianista i ceniony producent muzyczny.
Tytuł i okładka płyty przywodzą na myśl późnoletnie wieczory, muzycznie oscylujące wokół poezji śpiewanej. Rzeczywiście, Niebo nad jeziorem zakorzenione jest silnie w tradycji takich muzycznych osobowości jak Edyta Geppert czy Sława Przybylska, okraszone jest jednak potężną dawką jazzu. Zaczyna się nastrojowo, od spokojnego Wybrałam; później jest nieco swingowo i soulowo (W potrzasku). U progu dnia otula nas ciepłymi klawiszami i subtelnym wokalem, Obraz rozbudza niczym kawa dzięki wyraźnym aluzjom do world music. W Zniewolonej wyczujemy subtelne nuty bossa-novy, cały album kończy zaś oniryczne Po spotkaniu (które spodobało mi się najbardziej z całego krążka ze względu na nieco duszny, dymny jazzowy klimat).
Dawno nie słyszałam płyty tak niewymuszonej i naturalnej, która nie odwoływałaby się co chwilę do niepotrzebnych zabiegów stylistycznych czy epatowała wszędobylskim auto-tunem. To zasługa poetyckich tekstów, lecz niewątpliwie również wrażliwości samej Emilii. Z jednej strony jest to album intymny, a z drugiej zaś to płyta, którą możecie włączyć podczas letnich wieczorów na tarasie ze znajomymi – a jeśli nie macie tarasu, doskonale sprawdzi się podczas samotnych spacerów po lesie. Niebo nad jeziorem jest jak letnie powietrze po burzy – ożywcze, nasycone smakiem i zapachem, świeże i przynoszące oddech. Na pewno będę wracać do tej płyty, nie tylko latem, a Wam serdecznie ją polecam.