Ikarus Feel to zespół, który konsekwentnie idzie własną ścieżką, łącząc rockową energię z alternatywnymi i indie brzmieniami. Od momentu powstania w 2019 roku zdobył uznanie zarówno krytyków, jak i publiczności, co potwierdziła m.in. Nagroda Publiczności na Festiwalu Jarocin w 2021 roku. Teraz wracają z nową muzyką i świeżym spojrzeniem na twórczość.
W rozmowie opowiadają o współpracy z Tymkiem przy utworze Antydepresanty, wyzwaniach związanych z tworzeniem autentycznej muzyki i wpływie norweskich producentów na ich brzmienie. Zdradzają również, czego możemy spodziewać się po ich drugim albumie i jak widzą swoją przyszłość na polskiej scenie muzycznej.
Zapraszamy do lektury!
Wasza kolaboracja z Tymkiem przy „Antydepresantach” to dość nietypowe połączenie. Jak doszło do tej współpracy i co was zainspirowało do połączenia gitarowego brzmienia z rapem?
Kolaboracja z Tymkiem jest dużym wydarzeniem w naszej karierze, natomiast nie doprowadziło do niej nic „spektakularnego”. Nie jest to filmowa historia ani nic w tym stylu, po prostu kilka razy spotkaliśmy się przy okazji imprez, na których graliśmy wspólnie. My akurat byliśmy w trakcie szukania kogoś ciekawego, kto mógłby dograć się do „Antydepresantów”. W pewnym momencie jakoś naturalnym stało się dla nas, że Tymek byłby idealny do tej roli, zapytaliśmy go, czy miałby ochotę dograć się do naszego numeru, a on po prostu dał nam szansę, za którą jesteśmy i będziemy wdzięczni. Jeśli chodzi o połączenie naszego brzmienia z rapem, to wydaje mi się, że wynika to z otwartości jednej i drugiej strony. Ludzie kojarzą Tymka głównie z jego klubowych rzeczy, natomiast nie zmienia to faktu, że jest on artystą i że jest otwarty na wszelkie eksperymenty. Nazwanie jednak „antydepresantów” w ostatecznej wersji, naszą piosenką z udziałem Tymka, byłoby trochę krzywdzące. Wydaje mi się, że w tym momencie jest to bardziej nasza wspólna piosenka, ponieważ Tymek bardzo zaangażował się w proces jej tworzenia.
Ikarus Feel zyskał uznanie zarówno wśród krytyków, jak i publiczności. Co uważacie za największy sukces zespołu od momentu jego powstania w 2019 roku?
Ciężko wybrać jedno konkretne wydarzenie, bo to właśnie ich suma doprowadziła nas do miejsca, w którym jesteśmy. Wydaje mi się, że największym sukcesem w naszej karierze jest to, że ona trwa, jakkolwiek by to nie brzmiało. Chodzi mi o to, że droga, którą idziemy, nie należy do najłatwiejszych, nie zaczęliśmy od wielkiego radiowego hitu znanego przez wszystkich Polaków, nie jesteśmy też influencerami bawiącymi się w muzyków. Nie mieliśmy tego startu, który dużo ułatwia i wiele zespołów, czy artystów po takim czasie zazwyczaj się poddaje. Ale nie my, jesteśmy tutaj dalej, gotowi na to, żeby iść swoimi ścieżkami i udowodnić parę rzeczy.
Wasze wcześniejsze single i debiutancki album zdobyły sporo pozytywnych recenzji. Czego możemy spodziewać się po nadchodzącym, drugim albumie? Jakie brzmienie będzie dominować na tym krążku?
Po naszym drugim albumie można się spodziewać tego, że nie dostaniemy tego czego się spodziewamy. Naszą pierwszą płytą pokazaliśmy, że nie boimy się eksperymentować, czy bawić się gatunkami i zamierzamy na pewno przy tym zostać. Jeśli chodzi o gatunki, to na pewno postaramy się dotknąć tych gatunków, których jeszcze nie dotknęliśmy, a jeśli chodzi o warstwę liryczną, to ta płyta będzie bardzo sentymentalna i refleksyjna.
„Antydepresanty” to utwór, który porusza trudną tematykę zagubienia. Jakie osobiste doświadczenia lub przemyślenia przyczyniły się do powstania tego kawałka?
Myślę/ że wystarczy się wsłuchać w tekst i śmiało założyć, że pierwsza rzecz, o której pomyślimy, jest właściwa. Oczywiście chodzi o depresję, z którą zmaga się w tych czasach wiele osób, nie tylko młodych, ale też i starszych. Dotknęliśmy tej tematyki w tekście dlatego, że w naszym kraju depresja dalej jest traktowana trochę po „macoszemu”, chcemy przybliżyć ten temat przez swoją twórczość.
Współpraca z norweskimi twórcami w kwestii produkcji utworu „Antydepresanty” wprowadziła świeżość w brzmienie. Jakie znaczenie miała ta międzynarodowa współpraca i jak wpłynęła na finalny efekt?
Jeśli chodzi o współpracę z norweskim duetem producenckim (Einar Eriksen Kvaløy, JOWST) to ich wkład w „antydepresanty” jest nieoceniony. Świeżość, którą byli w stanie wprowadzić i otwartość, którą nam zaoferowali, wywarła na nas wielkie wrażenie. Wpływ na to ma też na pewno fakt, że nie znają oni „polskich standardów muzycznych”, nie wiedzą, co gra się u nas w radiu, czy co jest na topie, co jest super dla takiego zespołu jak my.
Jakie wyzwania napotkaliście przy tworzeniu muzyki, która łączy elementy rocka, alternatywy i indie, a jednocześnie pozostaje świeża i autentyczna?
Wydaje mi się, że mieliśmy parę kryzysów po pierwszej płycie. Druga płyta zazwyczaj definiuje zespół, jeśli debiut jest dobry, to druga płyta musi być lepsza. Mieliśmy lekkie problemy z presją, którą sami sobie narzucaliśmy, natomiast w pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę z tego, że w zasadzie to nie ma się czego bać. Zawsze robiliśmy to co nam się podobało i nie patrzyliśmy na otoczenie i postanowiliśmy do tego po prostu wrócić.
Wasza muzyka, choć osadzona w rockowych korzeniach, eksploruje różne style. Jakie inspiracje muzyczne kształtują wasz unikalny styl i jak widzicie przyszłość tej mieszanki brzmieniowej?
Jeśli chodzi o gatunki lub zespoły, które nas inspirują, to tak naprawdę jest ich mnóstwo. W zespole jest nas trzech, każdy słucha czegoś innego i próbuje aplikować niektóre pomysły do naszej twórczości. Wydaje mi się jednak, że wspólnym mianownikiem dla nas wszystkich jest gatunek indie. Jeśli chodzi o przyszłość, to o niej zbytnio nie myślimy, mamy do wykonania pracę tu i teraz i na tym się skupiamy. Na pewno mogę powiedzieć, że w przyszłości chcemy się dobrze bawić, robiąc to, co robiliśmy cały czas i to powinno wystarczyć.
Po nagrodzie publiczności na Festiwalu JAROCIN w 2021 roku wasza kariera nabrała tempa. Jakie cele stawiacie sobie na najbliższe lata i jak widzicie swoją rolę na polskiej scenie muzycznej?
Jeśli chodzi o cele na najbliższe lata, to tak jak mówiłem, staramy się skupić na tym co tu i teraz. Chcemy na pewno dokończyć i maksymalnie dopracować drugą płytę, dalej zaskakiwać naszych słuchaczy, jak i samych siebie, a przy tym wszystkim bawić się świetnie i tworzyć wspomnienia, które nawet po latach wywołają uśmiech na twarzy. Co do naszej roli na polskiej scenie muzycznej, nie wiem, czy jakąś mamy, i chyba nie mnie to oceniać. Jako kolektyw chcemy po prostu szerzyć to co uważamy na świecie za niesprawiedliwe lub opowiadać o tym co w nim kochamy, ubierając to w brzmienia, które za każdym razem wywołują u nas ciarki. Jeśli jednak musiałbym to jakoś określić, wydaje mi się, że jesteśmy trochę punkami naszych czasów. Przez to, co robimy, przemawia wolność i chociaż często słyszymy, że nigdzie nie pasujemy, to nie ma w tym nic złego.
Karolina Filarczyk