PS. Daria ze Śląska tu była i zostawiła trochę muzyki — recenzja płyty

Album “Tu była” bo o nim mowa, to debiutancki krążek nowej artystki ze Śląska, na co niewinnie wskazuje jej pseudonim artystyczny. O Darii pisaliśmy już wielokrotnie, choć stosunkowo niedawno pokazała się światu muzycznemu. Płyta jest rytmiczna, symultaniczna, a może nawet bezpiecznie smutna.

Album „Tu była” bo o nim mowa, to debiutancki krążek nowej artystki ze Śląska, na co niewinnie wskazuje jej pseudonim. O Darii pisaliśmy już wielokrotnie, choć stosunkowo niedawno pokazała się światu muzycznemu. Płyta jest rytmiczna, symultaniczna. Ma w sobie jeden specyficzny oksymoron, a mianowicie: smutny komfort.

Filozoficznie zaczynając, często bywa tak, że w życiu chwytamy się wielu gałęzi (i chwała nam za to!). Próbujemy, nie ograniczamy naszych możliwości, nie poprzestając tym samym tylko na jednej dziedzinie. Nazwijmy to zdrowym szukaniem doświadczeń oraz tematów do inspiracji i rozmów przy kawie; myślę, że taki proces myślowy mógł towarzyszyć Darii Ryczek przy tworzeniu jej pierwszego albumu. Od lat trenująca siatkówkę, z wykształcenia historyczka, później wokalistka w zespole The Party is Over, przeciwniczka wielkich miast, tłumów, spędów i zbiorowisk, a przede wszystkim — uwrażliwiona na słowo i muzykę dziewczyna – stanowi potwierdzenie tej reguły. Przyznam, że z opisu brzmi trochę jak geek. Jej nowo – wydany – debiutancki – nieco – dekadencki – album to przede wszystkim podsumowanie osobistych rozważań i emocji, zebrane w 10. kawałkach, gwarantujących aż 43 minuty 45 sekund doznań. Jakich? Z jednej strony, zbiór ten generuje przygnębienie — tak jak zdążyliśmy już tego doświadczyć przy okazji pierwszych singli, takich jak Dziewczyna z tatuażem czy Falstart albo faul. Z drugiej strony jednak, powoduje wzdrygania nóg w takt beznamiętności, a z trzeciej – niewytłumaczalny spokój. Do tej płyty raczej nie zatańczymy. No, chyba że planujecie pogrzeb waszych oczekiwań, jeśli tak – przygotujcie też wytrawne czerwone wino. Z pewnością nie jest to pozycja na tę porę roku, bardziej klei się do niej jesień. A do jakiej pory uczuć pasuje? Hmm… Pasuje do nastroju znudzonego, zmęczonego czekaniem i troską, do zastanej latami melancholii. Na płycie znalazło się miejsce dla pierwszych singli. Sięgając nieco wstecz, Dziewczyna z tatuażem doczekała się teledysku, który obejrzało ponad pół miliona osób. Utwór jest przesiąknięty na wskroś, wcześniej wspomnianym, smutkiem, jak również żalem utraconych szans. Myślę, że mógłby być włączany podczas terapii dla par, zaraz po haśle rzuconym przez specjalistę, które może brzmieć na przykład tak: Oj nie, nie, ale tak – to nie róbcie. Jak sama artystka komentuje ten cierpki jak kiwi kawałek o nie-miłości?

To taka odpowiedź na pytanie mojego kumpla z pracy – czy wszystko ok? Powiedziałam wtedy, że tak, wszystko ok, ale wcale tak nie myślałam. Wróciłam z tym pytaniem do domu, nie dawało mi żyć przez kilka dni i zaczęłam pisać ten numer.

Daria ze Śląska

Daria — czy teraz wszystko ok? Trója z albumu! Ale taka właśnie jest jej twórczość, nieco gorzka i ciężka, utrwalającą stan muzycznego niepokoju. Trzeba się z nią pogodzić, zaakceptować taką, jaką jest, by wczuć się w ten melodramatyczny klimat, który mógłby stanowić tło dla jakiegoś mglistego serialu. Albo po prostu nie słuchać. Artystka prezentuje nam delikatny, kobiecy głos w dymnej, zachmurzonej otoczce muzyki alternatywnej. Album został wydany 21.04.2023 r., powstając nakładem wytwórni Jazzboy Records, jako efekt trzyletniego okresu ciężkiej i intensywnej pracy.

Po ponad miesiącu od premiery, bez wątpienia mogę stwierdzić, że album nie jest jakikolwiek. Artystka porusza w nim drażliwe kwestie związane ze stratą, tęsknotą, niepowodzeniami, wstydem. Momentami brzmi jak spowiedź czy list do starej sympatii sprzed lat, której pragniemy streścić całe życie w 1500 znakach. Robimy to nieco chaotycznie, swoimi słowami, czasem byle jak. A potem z nadzieją czekamy, że może westchnie kiedyś do naszych zdjęć czy wspomnień o wspólnym „a co jeśli, może gdyby…Spoiler alert: Nie, nie westchnie. Taka jest właśnie Trója z chemii, przypominająca młodzieńcze lata, gdy nie do końca rady tych mądrzejszych się sprawdzają. Decyzje ostatecznie podejmować musimy sami, a na końcu zawsze jesteśmy my i brudne lustro, które nas rozlicza, mówiąc…

Będzie dobrze, wypijesz parę piw. Pooglądasz Meryl Streep. Wychodzę z domu jak na pogrzeb. Samolotowy tryb, jakby co to u mnie git. Pewnie mnie mają za idiotkę, ale nie powie nikt, każdy tylko wciska kit. Może się kiedyś wszystko zrośnie? Teraz nie wierzę w nic, teraz jest mi tylko wstyd.

Daria ze Śląska – Trója z chemii

Album przypomina bilans zysków i strat, ewidentnie zakorzenionych w jazzowo-barowym klimacie. Teksty prezentują rytualne slogany dnia codziennego XXI wieku, momentami sprawiając wrażenie bezcelowości podmiotu lirycznego, który tkwi w martwym punkcie. Utwory takie jak Kill Bill czy Gambino zachęcają do ogólnego resetu, głębokiego wdechu, zrozumienia swoich błędów czy zrestartowania złych wspomnień. A może tylko utwierdzają w nich? No dobra, ale spróbujcie ani razu nie zanucić refrenu do Gambino — mi się nie udało. Utwory na płycie, bez wątpienia, mogą nosić dedykacje dla wszystkich ran — nawet tych nie do końca wygojonych. Bo przecież, gdy nie wszystko się zaleczy, możemy zawsze rzucić hasło: Houston, a to czy ktoś przyjdzie nam z odsieczą to druga kwestia. Csiiii.

Jesli macie takie życzenie, albumu można posłuchać na różnych serwisach streamingowych, m.in. Youtube, Spotify, Apple Music czy Tidal (klik). Do zakupu również zachęcamy, krążek może przydać się w pochmurne dni (czyt. również metafizycznie). Dostępny za pośrednictwem sklepu Jazzboy Records oraz Empik.

 fot. Adam Słomiński 

Podziel się swoją opinią ;)