KASIA SKIBA i JA to duet z Tych, tworzony przez Katarzynę Skibę i Wojciecha Boogiego Bajera, który dnia 7 września b.r. zadebiutował swoją pierwszą płytą „Kasia Skiba i Ja”. Już możecie dowiedzieć się o nim więcej poprzez naszą muzykoholiczną recenzję.
Album składa się z 11, wyraźnie podzielonych klimatycznie utworów w proporcji: 6 energicznych i żywiołowych, do 5 wolnych, nostalgicznych, łączących wokal i teksty Kasi z klawiszami i elektroniką Boogiego.
Głos Kasi – rozpoznawalny, pełen indywidualizmu, swoistych manier. Czuć w nim niepowtarzalną intuicję muzyczną oraz kompozytorsko wokalną. Mocny, duża skala, emocjonujące teksty, nie do podrobienia. Skrzyżowanie wrażliwości i siły jej głosu daje unikalną miksturę, która w połączeniu z muzyką daje ogromnego kopa. Kasia zdecydowanie swoją odsłoną kreuje wyjątkową magię i energię. Mnie nie musiała długo przekonywać, kupiłam ją razem z pierwszym odsłuchiwanym utworem, przy okazji pierwszym na płycie, a mianowicie – Maki.
Za tkanką muzyczną stoi Boogie, którego nieszablonowość i ekspresja w pełni zarysowuje się w muzyce, którą tworzy. Owa ekspresja wyróżnia go spośród kompozytorów muzyki elektronicznej. Nietuzinkowe połączenia instrumentów etnicznych, elektronicznych beatów dają się wpisać w ramy elektroniki, folku, popu, a nawet R&B. Uhonorować należy jego beaty, które są szczególnie niebanalne, połamane, nieregularne i przemawiają za jego wielkim doświadczeniem i wyczulonym uchem…a wszystko to zaokrąglone do popularnego odbioru. Trzy słowa dla Boogiego – zmienność, odwaga i bezkompromisowość.
Album słusznie rozpoczyna folkowo-elektroniczna kompozycja Maki, słusznie, bo wierszyk „Siała baba mak” kojarzy każdy, tak więc od utworu pierwszego rozpoczyna się pełna ekstremalnych doznań przygoda, wybudzająca słuchacza z letargu. Razorowe dźwięki Boogiego na nieregularnym bębnowym beacie w komitywie z folkowymi instrumentami, utrzymującymi w temacie rymowanki, zaliczam do innowacyjnych. Utwór o potencjale komercyjnym, z licznymi zmianami tematu, a ta towarzyszy nam z kolei przez cały album.
Bieguny – genialny kawałek, jeden z moich faworytów. Oprócz wartości niesionych przez szczery i osobisty tekst Kasi, to muzyka jest prawdziwą rakietą. Bawić się przy tym w domu, na imprezie, w dyskotece, w aucie, lecz przede wszystkim na ich koncercie. Tekstowo i muzycznie zmienność towarzyszy od początku do końca, od senności do erupcji wulkanu. Orient, magia i dreszcze na całym ciele za każdym odsłuchaniem.
Niech się stanie – rewelacyjny, w klimacie klubowo-R&B, „brudny” beat, przy którym idealnie „pulsuje ciało”. Kompozycja psychodeliczno-taneczna. Świetna na płycie, petarda na koncercie. Z deskrypcji na okładce wynika, że jest to w całości kompozycja Boogiego – szacun.
Kolejny, wart pogrubienia i podkreślenia, pełen „pięknego smutku”* – A ile razy. Szczery, prawdziwy tekst Kasi, rewelacyjny zamysł linii wokalnej, śpiewny, wart wielkiego wyróżnienia. Dom, auto, radio, koncert, telewizja, to miejsca, gdzie utwór genialne spełni swoją misję. Obraz muzyczny namalowany przez Kasię i Boogiego skutkował będzie tutaj dreszczem i wbiciem się w głowę na długo.
Cały album składa się z bardzo chwytliwych kompozycji, aczkolwiek te, które opisałam zdecydowanie biją na głowę swoją oryginalnością. Nie jest to byle płyta. Jest to krok do przodu w ewolucji polskiej muzyki folkowo-elektroniczno-popularnej. Z niezwykłą przyjemnością piszę te słowa, ale i zaszczytem, że to właśnie mi przyszło rozwodzić się na jej temat i na temat samych muzyków. Bardzo polecam obserwować duet, bo dziś jeszcze niewielcy, jutro z pewnością zgarną swoją gażę i podbiją serce tłumu. Ich natchnienie widoczne jak na dłoni, ekspresja dynamitu i kreatywność jak wielobarwna mozaika, to cechy jednoczące ich niezwykłą przełomową moc. To prawdziwi artyści, których warto obserwować, tacy, którzy prawdziwie inspirują.