Do przesłuchania płyty skłonił mnie tytuł. Pomyślałam, opowieści z brzucha wieloryba.. jak to może brzmieć? Co kryje się za tym enigmatycznym tytułem?
“Tales from the whale’s belly”, to drugi krążek kapeli, w 2016 roku wydali “Over the Fence… And Far Away”. W pierwszej wersji, nowy album miał się ukazać 25 stycznia 2018 r., czyli dokładnie dwa lata po premierze debiutanckiej płyty. Finalnie premiera miała miejsce 21 lutego.
Henry David’s GUN grają muzykę z pogranicza singer-songwriter, indie-folk i folk-rock. To trio tworzone przez Wawrzyńca Dąbrowskiego, Maćka Rozwadowskiego i Michała Sepioło. Ich twórczość może być kojarzona z takimi wykonawcami jak Bon Iver czy Nick Cave. Są wierni “analogowo – akustycznemu” podejściu do muzyki.
Płytę tworzy 10 klimatycznych utworów, złożonych z wielu dobrze współgrających instrumentów, wspaniałego wokalu i ambitnych tekstów. Całość wręcz baśniowa, owiana nutką tajemnicy i mroku – zaczynając od samej okładki. Szarość, las, mgła i wieloryby – brzmi trochę jak pierwsza strona jakiegoś dobrego thrillera. Osobiście uwielbiam stonowane grafiki, a ta idealnie oddaje nastrój całego projektu. W środku znajduje się także książeczka z tekstami piosenek – prosta, ale w swej prostocie bardzo profesjonalna
Słuchając krążka pojawiały mi się w głowie obrazy morza, skał, oraz małego domku na wybrzeżu. Nie jestem w stanie powiedzieć czy to sugestia związana ze zdjęciami w środku, czy zasługa tylko muzyki. Mimo wszystko finalnie jestem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ mało kto potrafi wyrazić ciszę dźwiękami. Gdyby ktoś obcy puścił mi tą płytę i powiedział, że to polska produkcja – prawdopodobnie nie uwierzyłabym mu. Moim zdaniem chłopaki robią bardzo dobrą robotę, godną scen dużych, międzynarodowych festiwali.
Utwory, które szczególnie zdobyły moje serce to:
“Loneliness in Nevada” – pierwszy singiel, który usłyszałam. Strzelałam, może to będzie coś jak Passenger albo Stu Larsen? Ale tutaj ten mocny, męski wokal zdecydowanie wybija ponad to. Kompozycja z pozoru wydaje się spokojna, ale nie tak, że masz ochotę wyłączyć ją w połowie bojąc się, że zaśniesz, chcesz posłuchać do końca, żeby zobaczyć co muzycznego stanie się po drodze.
“Taiga” – słuchając początku, miałam wrażenie że jestem na zamku, w którym odbywają się tańce. To, pierwsze skojarzenie, które przyszło mi do głowy.
“Ponytail” – może, nie jest to muzycznie najciekawszy utwór na płycie, ale zdecydowanie zwrócił moją uwagę.
“Haystack” – tutaj kupili mnie ukulele, uwielbiam!
Ocena: 5/5
Zajrzyj po więcej: