[RECENZJA] Muzyka jak letni zachód słońca. Mgły i „Samotna podróż do Arkadii”

Gdy ujrzałam okładkę nowej płyty zespołu Mgły, pierwsze, o czym pomyślałam, to zachód słońca nad Bałtykiem, jeden z tych, które zwiastują początek lata. Łososiowe chmury unoszące się nad pustą drogą kazały również przypuszczać, że zespół oscyluje wokół dream popowych klimatów. Nie myliłam się. „Samotna podróż do Arkadii” to płyta subtelna i bardzo, bardzo rozmarzona.


Zaczyna się nieco space rockowo, od mocniejszych uderzeń gitar, które stanowią intro dla hipnotyzującego wokalu Ewy Wyszyńskiej. „Styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec”… Niczym dziecięca wyliczanka, refren rozpoczynającego płytę kawałka „Tess” otwiera przed nami bramy Arkadii. Raju utraconego, do którego choć na chwilę możemy powrócić dzięki muzyce Mgieł. O ile pierwszy utwór pokazuje nam nieco bardziej drapieżną, doprawioną basem stronę zespołu, o tyle „Smutna piosenka” bezlitośnie obnaża to, co w muzyce Mgieł czuć najbardziej – tęsknotę za czymś, co nie wróci, a być może nigdy nawet nie miało miejsca. To oniryczne wizje, przeniesione na pięciolinię i wyśpiewane z głębi serca. Moim ulubionym utworem na krążku jest zdecydowanie „Cisza nocna”. Choć to najstarsza kompozycja, nie straciła nic ze swojej świeżości nadmorskiego powietrza o wschodzie słońca. Ta piosenka przynosi dreszcz ekscytacji początku lata, kiedy przed nami wciąż morze wolnego czasu i wszystko jest możliwe. Na albumie nie brakuje jednak żywszych, bardziej popowych kompozycji, czego najlepszym przykładem jest „Rzeka” lub „Za daleko”. Nieobcy jest Mgłom także klimat psychodelii – usłyszymy go między innymi w utworze „Drakula”. „Bałtyk”, choć zaprezentowany jeszcze w 2017 roku jako jedna z pierwszych kompozycji zespołu, w otoczeniu nowych dźwięków brzmi zaskakująco świeżo, a jednocześnie swojsko. Na mocy nie stracił również debiutancki singiel zespołu, „Czekam na lato”, który jest nastrojową historią o tym, co znamy wszyscy, czyli wiecznym odkładaniu wszystkiego na… później. Album zamyka eksperymentalna, moogowo – perkusyjna kompozycja „Inaczej”, okraszona niemal chóralnym śpiewem i pozostawiająca niedosyt. Czuć, że Mgły nie wyciągnęły jeszcze wszystkich asów z rękawa.



Do czego mogę porównać „Samotną podróż do Arkadii”? Myślę, że pobrzmiewają w niej nuty bliskie brzmieniom Florence and the Machine („Jesteś powieścią”), melodyka Sorry Boys („Za blisko”) czy wrażliwość Mikromusic. Wszystkie te elementy, okraszone niejednoznacznymi, poetyckimi tekstami autorstwa Ewy Wyszyńskiej, są wyjątkowo ciekawą muzyczną propozycją, która z pewnością przypadnie do gustu i fanom elektronicznych dźwięków, i miłośnikom dream popu, a nawet wielbicielom indie rocka.



To płyta, która pozwala odetchnąć pełną piersią, czystym, słonym od morza powietrzem. Jest w niej dużo przestrzeni i naturalności, choć – oczywiście – dużą część dźwięków stanowi tu elektronika. Aż ciężko uwierzyć, że Mgły pochodzą z Warszawy – w ich muzyce wyraźnie słychać wodę i chrzęszczący pod nogami bałtycki piasek. Choć zespół powstał w 2014 roku, to właśnie druga połowa 2020 będzie należała do nich, a to za sprawą doskonałego krążka, jakim jest „Samotna podróż do Arkadii”. Zapamiętajcie moje słowa. 🙂

Podziel się swoją opinią ;)