„Sprawia mi radość, gdy mam dla kogo grać (…)” – Michał Szczerbiec u Muzykoholików

Michał Szczerbiec to człowiek wielu talentów. Muzykoholik przez duże „M”, który bez względu na okoliczności aplikuje swoją muzykę przybyłej na koncerty publiczności.

„The Last Scavenger” to trzeci album w dyskografii gitarzysty Michała , ale pierwszy nagrany w trio z Arkiem Osenkowskim i Wojciechem Madajskim. Jak doszło do współpracy? Jak wyglądają koncerty podczas pandemii? Zapraszamy do lektury wywiadu, a dowiecie się wszystkiego!

Karolina Filarczyk

Michał Szczerbiec

Szczerbiec, Osenkowski i Madajski… W jakiś okolicznościach przyrody Wasze energie życiowe się spotkały i zapragnęły stworzyć coś wspólnie?
Pomysł na płytę na początku był taki, że planowałem ją nagrać solo. Sam na gitarze akustycznej. Piosenki i utwory miałem już skomponowane. Chciałem postawić na minimalizm. W czasie prób nagraniowych do płyty pomyślałem, że dodam w kilku utworach coś więcej. Przyszedł mi do głowy flet poprzeczny oraz saksofon. Oczywiście poprosiłem o to Arka Osenkowskiego, z którym mam przyjemność współpracować od kilku lat. Pomysł tak bardzo mi się spodobał, że zaczęliśmy pracować nad kolejnymi partiami, rozpisując je nuta po nucie. Tak zrodził się pomysł duetu. W kolejnej fazie nagrań zapragnęliśmy więcej brzmień. Zaproponowałem współpracę Wojtkowi Madajskiemu — znakomitemu basiście i pianiście. Pomysł mu się bardzo spodobał i pomagał w aranżowaniu oraz dokładał swoje oryginalne pomysły brzmieniowe. Tak ostatecznie płyta została nagrana w czasie „lockdownu” w trio.

Wasz album „The Last Scavener” to energia w najczystszej postaci płynąca z instrumentów. Wokali tu jest stosunkowo niewiele. Polska publika jest już gotowa na kompozycje tego rodzaju?
Muzyka instrumentalna ma już swoje lata. W Polsce również miała swój czas za sprawą choćby Marka Bilińskiego i zespołu Kombi (który ma na swoim koncie świetne kawałki instrumentalne). Prawdą jest, że teraz królują piosenki. Pytanie zasadnicze brzmi: czy tworzyć muzykę dla siebie, czy dla innych? Wydaje mi się, że przede wszystkim dla siebie. Jest to forma uzewnętrznienia swoich przemyśleń, emocji, przeżyć. Jeśli ktoś będzie chciał w tym uczestniczyć — czyli słuchać muzyki — to świetnie, jeśli nie — będę dalej nagrywał swoje rzeczy prosto z serca.

Tworząc ten album, opieraliście się na całkiem nowych utworach, czy każdy z Was przyniósł to, co już zalegało mu w „szufladach tajemnic”?
Utwory są zupełnie nowe i jeszcze nienagrywane. Napisałem je stosunkowo szybko. Jest jeden wyjątek. Piosenka „Dziurawe Serce” znalazła się już na poprzedniej płycie „Stany Skupienia”. Teraz trochę zmieniła charakter, ale bardzo mi odpowiadała i chciałem ją nagrać ponownie.

Kto Waszym zdaniem jest idealnym adresatem „The Last Scavener”?
Myślę, że każdy by mógł spróbować chociaż raz przesłuchać płytę od początku do końca. Jest to pewna historia opowiedziana dźwiękami i może chociaż jedna nuta do kogoś przemówi. Polecam też tę płytę osobom, które szukają wyciszenia i ukojenia nerwów. Muzyczna treść na płycie to jedno, ale jest też sporo ciszy i dźwięków natury.

Mimo pandemii i obostrzeń dzielnie promujecie swój album. Ludzie nie boją się przychodzić na wasze pokazy?
Nie ma co się oszukiwać — jest bardzo ciężko. Nie tylko muzykom, zespołom, solistom, ale każdemu. Ten kryzys, który obecnie ma miejsce na Świecie, jest już tak blisko nas, że czasem tracimy go z oczu. Na koncerty (kiedy były jeszcze możliwe) przychodziło wierne grono naszych fanów oraz zupełnie nowe osoby. Bardzo mnie to cieszy. Sprawia mi radość, gdy mam dla kogo grać rzeczy, które zrodziły się w mojej głowie.

Przygotowując się do wywiadu, zauważyłam TO zdjęcie. Gitara, a na niej autograf SAMEGO Tommy’ego Emmanuela! Zazdro!! Kto oprócz tego wirtuoza stanowi dla ciebie największą inspirację muzyczną?
Rzeczywiście — Tommy zmienił moje postrzeganie gitary akustycznej raz na zawsze. Pamiętam, jak go poprosiłem po jego koncercie o radę. Powiedział: „Get to work!”. Napisał mi także to zdanie na gitarze. Wziąłem sobie to głęboko do serca. Zanim był Tommy byli inni gitarzyści (ale i nie tylko), którzy wywarli na mnie ogromny wpływ: Hank Marvin, Mark Knopfler, Mike Oldfield, Eric Clapton, Carlos Santana, Gary Moore, Chris Rea, Jean Michel Jarre, Pat Metheny…

Zawsze chciałam umieć grać na gitarze. Niestety temperament choleryka i mozolne ćwiczenia gry na instrumencie nie idą w parze [śmiech]. Kiedy odkryłeś w sobie zamiłowanie do szarpania strun?
Wydarzyło się to stosunkowo wcześnie. Miałem może 10,11 lat. W domu zawsze były instrumenty. Gitary, organy, perkusja. Mój tata grał w zespole, wuj, mój brat też jest muzykiem. Jednak kiedy usłyszałem grupę The Shadows, już wiedziałem, że chcę na tym grać!

Sytuacja jest mocno niepewna. Spekulacje odnośnie do pandemii idą w takim kierunku, że włos się na głowie jeży. Ty też się jeżysz, czy na spokojnie planujesz to, co przed tobą?
Są rzeczy na które mamy wpływ, ale i takie, na które nie mamy. Można drzeć włosy z głowy — tylko w jakim celu? Trzeba być tu i teraz. Nie ma niczego innego. Przeszłość się już wydarzyła, zatem wyciągajmy wnioski, przyszłość jest dopiero przed nami — ale już teraz róbmy małe kroczki, by było lepiej. Dlatego trzeba zacząć od teraźniejszości. Co mogę zrobić w tej sytuacji? Skupić się na sobie i robić swoje.

Michał Szczerbiec / fot. materiały promocyjne

Napisz komentarz