Katarzyna Groniec to wokalistka, której prawdziwym Muzykoholikom nie potrzeba przedstawiać. Niesamowicie kojąca barwa głosu, nadzwyczajna ekspresja na scenie i to „coś”, co sprawia, że ludzie chcą jej słuchać.
Całkiem niedawno okazało się, że Katarzyna spełniła swoje dość nieoczywiste marzenie – napisała książkę. Premiera zbiegła się w czasie także z wydaniem nowego albumu artystki. Czy jedno ma coś wspólnego z drugim wydarzeniem?
Wielu artystów podczas pandemii i po jej zakończeniu znacząco „przemeblowali” swoje jestestwo. Niektórzy zrezygnowali z dotychczasowych zajęć na rzecz innych, a niektórzy postanowili zasmakować w czymś nowym. Tak też i z tobą było… Z pisaniem nigdy nie miałaś problemów, wszak piosenki, które śpiewasz, wychodzą także spod twojego pióra. Tym razem jednak porwałaś się na znacznie większą formę literacką. Skąd pomysł na powieść?
Urodziłam się i wychowałam w miejscu, gdzie od zawsze ścierały się losy ludzkie. Miałam okazję obserwować to na przykładzie pokolenia moich rodziców i dziadków. Te losy, rzucone na tło wczesnego (choć nie tylko) PRL-u, połączone i przemieszane z występującym u mnie od zawsze poczuciem transcendencji rozumianej jako przekraczanie świata fizycznego opisywalnego językiem matematyki wydały mi się na tyle ciekawe, że postanowiłam spróbować zainteresować tą mieszanką innych.
Kim są tytułowi „Kundle”?
Kundel, czyli po niemiecku mischling, mieszaniec. Nie użyłam niemieckiego słowa, chociaż pewnie by pasowało. Nie chciałam jednak wprost nawiązywać do niemieckich ustaw norymberskich, które nazywały mischlingiem każdego, kto miał w bliższej lub dalszej rodzinie osobę uznaną za Żyda. To nie jest książka o chorej ideologii, tylko o ludziach, których dotknęła, dotyka albo kiedyś dotknie Cisza. Albo tajemnica, a raczej, jak pisał ks. prof. Heller, Tajemnica. Myślę, że wszyscy jesteśmy kundlami, bo w każdym z nas coś wymieszano.
Co innego pisać piosenkę, co innego też siadać do tak długiego tekstu. Zdradź nam, jak wyglądały prace nad książką? Jak długo gromadziłaś materiały?
Hmm, prace nad książką wyglądały tak, że wszelkie aktywności w domu zamierały, a ja siadałam i próbowałam wejść w swoją opowieść. Czasem, po kilkugodzinnym zanurzeniu wracałam do żywych z jednym zdaniem, innym razem z jedną stroną. Książka pisała się właściwie sama i na własnych warunkach, ja tylko trzymałam pióro. I pokazywałam, skąd można czerpać – w tym sensie materiały były już we mnie, zbierane przez całe życie.
Biorąc pod uwagę wszystkie sytuacje, które miały miejsce przed po i w trakcie tworzenia „Kundli”, masz ochotę popełnić kolejne powieści?
Tak, mam. Ale ochota to za mało, w związku z tym nie mogę zadeklarować, że następna książka na pewno powstanie. Zobaczymy.
Wiosna to bardzo intensywny dla ciebie czas. Oprócz koncertów, które grasz od lutego, czeka cię także premiera. 21 kwietnia na świat wychodzi twoja kolejna autorska płyta. Jak sama mówisz: „Album „Konstelacje” to taka łamigłówka, a może układanka? Może to być odkrywanie, wędrówka, poddanie się emocjom albo wszystko razem”. Co było motorem napędowym do powstawania tego albumu? Jakie okoliczności i wydarzenia stanowiły dla ciebie podstawę do napisania tych konkretnych tekstów?
Jeśli miałabym mówić o inspiracji, a może lepiej o motywacji to ujęłabym to jednym słowem – niepokój. To niepokój stał za poprzednim programem „Niektóre sytuacje” i niepokój pchnął mnie do stworzenia „Konstelacji”. I myśl, że ten niepokój odczuwa więcej osób i być może mogę im zaproponować wspólne jego przeżywanie i wspólne oswajanie. I pokazać, że gdzieś może się czaić taka trochę jungowska tajemnica. Przepraszam, Tajemnica.
Album będzie kolejnym potwierdzeniem kunsztu Katarzyny Groniec, czy może pandemia tak namieszała ci w głowie, że postanowiłaś pójść w disco? (śmiech)
Nie mam śmiałości pójść w disco, ono wzniosło się na wyżyny w latach 70-tych i 80-tych, potem był zjazd, który trwa do dzisiaj. Może gdybym urodziła się 20 lat wcześniej, próbowałabym powiedzieć to, o co mi chodzi z innym beatem (śmiech)
Na twoim koncie jest mnóstwo płyt. Wydawane były z różnych powodów i w różnym czasie. Czy artystka z takim dorobkiem artystycznym miewa jeszcze obawę, że album może się nie spodobać?
Strach jest, ale zasadniczo zawsze staram się mieć kwit (śmiech). Na poważnie to oczywiście zależy mi, żeby album się podobał, ale jednak nie za cenę uproszczenia przekazu. Ja opowiadam historie, czasem niełatwe i zdaje sobie sprawę, że to nie jest propozycja dla każdego.
Muzyka, którą tworzysz, nigdy nie była skierowana do tzw. przeciętnego Kowalskiego, a mimo wszystko z frekwencją na twoich koncertach nie ma większego problemu. Kim według ciebie jest twój słuchacz? Dla kogo tworzysz swoją muzykę?
To trudne pytanie. Nie piszę dla konkretnego „targetu”, bo przecież nie tworzę reklamy szamponu, która ma być zbudowana pod konkretnego zakupowicza. Ja raczej proponuję temat do przemyślenia i zapraszam wszystkich, żeby się nad nim pochylili choć przez chwilę. Wiem, że nie każdy to zrobi, ale ktoś jednak tak i wtedy powstanie taka wspólnota odczuwania, a może nawet wspólnota losu. I może będzie łatwiej iść dalej.
Pierwszym singlem promującym twoją najnowszą płytę „Ballada o Evelyn McHale”. Co jest wyjątkowego w tej piosence, że zaufałaś się na tyle, by to ona ogłosiła światu, że nadchodzisz?
Evelyn McHale to prawdziwa postać. Miala 23 lata, kiedy w 1947 roku wjechała na 86 piętro Empire State Building, powiesiła na balustradzie swój płaszcz, napisała krótki list i skoczyła. Jej ciało wbiło się w dach limuzyny stojącej pod wieżowcem. Przypadkowy przechodzień Robert Wiles, student z aparatem niemalże od razu zrobił zdjęcie. Gdy po paru tygodniach fotografia zjawiskowo wyglądającej, martwej kobiety pojawiła się w gazecie Life, uznano ją za obraz „najpiękniejszego samobójstwa”. Evelyn uznała, że nie ma po co żyć a jej narzeczony, 24-letni Barry Rhodes, z którym miała wziąć ślub miesiąc później, przeżył następne 61 lat samotnie. Kiedy w piosence pytam „kto zapamięta, a kto zapomni”, mam w pamięci tę historię.
Jak wspomniałam już wcześniej, cały czas koncertujesz. Gdzie będziemy mogli w najbliższym czasie posłuchać materiału z najnowszej płyty?
Zapraszam na swojego Facebooka, tam wpisuję wszystkie terminy koncertów.
Karolina Filarczyk