[WYWIAD] Grupa Lebowski: „(…) uwierzyliśmy, że to co robimy ma sens nie tylko dla nas samych”

LEBOWSKI to zespół, którego styl fani określają jako „muzykę do nieistniejącego filmu”. Ich twórczość stanowi mieszankę wybuchową art rocka, rocka progresywnego oraz muzyki filmowej.

To był dla mnie ogromny zaszczyt móc porozmawiać z grupą Lebowski. Jakiś czas temu za sprawą Pronet Music w moje ręce wpadł Ich pierwszy album „Cinematic”… Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale tu muszę zrobić wyjątek. Pamiętam, że tamtego dnia krążek grał w moim odtwarzaczu prawie osiem godzin! Teraz dobyłam „Galactice” i uwierzcie mi – nie było inaczej!

Zapraszam do zapoznania się z zapisem mojej rozmowy z grupa LEBOWSKI. Dowiecie się z niego m.in. jak tworzył się zespół, co stanowi dla Nich największą inspirację i dlaczego stronią od linii wokalnej w swoich kompozycjach.


Karolina Filarczyk

Marcin Grzegorczyk – LEBOWSKI

Czy nazwa zespołu ma coś wspólnego z filmem „Big Lebowski”?
Przez wiele lat głównym tematem naszych pozamuzycznych rozmów było kino. Gdy spotykaliśmy się towarzysko, też na ogół kończyło się na seansach filmowych. W sposób naturalny zaczęliśmy nawiązywać i coraz śmielej zaglądać do świata X muzy. I tak podczas oglądania kultowego filmu braci Cohen padła propozycja nazwy Lebowski, tak w naszych utworach pojawiły się cytaty z dialogów, tak też powstał Cinematic.

Jak powstawał zespół? Kiedy poczuliście, że Wasze energie są na tyle spójne, że możecie razem stworzyć coś unikalnego?

W naszym wypadku chyba nie było takiego konkretnego momentu, przynajmniej ja go nie pamiętam. Z pewnością kluczową chwilą było dołączenie Marcina Łuczaja do pozostałości metalowego zespołu No Way Out, złożonych z Krzysia Pakuły, Marka Żaka i mnie. Kolejnym kamieniem milowym było pożegnanie się z kolejnym wokalistą, tuż przed rozpoczęciem sesji nagraniowej Cinematic. Wtedy postanowiliśmy ostatecznie, że Lebowski będzie projektem instrumentalnym. Ostateczną cezurą było ukazanie się Cinematika i odzew z jakim ta płyta spotkała się na świecie. Wtedy uwierzyliśmy, że to co robimy ma sens nie tylko dla nas samych.

Czym każdy z Was zajmował się/zajmuje poza „Lebowskim”?

Dziś muzykowanie nie jest intratną finansowo profesją, dlatego też prowadzimy „podwójne życie”. Oczywiście w pierwszej kolejności jesteśmy szczęśliwymi ojcami rodzin. Marcin i Krzyś są przedsiębiorcami, Ryś jest wziętym serwisantem a ja próbuję utrzymać się z działalności okołomuzycznej.



Wasze największe muzyczne inspiracje, to…

Każdy z nas ma odrobinę inny gust i doświadczenia muzyczne. Lebowski nie ma żadnego kanonu, w którym ma się poruszać. Bardzo zależy nam by nie być niczyim epigonem, by przemawiać własnym głosem. Także o żadnych bezpośrednich inspiracjach mówić tu nie możemy. Ja prywatnie słucham np. Esbjorna Svennsona, Metalliki, Mike’a Sterna czy też Korna i Gojiry. Czy i jaki ma to wpływ na naszą muzykę? Nie mnie to oceniać.

Na Waszych płytach próżno szukać wokali, ale w żaden sposób także owych partii głosowych nie brakuje – wydawać by się mogło, że zakłócałyby jakiś porządek. Dlaczego zdecydowaliście się na wyeliminowanie tekstu z waszych utworów?

Jak wspomniałem wcześniej, przyjęcie formy instrumentalnej było naszą świadomą decyzją, nie koniecznością, czy też kompromisem. To jest to, co w muzykowaniu kręci nas najbardziej. Pracując z wieloma wokalistami, chcieliśmy by głos był kolejnym, równoprawnym instrumentem a nie solistą. Nigdy nie interesowało nas pisanie piosenek o budowie: zwrotka – refren – solówka – zwrotka – refren. Niestety nie spotkaliśmy na swojej drodze żadnego śpiewaka, który podobnie jak my podchodziłby do muzyki. Jak na razie jedynym wyjątkiem jest Kasia Dziubak, która ze względu na swoje wcześniejsze doświadczenia, doskonale porusza się w materii śpiewania „bez tekstu”. Dlatego też jej śpiew można usłyszeć na obu naszych studyjnych albumach. A co przyniesie przyszłość? Tego nie potrafię przewidzieć ani zaplanować.



Jak tworzycie swoje kompozycje – który z Was ma największy wpływ na to, co ukaże się później na krążku?

Każdy z nas ma swój wkład w twórczość i funkcjonowanie zespołu. jednak wytworzyliśmy sobie pewne specjalizacje. Za stronę muzyczną odpowiada u nas w głównej mierze duet kompozytorski Łuczaj/ Grzegorczyk. Utwory powstają jako wynik improwizacji, wzajemnej inspiracji i uważnego słuchania. Myślę, że właśnie dzięki tej interakcji muzyka Lebowskiego sprawia wrażenie naturalnej, niewysilonej, lekkiej. W ubiegłym roku, na stanowisku basisty, Marka Żaka zastąpił Ryszard Łabul, znany szerszej publiczności z formacji Indios Bravos. Czas pokaże jaki wpływ ta zmiana będzie miała na proces twórczy i muzykę Lebowskiego.

Mówią, że Wasza muzyka, to ścieżka dźwiękowa do nieistniejących filmów. Jest taki film, do którego napisalibyście muzykę raz jeszcze?

Znacznie bardziej intrygującym wyzwaniem byłoby dla nas napisanie muzyki do filmu nowo powstającego. Jest to nasze niespełnione marzenie, na którego realizacje ciągle liczymy.

Wasze koncerty, to miks wizji i fonii – Wasza muzyka wymaga aż takiej oprawy?

Przez kilka lat na koncertach wykorzystywaliśmy wizualizacje, przygotowane indywidualnie dla każdego utworu. Doszliśmy jednak do wniosku, że widzowie poświęcają im mnóstwo uwagi, czasem nawet kosztem muzyki, do tego niektórzy oświetleniowcy wychodzili z założenia, że skoro wyświetlane są filmy, to oni mogą iść na piwo i w związku z tym zdarzało nam się grać koncerty w egipskich ciemnościach. Doszliśmy więc do wniosku, że chcemy wrócić do rockowych korzeni i grać koncerty, których oprawą jesteśmy my sami i nasza muzyka. Myślę, że to się sprawdza.



„Cinematic”, to swoisty hołd legendom polskiego kina… Cybulski, Łomnicki, Niemczyk. „Galactica”, to płyta zrobiona nieco inaczej. Niemal obrazy, które wyłaniają się podczas uważnego słuchania. Co chcieliście powiedzieć tym krążkiem Waszym słuchaczom?

Muzyka, zwłaszcza w swej instrumentalnej formie jaką zajmuje się Lebowski, jest językiem bardzo uniwersalnym, oddziaływającym bezpośrednio na emocje Słuchaczy. Nie staramy się zawierać konkretnych zwerbalizowanych przesłań, nie jesteśmy wszak publicystami. Chcemy zostawić jak najwięcej pola do interpretacji. Odbiór muzyki zależy od indywidualnych doświadczeń, wrażliwości i gustów odbiorcy. Staramy się za bardzo nie ingerować w ten proces, stawiając na Galactice tylko jeden drogowskaz w postaci wybranych aforyzmów Franza Kafki. Mogą one pomóc ale nie są żadną obowiązującą interpretacją.

Kim jest owa tajemnicza astronautka z okładki? Jej postać przewija się przez wszystkie piosenki w książeczce dołączonej do płyty.

Od czasu Cinematica współpracujemy ze wspaniałym fotografem i artystą Wiktorem Franko, który jest autorem okładek naszych studyjnych albumów. Nie doszukiwałbym się dosłowności w tym zdjęciu. Sesja Wiktora i nasze utwory powstawały zupełnie niezależnie od siebie. Szukając zdjęć na okładkę, przeglądaliśmy jego portfolio i nagle – bum – kosmonautka! Takie koincydencje lubię najbardziej. Jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? (śmiech)

Marcin Grzegorczyk – guitars, Marcin Łuczaj – synths, Ryszard Łabul – bass, Krzysztof Pakuła – drums

Premiera za Wami. Album zbiera bardzo dobre recenzje nie tylko w Polsce. Planujecie zagrać parę koncertów gdzieś w Europie?

Trwają prace nad wspólną trasą ze znanym polskim zespołem. Ma się odbyć w drugiej połowie roku i obejmować również kilka miast zachodniej Europy. Mam nadzieję, że wszystko wypali i będziemy mogli za chwilę poinformować o szczegółach.

Gdzie i kiedy będzie można Was usłyszeć w Polsce?

Wszystko wskazuje na to, że rok 2019 będzie dla nas rokiem koncertowym. Na dziś mogę powiedzieć, ze powinniśmy się pojawić w Szczecinie, Poznaniu, Gnieźnie, Ostrzeszowie, Wrocławiu, Krakowie, Warszawie, Gdańsku, Łodzi. Lista cały czas rośnie, a o konkretach informujemy na naszej stronie i profilu Facebook.

Serdecznie zapraszamy na koncertowe spotkania z Lebowskim!


Zobaczcie więcej:

Oficjalna strona

Facebook

You Tube

Spotify

 

Napisz komentarz