Młodzi, gniewni i zdeterminowani, czyli My Own Wasteland rodem z miasta stołecznego Warszawy w natarciu! Owe trio jest doskonałym dowodem na to, że wiek nie ma żadnego znaczenia, jeśli chodzi o realizowanie swoich muzycznych marzeń.
Dwa single wydane, trzeci w natarciu. Pełnokrwista płyta jest już gotowa, tylko czeka, by ją wydać. Na koncie imponująca lista nagród z różnych festiwali i liczne znajomości, które być może przekują się na imponujące projekty.
Zapraszam do lektury zapisu naszej rozmowy. Dowiecie się z niej m.in. kiedy pojawi się debiutancki krążek, jak chłopakom żyje się i tworzy w stolicy, którzy artyści stanowią dla Nich największą inspirację, a także czy zobaczymy My Own Wasteland w jakimś talent show.
Polecam!
Karolina Filarczyk
My Own Wasteland, czyli Buff, Kris i Pepe
Poza zespołem także się przyjaźnicie, czy Wasze energie spotykają się tylko, by wspólnie tworzyć?
BUFF: Prawdę mówiąc odkąd wszyscy mamy dziewczyny z regularnymi spotkaniami innymi niż próby jest trochę ciężej (śmiech), ale zawsze znajdzie się chwila, żeby wyskoczyć na wspólne piwo. Bardzo często jeździmy na koncerty do innych miast i myślę, że te wypady działają na nas bardzo pozytywnie jako kumpli. Co tu dużo mówić – zżyliśmy się.
Wasza muzyka to prawdziwy MIX gatunków. Mieszacie Rock, Punk i alternatywę. Skąd pomysł na taką mieszankę?
KRIS: Każdy z nas słucha zupełnie różnych rzeczy, od tych najmocniejszych, aż po te usypiające… Z jednej strony czasem może to przeszkadzać, ale daje też dużo nowych pomysłów. Nie każda mieszanka wychodzi nam najlepiej (śmiech), ale co jakiś czas trafiamy na coś zupełnie innego, coś naszego i podoba nam się to. Uznaliśmy, że w miejscu i czasach, gdzie usłyszeliśmy już prawie wszystko i każdy walczy o oryginalność, warto jest mieć coś swojego, nawet jeżeli to mieszanka innych rzeczy.
Jakie zespoły polskie i zagraniczne stanowią dla was największą inspirację?
PEPE: Z gatunku, Polska: Krzysztof Zalewski, Poza gatunek: Pezet/Aure, Z gatunku świat: Bring Me The Horizon, poza gatunek świat:Post Malone
BUFF: Z gatunku, Polska: Lao Che, Poza gatunek: The Dumplings, Z gatunku świat: Rage Against The Machine, poza gatunek Świat: The Cure, Ultravox
KRIS: Z gatunku, Polska: Coma, Poza gatunek: Materia, Z gatunku świat: Bring Me The Horizon, Green Day, Queens of the Stone Age, Deftones, Foo Fighters, poza gatunek świat: Our Last Night, While She Sleeps, Architects, Polaris, Radiohead, Beastie Boys
Pochodzicie z Warszawy. W stolicy łatwiej buduje się karierę, czy wprost przeciwnie?
PEPE: ⅔ zespołu jest z Warszawy. Krzysztof trafił do stolicy w pogoni za spełnieniem innego celu, co nie przeszkadza mu w realizacji naszych wspólnych. Osobiście nie mam doświadczenia w budowaniu kariery w innym miejscu niż Warszawa, ale zakładam, że w innych, szczególnie małych miejscowościach może to być trudne. Duże miasta zapewniają zaplecze techniczne w postaci sal prób i niezliczonej ilości muzyków na rynku, ale ilość zespołów z którymi trzeba walczyć o niszę na rynku i zainteresowanie odbiorcy jest ogromna.
Kiedyś wykształcenie kierunkowe miało wielkie znaczenie w budowaniu kariery. Dziś nie jest już to takie oczywiste. Jesteście muzykami z wykształcenia?
KRIS: Żaden z nas nie ma żadnego papierka. Ja w zasadzie byłem blisko, ale przez Green Daya i rock’n’roll rzuciłem szkołę muzyczną w ostatniej klasie – jak zacząłem grać na gitarzę (śmiech). Wykształcenie nie jest potrzebne do rozkoszowania się muzyką, moja rodzina – lekarze – mama 30 lat śpiewająca w chórze, tata gitarzysta i muzyczny przewodnik po świecie, starszy brat Adaś, wporzo basista i założyciel Romatyków Obyczajów, nie potrzeba nam żadnego doświadczenia do zabawy (śmiech)
Nazwa Waszego zespołu w wolnym tłumaczeniu, oznacza “moje własne pustkowie”… Czym jest owo pustkowie? Jakie ma ono znaczenie dla Was jako dla zespołu i dla każdego z Panów z osobna?
KRIS: My Own Wasteland… trochę zabawy było z tą nazwą (śmiech). Jako wokalista śpiewam w zasadzie o własnych emocjach, o mojej perspektywie odczuwania wielkiego świata. Nasza nazwa trochę to skrywa (uśmiech). Każdy rozumie ją inaczej, im więcej rzeczy ludzie w niej znajdą tym lepiej, i super, bo o to chodzi! Kreatywna interpretacja: start! …byle by każdy wymawiał jak trzeba (śmiech)
BUFF: Nasza nazwa nie należy do tych wpadających w ucho, ale stwierdziliśmy, że jak ktoś wymawia ją źle, a my go poprawiamy to z tyłu głowy gdzieś ona zostanie. Podeszliśmy słuchaczy od drugiej strony (śmiech).
PEPE: My Own Wasteland miało odnosić się do miejsca w którym teraz wszyscy mieszkamy. Chcemy zwrócić tym uwagę. Każdy z nas żyje na swoim własnym pustkowiu, w swoim własnym świecie, często samotny i pozostawiony bez żadnej pomocy. Poza tym nazwa odnosi się do tego co zostanie z naszego świata bez pszczół. Pamiętajcie, ratujcie pszczoły!
Tegoroczne wakacje były dla was bardzo pracowite. Wystąpiliście na wielu festiwalach i przeglądach muzycznych. Takie imprezy są dla Was tylko możliwością “pokazania się”, czy może czymś więcej?
BUFF: Tego typu eventy są w pewnym sensie kluczem, żeby gdzieś zaistnieć. Im więcej się gra w różnych miastach, tym bardziej jest się kojarzonym, albo rozpoznawalnym, szczególnie jeśli zajmuje się podium. Jednak największą frajdą jest poznawanie innych muzyków! Poznaliśmy w te wakacje mnóstwo świetnych ludzi z wielu fantastycznych zespołów i mamy nadzieję, że w przyszłości te znajomości rozwiną się w przyjaźnie i wspólne trasy.
Kiedy szukałam informacji na Wasz temat, natknęłam się na profil na Bandcamp. Wyglądaliście wtedy… mówiąc delikatnie… inaczej (śmiech). Białe koszule i grzeczne fryzury przestały się sprawdzać, czy po prostu nie chcieliście tak grzecznie wyglądać?
PEPE: Wiesz, to były kompletnie początki początków naszej wspólnej drogi. Nie wiedzieliśmy jeszcze w jakim kierunku pójdziemy, a tym bardziej nie wiedzieliśmy w jaki sposób będziemy się wyrażać na scenie czy poza nią w temacie naszego wyglądu. Bardzo dużo eksperymentowaliśmy i dalej eksperymentujemy. Mimo wszystko, bardziej niż do wyglądu na scenie, ostatni zaczęliśmy przykładać uwagę do ruchu scenicznego, tak żeby jeszcze lepiej oddać emocje w danym momencie. Jedyne co się nie zmieniło w naszym image, to moje czerwone nauszniki, w których gram i są z nami od pierwszej próby.
KRIS: Dokładnie. Im dłużej jesteśmy ekipą tym więcej pewności nabieramy, scalamy się i to jest naszą siłą napędową.
A skoro o wyglądzie mowa… Buffi, twojej fryzury mogą pozazdrościć nie tylko faceci, ale i niejedna Wasza fanka nie pogardziłaby takimi lokami. Jak Ty to robisz, że one się tak kręcą?!
BUFF: Miło to słyszeć, choć słyszę to często… (śmiech). Oboje moich rodziców ma kręcone włosy, może to ich wina… (śmiech)
Za chwilę na świat przyjdzie Wasz debiutancki krążek. Opowiedzcie nam coś więcej na ten temat… Kiedy premiera?
PEPE: Premierę planujemy na jesień/zimę 2019, jeszcze kawałek drogi przed nami do wydania, mimo tego, że materiał jest już gotowy. Płyta jest nagrana w całości po polsku, mamy nadzieję, że wypełni niszę w rynku i znajdziemy swoje miejsce wśród artystów dużego kalibru. Nad materiałem pracowaliśmy ponad rok, czynnie koncertując, ale tak naprawdę, ostatnie szlify i pomysły były realizowane już w trakcie trwania nagrań, w większości tejk po tejku. Koncepcja zmieniała się dynamicznie i wielokrotnie, np. jeden z utworów miał przynajmniej 5 poprzednich wersji, a i tak w trakcie nagrań miał jeszcze dodatkowe poprawki.
Płytę promują dwa utwory: “Bawić się i śmiać” i “A gdybyśmy tak”. Co jest tak wyjątkowego w tych piosenkach, że zasłużyły na miano singli?
KRIS: “Bawić Się Śmiać” to piosenka, która dla mnie odmieniła wszystko. Chyba dlatego ją tak faworyzuje (śmiech). Proces twórczy tej piosenki był dla mnie głęboko osobisty, choć w zasadzie szybki, ale w trakcie tworzenia dałem się namówić na napisanie tekstu po polsku… Szok! Nigdy tak bardzo się nie stresowałem (śmiech), ale wylałem w tą piosenkę co miałem w głowię i myślę, że się udało. Tekst do “bawić ..” zapoczątkował pomysł na cała płytę w ojczystym języku i ruszyło – każdy tekst napisałem od nowa. “A Gdybyśmy Tak” miał być singlem od początku tylko wtedy jeszcze nazywał się “Future Is Now”. Teskt tej piosenki w zasadzie pomaga klarownie zrozumieć o co nam chodzi, jakie jest nasze przesłanie czy nazwa Wasteland.
Wprawdzie wakacje się skończyły, ale Wy (mam nadzieję) nie zawieszacie swoich koncertów. Gdzie wystąpicie w najbliższym czasie?
KRIS: Na razie skupiamy się na finalizowaniu płyty i jej premiery razem z klipami. Ale spokojnie… mimo wszystko, na pewno nie uśniemy, bo właśnie zaczynamy ogłaszać grudniową trasę promującą premierę “Bawić Się Śmiać” razem z zespołem Carol Markovsky, który również wydaje płytę. Same swoje mordeczki (śmiech). Zagramy w – jak na razie – Warszawie, Olsztynie i Gdańsku.
Kariera nabiera rumieńców. Czego boicie się? A co zaskoczyło Was jak do tej pory najbardziej?
PEPE: Prawda, ostatnio kariera ruszyła do przodu, można to wywnioskować głównie z rachunków za benzynę i hot dogi pozostawionych w samochodzie. To co mnie zaskoczyło, to szerokość spektrum odbiorców naszej muzyki. Czasami po koncertach mam wrażenie, że nie da się jasno określić kto nas słucha. Chcieliśmy robić muzykę, która łączy ludzi i w której każdy może znaleźć coś swojego. Mam wrażenie, że to nam się udaje. Czego się boimy? Podwyżki cen benzyny i złapania gumy nocą w lesie. A tak na poważnie, to wampirów.
Macie zamiar spróbować swoich sił w jakimś talent show?
KRIS: Wiesz, ktoś kiedyś gadał z nami o tym ale raczej, póki co, zamierzamy z tym odpuścić, odnaleźć się w swoim własnym otoczeniu i po woli dojść do celu. Talent show, to próba zrobienia tego trochę szybciej, to nie moja bajka. Powoli do celu.
Czego Wam życzyć? Fanów, szybkiego wzrostu popularności, czy bardziej braku efektu “wody sodowej”?
BUFF: Wembley (śmiech)
PEPE: Chyba wszystkiego po trochu. Oby samych dobrych rzeczy, bo dopiero się rozkręcamy.
KRIS: Po pierwszym roku było świetnie, teraz po drugim jest jeszcze lepiej, jaram się co po trzecim!
Zobacz więcej: