Karo Glazer – wokalistka, kompozytorka i producentka, która odważnie przełamuje granice muzyczne, dzieląc się swoją wizją sztuki bez kompromisów. W ekskluzywnym wywiadzie dla Muzykoholików opowiada o swojej drodze artystycznej, pasji do tworzenia i najnowszych projektach. Dowiedz się, co inspiruje tę wyjątkową artystkę i jakie wyzwania stawia przed sobą w świecie muzyki!
„Black Sun” to utwór, który ma w sobie rockową surowość i trance’owy groove. Jak wyglądał proces jego tworzenia?
Tak to prawda. “Black Sun” ma inny charakter, niż to co wcześniej wypuszczałam. Jest mocny i surowy… ale tak dzisiaj chcę. Początkowo utwór miał być krótkim gitarowym riffem, utworem typu miniatura na płycie. Nie wiedziałam nawet czy wejdzie na płytę, dlatego że winyl ma maksymalnie 44 minuty, a to zmusza do bardzo konkretnych form utworów. Jednak, gdy Christian Holl-Buhl, z którym znam się profesjonalnie od wielu lat, pokazał mi na początku roku swój zespół Dead Star Talk, od razu mi zaświtało w głowie, że to byłby fajny collab. Głosy Christiana i Gunesa mnie zainspirowały. Są świetni razem. Chciałam stworzyć ścianę głosów: mój w centrum, a chłopaki po prawej i lewej ze mną w unisonie. Ta myśl sprawiła, ze dopisałam drugą zwrotkę do utworu, a potem bridge, bo zaproszenie do utworu przyjął również mistrz Józef Skrzek. Na końcu dopisałam codę z moją klasyczną wokalizą i szaloną końcówką z dętkami. Chciałam, by niepokój, który niesie “Black Sun” naprawdę wybrzmiał. Przyznam, że jedyne co wiedziałam od początku, to to, że “Black Sun” ma brzmieć surowo, ale nowocześnie i świeżo. Słuchałam w tamtym okresie sporo Imagine Dragon i Brittany Howard z Alabama Shakes i to było brzmienie, które mnie intrygowało.
Józef Skrzek, muzycy Dead Star Talk i Flemming Rasmussen – to wyjątkowa ekipa. Jak doszło do tej współpracy?
Znałam Dead Star Talk dzięki mojej bliskiej znajomości z Christianem, z którym już parę lat temu pracowałam przy projekcie Eastern European Music Academy. Gdy usłyszał “Black Sun” i mój pomysł, byśmy razem nagrali ten utwór, od razu powiedział TAK. Józef Skrzek jest moim idolem odkąd usłyszałam pierwszy raz w życiu SBB. Tato puszczał mi ich muzykę jak byłam dzieckiem i bardzo mnie to ukształtowało. To był i jest dla mnie największy polski zespół w historii. Gdy miałam 18 lat spotkałam Józefa w windzie, w drodze na Jamm Session. Prawie zemdlałam. Bałam się do niego nawet odezwać, bo to przecież był Józef Skrzek! Od tamtej pory minęło trochę czasu i się przyjaźnimy. Zagraliśmy wspólnie wiele koncertów… zawsze improwizując… i to jest fascynujące z Józefem.. ale nigdy nie nagraliśmy nic razem. Uznałam, że “Black Sun” jest wymarzone do tego i po prostu wzięłam za telefon i zaprosiłam mistrza. Zgodził się od razu. Natomiast Flemming Rasmuessen…poznałam go na początku 2024 roku i po prostu się bardzo polubiliśmy. Specjalnie pojechałam do Kopenhagi, by nagrywać z nim w Sweet Silence Studio i od razu dodam: Nie lubię Metallici! Nie chciałam iść w taką stronę…. Jednak wiedziałam, że “Black Sun” ma być bardziej energetyczne niż poprzednie moje produkcje, więc fajnie było popracować nad nim z kimś innym. Uwielbiam takie collaby, gdy ludzie o innym podejściu pracują razem nad projektem. Musi być trochę szaleństwa w tym co robimy, by słuchacz poczuł to później w piosence. Gdy Flemming usłyszał moje demo “Black Sun” od razu mnie zaprosił do siebie do studia. Uradowana powiedziałam, że będę za tydzień i tak się zaczęła nasza współpraca. Lubię spontany.
W singlu słychać Twoje muzyczne korzenie. Czy cały album będzie utrzymany w podobnym klimacie, czy możemy spodziewać się również innych brzmień?
Jak mawiają wielcy “pisanie o muzyce to jak tańczenie o architekturze”. Trudno się mi o tym mówi. Czerpię z wielu miejsc inspiracje i myślę, że dzisiaj najbliżej mi do psychodelicznego soulu, z progresywnymi elementami jazzu i alternatywy… Znowu powiem, że żadne słowa nie oddadzą tego co oddaje muzyka. Powiem po prostu, że nowa płyta to na pewno nie będzie jazz w czystym tego słowa znaczeniu, bo jestem dzisiaj już gdzie indziej. Jestem innym człowiekiem. Lata, gdy nie mogłam wydawać płyt jako artystka ze względu na blokadę wytwórni pozwoliły mi na budowanie swojego kunsztu kompozytorskiego w oparciu o inne style. Napisałam w tym okresie ponad 300 piosenek dla innych artystów oraz popełniłam duże formy kompozytorskie takie jak balety czy spektakle teatralne. To jeszcze bardziej otworzyło mnie na wszystkie gatunki i odważyło mnie, bym jako już niezależna artystka głośno wyrażała swoją złość na muzyczny biznes, który często mam wrażenie, jest antytezą kreatywności. Artyści, którzy patrzą tylko na liczby polubień i opłacalność robienia muzyki w danym gatunku muzycznym. Tak nigdy nie skomponuje się nic innego i nowatorskiego. Pytanie oczywiście brzmi o co ci chodzi robiąc muzykę, ale to indywidualna kwestia. Życie, w tym nagrody w różnych konkursach na świecie, nauczyły mnie, że najważniejsza jest indywidualność i bycie bezkompromisowo sobą w muzyce. Nikt nie poszukuje kopii Whitney Houston czy następnego Jacka White’a. Moja nowa płyta będzie tym, co na ten moment mnie kształtowało i fakt, że “Black Sun” – nieradiowy utwór, jako 7” winyl jest dystrybuowany w USA, Japonii czy Europie, pokazuje mi, że idę w dobrą stronę. Poza winylem długogrającym i CD, moja nowa płyta będzie dostępna również w niezwykle dla mnie interesującym formacie jakim jest Dolby Atmos.
W singlu podejmujesz temat roli algorytmów i sztucznej inteligencji w naszym życiu. Co Cię najbardziej zaskoczyło lub zaniepokoiło w tej kwestii?
Wygoda nas jako ludzkości… bierność w podejmowaniu decyzji! Chciałam poprzez “Black Sun” zainspirować nas do autorefleksji… by na moment każdy z nas zadał sobie pytanie, a co gdyby nie było słońca i to był mój ostatni dzień na Ziemi? Czy chciałabym, by algorytmy dyktowały mi co wtedy będę robić, czy może sama wezmę swój los w swoje ręce i powalczę, by ten ostatni dzień, może nim nie był? Zapraszam do sięgnięcia po mój mały 7” singiel na winylu z “Black Sun”. W okładkę wbudowany jest astronomiczny filtr solarny, który pozwala bezpiecznie obserwować słońce, a w środku instrukcja obsługi winyla, którego słuchanie ma być przygodą. Chciałam, by moi fani mieli szanse przeżyć, to co ja czuję codziennie patrząc w południe na słońce. Świat pędzi z każdym dniem coraz bardziej do przodu, co jest naprawę inspirujące, że my jako ludzkość doszliśmy tak daleko… ale jednocześnie oddajemy tak wiele decyzyjności w ważnych kwestiach sztucznej inteligencji i algorytmom. To zabawne, że wykorzystujemy te narzędzie zupełnie na odwrót, niż ich twórcy myśleli, że będziemy je wykorzystywać. Ludzkość potrzebuje się obudzić, bo nasza pasywność nie jest wyrazem naszego człowieczeństwa. Czy naprawdę musi zdarzyć się jeszcze większa, światowa tragedia byśmy w codziennych, małych sprawach, w których często już nie my podejmujemy decyzje, bo jesteśmy sterowani algorytmami, które podpowiadają nam rzeczy, których nie potrzebujemy i nie chcemy, byli bardziej skoncentrowani na byciu człowiekiem? Udajemy jako ludzkość, że wszystko jest super… gdy tak naprawdę robimy sobie i przede wszystkim kolejnym pokoleniom wiele krzywdy.
Czy tworzenie muzyki w czasach dominacji technologii zmienia sposób, w jaki podchodzisz do procesu twórczego? Jak widzisz przyszłość muzyki w kontekście rozwoju AI i algorytmów – czy mogą one wpłynąć na kreatywność artystów?
I tak i nie. Zacznijmy od tego, że kompozycja jest kompozycją i to jest punkt wyjścia. Musi być temat, historia i powód, by coś stworzyć. Muzyka niesie ze sobą dużo więcej niż tylko interesujące dźwięki. Z tego punktu widzenia technologia nic nie zmienia w moim procesie twórczym. Z drugiej strony technologia może inspirować. Właśnie kończę moje półroczne stypendium KPO poświęcone nowym obliczom kompozycji w kontekście technologi AI i dźwięku immersyjnego typu Dolby Atmos. To niesamowite jak wiedząc jak dźwięk może rozkładać się w przestrzeni w dźwięku dookólnym, zmienia moje odbieranie muzyki. Polecam każdemu, kto jeszcze nie słyszał muzyki w formacie Dolby Atmos, by tego doświadczył. W normalnym stereo miksie często trudno jest przy gęstych aranżach wszystko zmieścić, co kompozytor miał ochotę napisać. W Dolby Atmos mam 360 stopni do wykorzystania plus warstwy górne i dolne. To daje zupełni inne pojęcie o odbieraniu muzyki. Mnie to inspiruje i zmusza do pochylenia się nad tym tematem jeszcze głębiej. Nie uciekniemy przed nowymi technologiami… to tylko kwestia czasu, gdy staną się standardem. Jeśli chodzi o algorytmy… to trudniejsza kwestia… raczej mnie przerażają…ale to zjawisko na pewno wytycza dzisiejsze trendy.
Wspomniałaś, że chciałaś stworzyć utwór, który poruszy ciałem jak Led Zeppelin i będzie surowy jak Jack White. Co jeszcze inspiruje Cię podczas tworzenia?
Moje całe życie to muzyka. Idę spać robiąc muzykę i wstaję rano słuchając muzyki, albo ją grając. Tak jest odkąd skończyłam 12 lat. Muzyka była zawsze i wszędzie. Mieszkałam w wielu krajach, ale zawsze robiłam muzykę i czerpałam z odgłosów świata, twórczości wcześniejszych pokoleń, artystów, których uwielbiałam i kolegów, którzy mnie otaczali. To się oczywiście zmienia na przestrzeni lat, ale moja playlista jest bardzo szeroka. Znajdziecie tu zarówno Ravela, jak i całe pokolenie Woodstock z Hendrixem i Janis na czele, będzie Prince, Madonna i George Michael, ale też White Stripes, Dirty Loops, Go Go Pinguin czy E.S.T. Będzie Aerosmith, John Mayer, Babel Gilberto, FKA Twigs, Marvin Gaye czy Corole King i moja ulubiona ostatnio Brittany Howard. Będzie Zawinul, The Beatles i Novi Singers. Jestem otwarta na wszystko. Muzyka nie ma granic. Gatunki to tylko forma, w którą wkładamy muzykę, by uprościć słuchaczowi jej odnalezienie. Artyści, których uwielbiam są wieloformatowi i rozumieją, że jednocześnie można być w wielu gatunkach na raz, bo w muzyce w ogóle o to nie chodzi. Muzyka jest podróżą. Ma opowiadać historię i nieść z sobą jakiś wyraz. Nawet taneczna muzyka taka jest, bo wywodzi się z transu i rdzennych rytmów. Uwielbiam zagłębiać się w historię i studiować etymologię poszczególnych gatunków i styli. To wiele tłumaczy i pokazuje jak ważna była muzyka w rozwoju ludzkości. Gdy człowiek o tym pamięta, o wiele łatwiej się komponuje. Wymyślenie dzisiaj czegoś, czego nie było jest ekstremalnie trudne. Myślę, że jesteśmy w okresie gdy tylko dekonstrukcja pozwala na nową kreację.
Nad czym obecnie pracujesz poza premierą nowej płyty? Czy są jakieś projekty, które możemy zobaczyć już wkrótce?
Obecnie jestem absolutnie skupiona na swojej płycie. Przez ostatnie lata napisałam dużo muzyki dla innych… teraz jest czas na moje plany i brzmienie. Nie umiem dzielić uwagi, stąd moja decyzja. Moja firma producencka RED PRODUCERS pracuje nad wieloma projektami w tym momencie, ale moi znakomici producenci dają sobie świetnie radę beze mnie. Jestem z tego dumna.
Twoje poprzednie albumy, „Normal” i „Crossings Project”, zebrały świetne recenzje. Jak nowy materiał różni się od tych wcześniejszych wydawnictw?
Nowy album to powrót do moich początków. Co prawda ludzie wiążą mnie przede wszystkim z jazzem wokalnym, co jest prawdą, bo tym zasłynęłam wydając wcześniejsze płyty, jednak zanim zaczęłam grać i komponować jazz, byłam dziewczyną z gitarą, którą nazywano Janis. Grałam na ulicy, jeździłam na jamm sessions po całej Polsce. Dużo wtedy było rock’n’rolla w tym czego słuchałam. Mimo, że w radio królowała Britney Spears , Spice Girls i Robbie Williams, ja wtedy wybierałam Led Zeppelin, The Doors, Ten Years After czy Blood Sweat and Tears. Gitara była moim pierwszym instrumentem, nie licząc wibrafonu, na którym pragnęłam jako dziecko grać. Życie to generalnie cykle i otwieram nowy. W jazzie zabrakło mi ostatnio energii, a tym jest rock’n’roll. Od jazzowych wokalistek wymaga się aksamitnych głosów i pięknych, dostojnych i eleganckich melodii, co jest ok i ja to rozumiem, ale ja tego dzisiaj nie czuję i nie chcę. Taki jazz dla mnie jest po prostu nudny. Jest tak piękny, że aż nic się w nim nowego nie wydarzy. Nie ma w nim przestrzeni na improwizację wokalną, ekspresję, szaleństwo i bunt. Nie mówimy tego głośno, ale jazz też został sformatowany. Zamiast się z tym borykać, można pójść w bardziej alternatywną stronę i poszukać tam, gdzie się jeszcze nie było, albo dawno nie było. Dzisiaj jestem w takim właśnie miejscu.
W swojej karierze współpracowałaś z takimi artystami jak Richard Bona czy Mike Stern. Co wyniosłaś z tych doświadczeń?
…że muzyka jest uniwersalnym językiem, który łączy, a nie dzieli… i że wielcy artyści to niezwykle piękni ludzie, z niesamowitym talentem, warsztatem i wartościami, które nigdy nie oceniają, a zawsze inspirują i wspierają. Nie rywalizują, tylko szukają rozwiązań dobrych dla wszystkich. Ego w ich wykonaniu nie istnieje… są oddani w pełni swojej twórczości i u nich zawsze jest teamwork oraz autorefleksja. Są otwarci na opinie i pomysły innych ludzi. Bardzo inspirujące.
Jak wspominasz współpracę z Flemmingiem Rasmussenem przy produkcji „Black Sun”? Czego nauczyłaś się od producenta takiego kalibru?
U takich ludzi jak Flemming ważne są emocje. Musi być trochę szaleństwa w tym co robimy, by słuchacz poczuł to później w piosence. Gdy Flemming usłyszał moje demo “Black Sun” od razu mnie zaprosił do siebie do studia. Uradowana powiedziałam, że będę za tydzień i tak się zaczęła nasza współpraca. Mieliśmy super fajną energię między sobą i to w mojej ocenie było najważniejsze. “Black Sun” było już zupełnie zaaranżowane przeze mnie zanim przyjechałam do Kopenhagi. Wszystko sobie wcześniej ustaliliśmy z Flemmingiem. Gdy przyjechałam do Sweet Silence Studio zajęliśmy się senso stricte nagraniem. To jak brzmią wokale i moje gitary to zasługa Flemminga. Jest cios!

Udało Ci się zdobyć uznanie na International Songwriting Competition, gdzie doceniali Cię m.in. Tom Waits i Dua Lipa. Jak to wpłynęło na Twoją karierę?
Jestem bardzo wdzięczna za to, że dane było mi wziąć udział w tym światowym konkursie i że zaszłam w nim aż tak daleko. Nie myślałam, startując z moją piosenką, która była absolutnie inna niż pozostałe, że zostanę laureatką. Być wybranym z ponad 18 tysięcy piosenek na świecie, to było nierealne dla mnie, a jednak się udało! Dało mi to uznanie w branży, co przyczyniło się do mojej drogi rozwoju. Zaczęłam pracować z nowymi ludźmi, dużo międzynarodowych projektów. Pojawiły się nowe wyzwania jak np. pisanie K-Popu czy dużych form muzycznych takich jak muzyka filmowa. Każdemu będę polecała udział w takich konkursach. To otwiera świat. Dzięki nim na innym kontynencie ktoś słucha Twoją muzykę… i jeszcze ma szansę ją docenić. Wszystko co dzisiaj się dzieje z “Black Sun” w USA… to, że jest to mój pierwszy singiel grany w amerykańskich radiach, to między innymi efekt tego konkursu. Robienie kariery poza Polską to długa droga. Każdy mały kroczek do przodu, to wielki sukces.
Czego mogą się spodziewać Twoi fani na nadchodzących koncertach promujących nową płytę?
Że ich zaskoczę… że będzie energetycznie i bardzo głośno. Każdy koncert będzie inny… bo taka już jestem i kocham improwizacje. Każde spotkanie z publicznością niesie inne emocje i ma to wpływ zarówno na publiczność jak i na nas artystów. Promocyjnie dużo się będzie działo w również w USA, bo płyta ukaże się przede wszystkim właśnie tam. Oprócz tego w Londynie w maju szykujemy wyjątkowy koncert, który będzie promował album. Do Polski mam nadzieję zawitać koncertowo w wakacje, tak więc bądźcie czujni.
Jakie przesłanie chciałabyś, żeby Twoi słuchacze wynieśli z „Black Sun” i całego nadchodzącego albumu?
Że niemożliwe jest możliwe… że mamy moc… że to my decydujemy o tym, co robimy i jak wygląda nasze życie. Głęboko w to wierzę, że możemy wpływać na naszą drogę… możemy podejmować decyzje, które w swojej mikroskali być może wydają się prozaiczne, małe i nic nieznaczące… ale w globalnym rozrachunku są wielkie dla ludzkości i mogą zmienić świat. Przecież nie jesteśmy tu za karę… pamiętajmy o tym. Każde życie ma swoją moc. Nie bójmy się z niej korzystać.
Karolina Filarczyk