Bartek „Borówka” Borowicz – pracował jako dziennikarz w wielu redakcjach. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Polityce” czy „Teraz Rocku”. Miał swoje programy w TVP3 (gdy TVP nie była telewizją rządową rzecz jasna), Esce Rock czy Radiofonii. Rzucił to wszystko, bo zaczął organizować koncerty. Ale nie wielkie a’la Opener, lecz te małe, kameralne – dla 30, może 100 osób. Przez 15 lat jego firma Borówka Music zorganizowała ponad 4000 takich koncertów na terenie Polski i 20 innych krajów – od Mołdawii po Islandię. On lubi małe, bo małe jest piękne. Dlatego nie dość, że robi małe koncerty, to robi je też w małych miejscowościach – ba! Nawet wioskach! Koncerty w nietypowych miejscach: mieszkaniach (tych przygotował ponad 300!), więzieniach, szpitalach czy na dachach budynków to jego domena. Jest w tym wszystkim pewna pasja i oryginalność. Borówka Music, którą dowodzi Bartek, to wyjątkowa agencja koncertowa tworzona z sercem. Tworzona tak, żeby być blisko ludzi. I blisko muzyki.
Katarzyna Grzmielewska
Bartek Borówka
Jak narodziła się idea koncertów domowych?
To nie ja ją wymyśliłem (śmiech). Nie wiem, skąd wziął się ten pomysł, ale domówki są grywane od kilkudziesięciu lat. Sam pierwszy raz zetknąłem się tym podczas zagranicznych tras koncertowych. Gdy miałem dziury w tournée Petera J. Bircha, z którym kiedyś pracowałem, lokalny promotor mówił „możecie mieć dzień wolnego i dziurę albo zagrać u kogoś na chacie albo w piwnicy”. Tak było w Londynie, tak było w Szwajcarii… zawsze wybieraliśmy granie, bo dziury w trasach są złe. Wychodziły z tego piękne koncerty. Kiedyś właśnie Peter miał przejazd z Dolnego Śląska do Trójmiasta i dziurę pomiędzy występami. Pomyślałem, że zorganizuję dla niego koncert w kawalerce, którą miałem w Łodzi. Wyszło bardzo dobrze, wpadło 20 znajomych. Miesiąc później zrobiłem tam drugi koncert amerykańskiej kapeli, która miała dziurę między Berlinem a Warszawą. Miesiąc później kolejny i tak powstał cykl House Gigs Pogonka. W tym łódzkim mieszkaniu w pięć lat zorganizowałem 60 koncertów! W międzyczasie idea zaczęła się rozprzestrzeniać na całą Polskę. Do dzisiaj takich koncertów w mieszkaniach przygotowałem ponad 300. Uwielbiam je!
Kameralny klimat koncertów, domowe smakołyki i trunki, czy energia i rozmowy z publicznością, co najbardziej lubisz w tych wydarzeniach?
Wszystko po trochu. Kocham kontakt z ludźmi – uwielbiam nocne rozmowy przy winie i swojskim jedzeniu. Lubię, kiedy publiczność jest skupiona i słucha w ciszy, a to dają takie domówki. Bardzo lubię też wchodzić w czyjeś życie na 24 godziny, lubię podglądać, jak żyją inni (śmiech). To mnie kręci, jakkolwiek dziwnie to brzmi (śmiech).
Planowanie tras koncertowych wymaga dobrej organizacji, jednak nawet najbardziej misternie dopracowany plan może się nie udać. Czy życie na walizkach i nieprzewidywalność dodają Ci energii i motywacji do działania?
Nie wiem, czy dodają mi akurat tego, ale na pewno „kręcą mnie”. Lubię życie na walizkach. Kiedy w domu pada hasło „jedziemy… gdzieś tam”, mi spakowanie się zajmuje maksymalnie 7 minut. Kręci mnie życie w drodze, kręcą mnie spotkania z ludźmi i ich historie – uwielbiam poznawać nowe osoby i spędzać z nimi czas. Po prostu lubię ludzi. I chyba z wzajemnością. Lubię też odkrywać Polskę i świat. Tak już mam. Dlatego kocham swoją pracę. Jestem takim chłopcem ciekawym świata.
Jakie było najbardziej nietypowe miejsce w którym zorganizowałeś koncert?
Takich miejsc było wiele, więc trudno mi wskazać jedno. Dach budynku, więzienie, szpital psychiatryczny, ośrodek osób głuchoniemych, tramwaj… robiłem koncerty w naprawdę dziwnych miejscach.
Co podczas procesu twórczego podczas wydawania książki było najtrudniejsze? Czy odmowy od wydawnictw Cię nie zdemotywowały, czy może wręcz przeciwnie, były motorem napędowym do szukania innych rozwiązań?
Widzę, że szybko i nagle przeskoczyliśmy na temat książki „Borówka Music – 15 lat w trasie koncertowej” (śmiech). Niechęć wydawców nie demotywowała mnie. Mnie jest ciężko zniechęcić do czegoś. Zresztą miałem ich w nosie, zrobiłem wszystko sam, na własnych warunkach i wbrew słowom „nie da się napisać, zredagować, złamać, wydrukować i wypromować książki w 8 miesięcy”. Udowodniłem, że to możliwe. W grudniu, tydzień po premierze mojej książki 700 egzemplarzy rozeszło się. Za chwilę będziemy mieć II wydanie. Cieszę się tym jak cholera! Przy powstawaniu książki najtrudniejsze było okiełznanie wszystkiego samemu, ale udało się.
Książkę zamówić można wyłącznie pisząc e-mail na adres borowka.music@gmail.com – proszę tam podać adres do wysyłki. Koszt to 60 zł (płatne przelewem). Cena ta zawiera wysyłkę. Zamówienia realizowane przez samego autora i jego 4-letniego asystenta Benka (w światku koncertowym znanego jako Sleeping Stagehand, chłopak mimo młodego wieku był już na 90 koncertach). Wysyłanie książki realizowane jest według kolejności wpłat, więc warto pospieszyć się z zakupem.
Zdjęcie główne Damian Christidis