Maciej Tacher, niegdyś związany z grupą Manchester, od wczoraj jest już pełnoprawny solowym artystą. Wszystko za sprawą płyty „Pudełko na Buty”, która swoją premierę miała 30 września za sprawą wytwórni Kayax.
„My Name is New Label”, to kolejna odsłona projektu wytwórni Kayah, która ma na celu wypromować młodych i zdolnych artystów. Tacher , jako jeden z trzech artystów ma możliwość rozpocząć swoją karierę z wysokiego „C”. Jak to się zaczęło? Jak powstawał krążek? Tego i wiele więcej dowiecie się z zapisu tej rozmowy.
Karolina Filarczyk
… i przyszedł czas na samotną drogę przez muzykę. Czym była podyktowana taka decyzja?
Dorosłem do bycia twórcą, a nie tworzywem.
Kariera solowa jest łatwiejsza? Czy mimo wszystko powrócisz do… Manchesteru?
Nie powrócę, ten rozdział jest już zamknięty. Droga solowa jest przede wszystkim kompletnie czymś innym. To przesiadka z PKS-u za kółko własnego samochodu czy roweru. Kompletnie inna perspektywa, bo trzeba samemu wyrysować mapę, napompować koła. Perspektywa wymagająca i stawiająca wyzwania, ale ciekawsza i — dzięki poczuciu kontroli, wolności i odpowiedzialności, które się w nią wpisują — zapewniająca spokój wewnętrzny i satysfakcję. Nieważne jak zdezelowany jest twój wehikuł, niech to nawet będzie kosiarka spalinowa, jak w „Prostej historii” Lyncha, to jedziesz nim tam, gdzie chcesz. Czyli w sumie jest łatwiejsza.
Jako mała dziewczynka w pudełku po butach chowałam swoje pamiątki. Bilety do kina, pocztówki… słuchając twojej płyty, mam wrażenie, że ono jest także dla ciebie taką skrytką… Trochę tego i tamtego, szczypta słodyczy i trochę pikanterii… Czym dla ciebie jest „Pudełko na buty”?
Pojemnikiem na traumy i kompulsje. Albo takim prezentem niespodzianką.
Jak powstawał album? Odkurzyłeś szuflady z zapomnianymi piosenkami, czy może jest to kompozycja konkretnych, dedykowanych temu krążkowi tekstów?
Kilka piosenek odkurzyłem, kilka dopisałem stosunkowo niedawno. Nie jest to pojęcie albumu, ale spójny zbiór dziewięciu piosenek. Pierwsze studyjne nagrania sięgają 2015 roku. Potem zmieniały się koncepcje, aranżacje. Im dalej w las, tym bardziej się usamodzielniałem i coraz więcej ogarniałem sam. Ostatecznie to jest stricte autorska płyta, bo, oprócz kompozycji i tekstów, są to też moje aranże i produkcje. Sporo gitar i klawiszy zagrałem sam, ale ponieważ nie potrafię grać jeszcze np. na wiolonczeli czy klarnecie, więc na „Pudełku…” pojawiają się też gościnnie profesjonalni instrumentaliści.
Grając w zespole, byłeś bardziej… głośny. „Pudełko”, to spokojne, chwilami melancholijne dźwięki głównie gitary akustycznej. Czas wydorośleć, czy zwyczajnie przyszła pora na nieco inne kompozycje?
Emocje są dla mnie na pierwszym miejscu. Energia nie. Słyszałem niedawno w audycji Pana Wojciecha Manna taką anegdotę: ktoś zapytał Sinatrę — Dlaczego pan tak cicho śpiewa? – Bo umiem! – odpowiedział. To jest ogólnie taka folk rockowa płyta i pojawiają się na niej też mocniejsze brzmienia elektrycznych gitar, np. w „Braciach Wszechmogących” czy w kodzie do „Sennikifora”, albo w „Byle gdzie”. Wiolonczele, skrzypce i akustyczne gitary mieszają się też z syntezatorami. Momentami nie jest wcale tak cicho i delikatnie, ale rzeczywiście jest spokojniej, tempa są raczej średnie.
O czym opowiadasz swoim słuchaczom? Co chciałbyś im przekazać przez tę płytę?
Opowiadam mniej lub bardziej metafizyczne historie, które zaludniam dziwnymi stworzeniami i postaciami. Tytułowe „Pudełko na buty” jest w piosence pojemnikiem z jakimś stworzeniem w środku, wystawionym przez handlarza na sprzedaż na bazarze w Piekle. W „Love pod prąd” występuje robocica o imieniu Mary. „Bracia Wszechmogący” to z kolei opowieść z pogranicza westernu i horroru, inspirowana komiksami Gartha Ennisa z serii „Kaznodzieja”, trochę też w klimacie serialu „Godless”. To historia księdza, który robi porządek ze swoimi wyjętymi spod prawa braćmi. Niestety bóg nie jest po jego stronie, więc happy endu nie będzie.
Która z piosenek jest twoją ulubioną?
To się zmienia. Obecnie chyba tytułowy singiel, czyli „Pudełko na buty”. Lubię też „Piąte piętro”, bo oprócz wymyślenia całkiem ciekawych harmonii wokalnych, udało mi się w tej piosence w niewielkiej liczbie wersów zawrzeć historię, która pobudza wyobraźnię. Maksimum treści przy minimum słów — to jest to, co lubię w piosenkach i do czego nieporadnie dążę.
Płyta wyszła sumptem Kayaxu w ramach nowego projektu. Powiedz nam coś więcej o tym.
Projekt My Name Is New Kayaxu ma już dwa lata, a teraz zamienił się w Label, który, oprócz singli, wydaje w cyfrze także albumy i EPki. Co kto lubi! Mój pierwszy singiel „Love pod prąd” wyszedł w MNIN w 2018, w 2019 wydałem „Piąte piętro”, a teraz premierę ma właśnie cały album „Pudełko na buty”. MNIN wspiera nowych artystów szeroko. Oprócz ogarnięcia streamingu, wysyłki do rozgłośni i mediów, otwiera też różne inne okienka, czy to telewizyjne, festiwalowe, czy supportowe.
Gdybym poprosiła cię teraz o hasło reklamowe, które najlepiej oddawałoby „Pudełko”, jak ono by brzmiało?
Bądź kotem! Wymość się w moim pudełku i podrap!
Jesień nadeszła. Twoja muzyka idealnie wpisuje się w koncerty intymne, kameralne… jednymi słowy klubowe. Zdradź nam, gdzie będziemy mogli posłuchać premierowego materiału?
Zagram w Warszawie, w Klubie Akwarium 5 października. Zapraszam serdecznie na godzinę 19:00. Koncert będzie na zewnątrz, na powietrzu.
Nagrody, płyty, koncerty… to wszystko znasz doskonale. Polska stoi wieloma zdolnymi artystami, tylko czasem mają problem z tym, jak zacząć… Jaka jest twoja złota rada dla nich? Co zrobić, żeby w końcu „pykło”?
Eee, dawno i nie prawda z tymi nagrodami. Dużo się zmieniło w postrzeganiu muzyki i jej tworzeniu od 2008 roku. Jest inaczej, jest dojrzalej, bardziej profesjonalnie i jeszcze bardziej egalitarnie, ale przez to też chyba nie jest łatwiej. Zależy, jakie się ma oczekiwania. Nie wiem, czy mam prawo dawać komukolwiek rady. Ciężko jest żyć dzisiaj z muzyki, co tu dużo mówić. Ale próbować trzeba! (śmiech) Bądźcie szczerzy i prawdziwi i wtedy łapcie się różnych możliwości. Czyli trochę jak w słynnym powiedzeniu św. Augustyna: „Kochaj i rób, co chcesz”.