W miniony czwartek wybraliśmy się na przedpremierowy koncert Duxius, do warszawskiego BARdzo bardzo.
Duxius to solowy projekt Edyty Rogowskiej, a jej płyta „Remanence” od piątku dostępna jest już we wszystkich serwisach streamingowych i w fizycznym wydaniu.
Spotkanie rozpoczęło się dość nieoczywiście. Spodziewaliśmy się bandu, który zacznie grać, po czym na scenie pojawi się wokalistka. Tym razem było inaczej. Wyświetlony został klip do piosenki „Wczoraj jest za późno”. To był strzał w dziesiątkę, teledysk skupił 100% uwagi słuchaczy. Trzeba zaznaczyć, że sam klip jest rewelacyjny. Skromna scenografia, plan zamknięty w jednym pomieszczeniu. Wykorzystanie motywu malarstwa, kostiumologii i dystans, to te cechy, które sprawiły, że jednocześnie byłem zachwycony i rozbawiony. Warto zobaczyć ten obrazek — polecam 🙂
Po emisji klipu w towarzyszeniu oklasków na scenie pojawił się wcześniej wspomniany zespół i zgodnie z poprzednimi oczekiwaniami na scenę weszła Edyta. Ma ona w sobie coś, co na pewno intryguje, nie da się przejść obojętnie koło niej, jako artystki. Nie odważę się jednoznacznie stwierdzić jakich emocji dostarczyła mi więcej.
„Nazywam się Edyta Rogowska i ten projekt nazywa się Duxius, jak wszędzie widać – jego nazwa jest na naklejkach, na kartkach, które są dla Was w prezencie. Jest nazwa na płycie, którą chciałbym, żebyście kupili. A jutro ta płyta będzie dostępna, a jest to mój pierwszy książek w życiu.”
Tymi słowami wokalistka przywitała zgromadzonych gości, którzy już na wejściu otrzymali wlepki i pocztówki — bardzo miła pamiątka. Nie jestem fanem tak bezpośredniego marketingu w kwestii kupowania płyt, ale myślę, że to kwestia stresu i emocji. Już w swojej głowie przekształciłem „chciałbym, żebyś kupił” na „byłoby mi miło, gdybyś kupił”. Piszę o tym nie po to, żeby się czepiać słówek, bardziej by budować świadomość, że nie tylko muzyką, dobrymi grafikami i gadżetami artysta buduje swój wizerunek. Te małe gesty i słowa także są bardzo istotne. Słuchacz nie lubi zbytniej pewności siebie, szanuje skromność.
Co do samego koncertu — nie można odmówić Edyty charyzmy. Jej wizerunek, ruch i zachowanie na scenie świadczą o tym, że mamy do czynienia z artystką bez wątpienia wolną. Dodatkowej energii bez wątpienia dodawał jej band, który muzycznie robił świetną robotę. Prócz klawiszy, na których grała Edyta, w składzie znalazł się bas, perkusja i gitara.
Materiał z płyty „Remanence” na żywo brzmiał nieco mocniej niż w studyjnych wersjach. To samo odczucie miałem odnośnie do wokalu, któremu zabrakło na żywo dynamiki. Edyta, posiadając tak ekstra wyróżniającą się barwę głosu, mogłaby robić z nią cuda na żywo, różnicując, chociażby wspomnianą dynamikę. To są szczegóły, które (moim odczuciu) mogą tylko sprawić, że przyszłe koncerty będą jeszcze lepsze. Czy warto wybrać się na Duxius na żywo? Zdecydowanie TAK! Warto na własne oczy i uszy przekonać się, jakie emocje będą towarzyszyły Was w czasie koncertu.
Tekst: Łukasz Krupa