#gwiazdynarozbiegu : SEEME – „Najczęściej słyszę, że bije ze mnie prawda”

Piękna, drobna, delikatna, na dodatek wszechstronnie utalentowana… tak na pierwszy rzut oka można opisać seeme, gdy ją pierwszy raz usłyszałam grała support przed Kortezem – pomyślałam wtedy: tak mogą brzmieć anioły. Tak też myślę za każdym razem, gdy słucham „Short stories that I’m made of”, jej debiutanckiego albumu. Od Kasi bije niesamowita skromność i miłość do muzyki, z którą jest jej tak dobrze, że koncerty grywa boso – bo czuje się wtedy jak w domu 😉
Zapraszamy do naszego pierwszego wywiadu z cyklu #gwiazdynarozbiegu!

Roksana: Seeme, czyli prywatnie Kasia Makowiecka – córka Lecha i Bożeny, założycieli zespoły ZAYAZD i siostra Tomka, który podbił polską scenę na początku XXI wieku. Start w muzycznym świecie z taką metryką był trudniejszy?

Seeme: Hmm.. Nie zastanawiałam się nad tym jaki będzie start, ale na pewno nie było mi łatwo obnażyć się ze swoimi piosenkami. Byłam bardzo onieśmielona, ale to pewnie wynika z tego jaka jestem, z mojej osobowości. Uśmiecham się jednak do siebie za każdym razem, kiedy słyszę i widzę, że mało kto zestawia mnie (czyli seeme) z moim bratem. Na Spring Break’u dało się to odczuć i to jest dla mnie bardzo duża satysfakcja. Każdy z nas ma swoją drogę, a że piosenki to dla mnie sytuacja bardzo osobista, cieszę się, że mogę je tworzyć po swojemu.

R: Mimo muzyki tak bardzo obecnej w twojej rodzinie miałaś okres buntu, chodzi mi o ten okres między podstawówką a liceum. Musiałaś zatęsknić – czy dzisiaj też czasami uciekasz od muzyki?

S: Okres buntu to za duże słowo. Był taki moment, że na chwilę odeszłam od pianina, ale bardzo szybko zatęskniłam. Wróciłam do instrumentu, na nowo. Położyłam dłonie na klawiaturze i już bez nut zaczęłam szukać siebie, swoich dźwięków i tego co mi w duszy gra. Tak się zaczęło pisanie pierwszych piosenek.

R: To wtedy zrodziła się Twoja pasja do tańca?

S: Tańczę od 7 roku życia. Początkowo były to podstawy baletu, później taniec współczesny. Pojawił się również ważny dla mnie taniec afrykański. To mój absolutny żywioł, chyba już nie pamiętam życia bez tańca.

R: Oprócz tańca i muzyki jest też pasja do podróżowania i joga – czy potrafisz
powiedzieć bez której z nich nie mogłabyś żyć?

S: Cieszę się, że nie muszę wybierać i że mogę oddawać się temu wszystkiemu co kocham każdego dnia. Wszystko co robię gdzieś tam łączy się ze sobą i nie wyobrażam sobie żeby czegoś mogło zabraknąć.

R: Pamiętasz kiedy napisałaś swoją pierwszą piosenkę?

S: Miałam pewnie kilkanaście lat. Nie pamiętam dokładnie kiedy, trochę ich poupychałam do szuflady. Na pewno siedziałam wtedy w swoich czterech ścianach i nikt nie wiedział o tym, co robię. To był mój azyl.

R: Pomyślałaś wtedy, że kilka lat później wydasz epkę, płytę i będziesz grała na
festiwalach takich jak Spring Break?

S: Coś ty, moja nieśmiałość nie pozwoliła mi nawet o tym śnić. Ale co roku, w urodziny jak zdmuchiwałam świeczki na torcie w myślach powtarzałam sobie „chciałabym mieć zespół, jeździć w trasy i grać koncerty”… No i żeby moi najbliżsi byli zdrowi i szczęśliwi 🙂

R: Grałaś też support na trasie „Cohen i kobiety”, niedawno przed Anitą Lipnicką,
a Poznań może kojarzyć Cię z występu podczas trasy Kortez TRIO w 2017 roku.
Trudna jest rola przedskoczka?

S: Niezwykle ekscytująca! To dla mnie bardzo cenne doświadczenia. Nie było to łatwe, tym bardziej, że na trasie z Kortezem wychodziłam na scenę całkiem sama. Nie dość, że sama, to jeszcze były to moje pierwsze publiczne grania, a filharmonie i sale koncertowe były wypełnione po brzegi. Było to niezwykle stresujące i cudowne doświadczenie, które traktowałam jako pracę nad sobą. Musiałam opanować drżące z nerwów ciało, uspokoić oddech no i dać radę! Ale to było przeżycie. Nic już nie jest takie samo jak wcześniej. (śmiech).

R: Wolisz grać koncerty w klimatycznych klubach czy otwartych plenerach?

S: Nie mam jeszcze aż tak dużego doświadczenia, ale na pewno czuję różnicę między dużą sceną, a maleńkim intymnym miejscem jakim jest np. „teatr BOTO” w Sopocie lub „Otwarta Pracowania” na Jazdowie. Gdy grałam na Torwarze – paradoksalnie czułam, że łatwiej jest mi odpłynąć; pewnie też dlatego, że światła powodują, że ze sceny nie widzę publiczności, czuje się jakbym była sama. W kameralnych przestrzeniach, gdzie publiczność mam wręcz pod stopami, cała drżę, czuję bliskość z ludźmi co jest na pewno trochę bardziej krępujące, ale bardzo ważne, piękne i cenne. Jakbym miała wybierać, to wybieram jedno i drugie! (śmiech)

R: Masz takie wymarzone miejsce w którym chciałabyś zagrać?

S: Fajnie byłoby wsiąść któregoś dnia w kamperka i po raz kolejny zjechać Islandię i móc tam zagrać dla garstki cudnych elfów. A z takich bardziej spektakularnych sytuacji to mam swój ulubiony festiwal muzyczny, który odbywa się w moim rodzinnym mieście. W mieście, w którym jestem absolutnie zakochana, jest moim małym Reykjavikiem. Jest nim Gdynia, a w niej Open’er i to byłby jakiś sztos.

R: Pracując nad swoją debiutancką płytą rodzina dawała Ci jakieś rady? Czy
cierpliwie czekali na efekty?

S: Chyba nie zdawali sobie sprawy, że będę robiła coś w tym kierunku. Do momentu gdy zobaczyli moje pierwsze live sesje na YouTubie do „Old soul” i „Dreamers”… Wtedy chyba zrozumieli, że ani stomatologa ani prawnika w rodzinie mieć nie będą (śmiech).

R:Na swojej stronie piszesz: Musiało minąć trochę czasu i odbyć się kilka
podróży, by moje krótkie historie mogły ujrzeć światło dzienne – podróże
dodały Ci odwagi, pewności siebie? Czego jeszcze Cię nauczyły?

S: Podróże to najlepsze lekcje jakie mogły mi się przytrafić. Pamiętam jak miałam 16 lat i poleciałam z przyjaciółką i jej mamą na ponad miesiąc do Indii. Zwiedzałyśmy północ jeżdżąc rozklekotanymi autokarami i pociągami, odkrywałyśmy nowe smaki i zapachy. Nie zapomnę jak powiedziałam w trakcie tej podróży, że to doświadczanie i poznawanie nowej kultury i znajdowanie się w odmiennych sytuacjach niż na co dzień – to coś czego nie dowiesz się siedząc w szkolnej ławce. Dobrze jest czasami urwać się z lekcji i spakować plecak. (śmiech). To już późniejsze radzenie sobie w drodze, w kolejnych podróżach, chcąc nie chcąc musiały dodać mi trochę odwagi w życiu codziennym.

R: Twoje ulubione wspomnienie z podróży? Gdzie znalazłaś najwięcej inspiracji?

S: Na trasie Gdynia-Warszawa. Od kilku lat pokonuje tę trasę regularnie. Na co dzień mieszkam w Warszawie, Gdynia jest moim rodzinnym miastem. Pamiętam jak przeprowadziłam się do stolicy, wszyscy pytali mnie „skąd jesteś?”. Gdy mówiłam skąd – pukali się w głowę mówiąc: „Dziewczyno, zostawiłaś morze? Każdy marzy by tam mieszkać!”. No więc nie zostawiłam. Regularnie wracam, niczym dumny śledź, zawsze podkreślając skąd jestem, a piosenki piszę najczęściej właśnie w pociągu. Takie małe codzienne podróże i spotykanie nowych ludzi jest dla mnie najbardziej inspirujące. Niekoniecznie muszę zaszywać się na małej wyspie gdzieś daleko pod palmą żeby coś z siebie wykrzesać.

R: Wydając tak osobistą płytę, musiałaś usłyszeć ciekawe rzeczy na jej temat –
pamiętasz tę najbardziej wzruszającą, albo taką, która Cię po prostu zadziwiła?

S: Niektórzy płaczą, inni uśmiechają się do siebie. Mówią, że mają ciarki na całym ciele i czasami mam wrażenie, że patrzą na mnie i nie wiedzą jak się zachować, jak nazwać to uczucie (śmiech). Domyślam się, że w dobie mocnych uderzeń i elektroniki dla wielu moja cisza i minimalizm to może być znacznie za mało. Ja tam lubię ciszę, każdy oddech, szelest i drapanie. Najczęściej słyszę, że bije ze mnie prawda.

R: Dosłownie kilka dni temu premierę miał teledysk do piosenki „Hurricane” – to
był Twój pomysł, by wykorzystać swoje dwa talenty i połączyć taniec z muzyką?

S: Zwykle jak w nocy nie mogę spać, zakładam słuchawki i oglądam różne live sesje, a zaraz po nich brnąc dalej w noc pojawia mi się piękna muzyka połączona z tańcem. Tak samo jak kocham oglądać zespoły grające na żywo, tak samo urzeka mnie taniec. Co tu dużo mówić. Tak. To był mój pomysł. (śmiech).

R: Jakie są Twoje plany na wakacje? Szykują się koncerty czy pakujesz już plecak
na nowe podróże?

S: Na razie świadomie rzucam się w wir pracy starając się ujarzmić swoje podróżnicze potrzeby. Jestem w trakcie tworzenia i nagrywania nowych numerów, szykują się też koncerty. Staram się nie rozpraszać, ale jak tylko najdzie mnie ochota to oczywiście pakuje plecak i mnie nie ma (śmiech).

R: Śpiewasz wgl coś podczas wyjazdów czy to jest taki moment wakacji również
od muzyki?

S: Najczęściej próbuje przekrzyczeć fale oceanu spacerując boso po plaży. Spisuję też myśli do zeszytu, z których później powstają teksty moich piosenek.

R: Którą podróż wspominasz najmilej, a którą wręcz przeciwnie?

S: Wzdycham z utęsknieniem do Nowego Jorku, mam ten moment, że bardzo chciałabym tam wrócić, powłóczyć się po knajpach z muzyką na żywo i poszperać w winylach i second hand’ach. Mogę w nieskończoność wracać na Islandię, o każdej porze roku. Lubię mieć tam śnieg po pas, ale chłodne sierpniowe noce pod namiotem też dobrze wspominam. Każda podróż jest zupełnie inna, z każdej wracam z bagażem nowych doświadczeń i wspomnień, które nie zawsze chwytam na zdjęciach, ale na zawsze zarysowane są w mojej głowie.

 


seeme i jej „Short stories that I’m made of” będziecie mogli poznać bliżej już 28 czerwca w Starym Maneżu (Gdańsk), gdzie wystąpi ramach Muzycznego Lata vol.4. Więcej szczegółów:

https://www.facebook.com/events/857760401227934/?active_tab=about


Zajrzyj po więcej: 

FB: https://www.facebook.com/seemeofficial/

Instagram: https://www.instagram.com/seeme_official/

www: http://seemeofficial.com/

YouTube: https://www.youtube.com/channel/UCHI2mVRV3_hWlql211jveDA