Kuba, Mat i Marcin – trójka znajomych składająca się na zespół Zminv. Mimo, że zespół tworzą od zaledwie półtora roku w maju wydali debiutancki krążek pod tytułem „Ślady czereśni”, wcześniej pracowali nad ciekawym projektem mix – tape. O dzieciństwie, planach na przyszłość i muzycznych inspiracjach rozmawiałam z Kubą, wokalistą grupy oraz autorem tekstów.
Roksana: Zostawiłeś Wrześnię na rzecz Poznania, długo już tu mieszkasz?
Kuba (Zimnv): No tak, już spory czas – od studiów. Tak że teraz po latach to już tutaj bardziej czuję się jak w domu.
R: Nazwa zespołu wywodzi się od Twojego nazwiska (Zimny) – czy w dzieciństwie, albo w szkole wiązały się z tym jeszcze jakieś inne przezwiska?
K: Nie bardzo – po prostu wszyscy mówili na mnie Zimny. Większość kumpli nawet nie pamiętała jak mam na imię, bo zawsze byłem Zimny. Z dziwnymi nazwiskami zazwyczaj tak jest.
R: Zespół Zimnv razem z Matem i Marcinem tworzycie dosyć krótko bo zaledwie 1,5 roku. Czy przez ten czas zdążyliście się już dotrzeć, znaleźć wspólny fllow czy są jeszcze sytuacje, gdy spieracie się muzycznie?
K: Muzycznie się za bardzo nie spieramy, ale to pewnie wynika z tego jak pracujemy. Nie spotykamy się w sali prób, nie jam’ujemy, nie szukamy jakiś magicznych chwil natchnienia we trójkę. Z racji, że i Marcin i Mat są w rozjazdach właściwie przez większą część roku, to musimy to jakoś inaczej rozwiązywać. Ja piszę utwory w domu i przesyłam chłopakom kolejne wersje do których oni przy chwili wolnego czasu dogrywają swoje partie. Później w finalnych etapach się spotykamy i próbujemy to razem zgrać już na żywo, natomiast w dużej mierze pracujemy zaocznie. Nie podchodzimy do tego z gorącą głową.
R: Nie boicie się momentu trasy, gdy przyjdzie spędzić Wam razem kilka godzin w busie, potem na scenie i w hotelu?
K: Nie wydaję mi się. Pojeździliśmy już trochę po Polsce w ramach Zimnv’ego i poprzednich projektów i spoko nam się spędza czas.
R: No właśnie, wcześniej współtworzyłeś grupę Felix The Baker, tam tworzyłeś po angielsku, materiał Zimnego natomiast jest w całości po polsku.
K: Tak, właściwie wszystko teksty przed Zimnym robiłem po angielsku. My się wtedy z chłopakami inspirowaliśmy zespołami brytyjskimi takimi jak np. The Maccebees, Foals, White Lights. Pamiętam, że w tamtym okresie jeszcze nie doceniałem w ogóle polskiej muzyki i uważałem, że jak coś ma być dobre to musi być po angielsku. Takie moje błędy młodości, wiadomo. W słuchaniu tekstów w swoim ojczystym języku jest taki problem, że je rozumiesz na takim najgłębszym poziomie i łatwo ci wytknąć błędy, banały, to że są nudne, albo że nie mówią o niczym. Ale też jest to szansa, żeby opowiedzieć coś więcej pod tą najbardziej oczywistą warstwą językową.
R: Potrafisz wskazać ten moment przełomowy, gdy polska muzyka zmieniła dla Ciebie znaczenie? Jakaś płyta się ukazała, może jakiś koncert?
K: Pewnie miało w tym jakiś udział odkrycie Taco Hemingway’a. Pamiętam, że wracaliśmy z koncertu, gdzieś pod Lublinem i w samochodzie ktoś włączył jego płytę.. U Taco usłyszałem że każde słowo może coś znaczyć. Każde ma swój kolor, zapach, z czymś się kojarzy. A jak zaczniemy je łączyć w małe zbiory to tak jak np. Ślady czereśni, możemy obudzić w słuchaczu o wiele więcej emocji niż te dwa słowa same w sobie mają.
R: Jak wyglądały prace nad albumem, bo na początku miało to być demo, tak?
K: Tak, tak. Mieliśmy taki pomysł, żeby nagrać demo, którym zainteresujemy jakąś wytwórnię. Natomiast w miarę jak powstawał materiał doszliśmy do wniosku, że może spróbujemy sami to zrobić i z finalnym produktem – gotową płytą – pójdziemy do wydawców. W końcu okazało się, że bez pomocy z zewnątrz się nie obędzie i to podejście DIY nas nie do końca zadawalało. Zaprosiliśmy do współpracy w roli producenta Bartka Szczęsnego i wraz z jego pomocą udało nam się zrobić taki album, jaki sobie zaplanowaliśmy na samym początku.
R: I z takim materiałem poszliście do Broda Records?
K: W międzyczasie był jeszcze pomysł żeby wydać się samemu ale finalnie nie było szans, żeby to szybko zrobić. My już nie chcieliśmy zwlekać z tym materiałem, bo to jest tak, że jak już się zmęczysz danymi kawałkami to później można stracić momentum. Spotkaliśmy się z Kamilem, twórcą Broda Records i udało nam się dogadać co do wydania „Śladów Czereśni”.
R: Płyta już ma miesiąc, emocje już trochę opadły?
K: Tak i bardzo nas cieszy odbiór. Właściwie nie spotkaliśmy się z żadnym negatywnym komentarzem. No i płyta fajnie się przyjęła koncertowo. Graliśmy koncert prapremierowy tu w Dragonie i już w trakcie widzieliśmy po reakcji ludzi że jest dobrze.
R: Byłam wtedy i ogromne wrażenie zrobiła na mnie organizacja. Wasz pierwszy koncert jako zespołu, w dodatku z nowym materiałem, przedpremierowo, a tu i ładne światełko było i projektor.
R: O czym dla Ciebie osobiście jest płyta „Ślady czereśni”?
K: To jest płyta o tęsknocie za dzieciństwem, nostalgii, różnych sposobach postrzegania swojego rodzinnego miasta. Pierwszy kawałek na płycie – „Września” – to negatywne opisanie miejsca mojego dorastania. Przeciwieństwem do tego jest ostatnia piosenka „Ślady Czereśni”, gdzie z perspektywy czasu widzimy plusy tej naszej prostej przeszłości. Ta płyta jest właśnie o życiowej podróży młodego człowieka – o dorastaniu.
R: Ulubione wspomnienie z Wrześni?
K: Nic konkretnego. Najbardziej Września mi się kojarzy z czasami, kiedy jeszcze byłem off line. Wystarczyła mi do szczęścia gitara i piec w pustym pokoju. Czasami sobie przypominam jakieś motywy, które stworzyłem za tamtych czasów. Właściwie fragment refrenu „Śladów Czereśni” to właśnie tekst który ma chyba z 10 lat.
R: Skąd w tym Twoim pokoiku wzięła się gitara?
K: Gitara się pojawiła jakoś w okresie kiedy chodziłem do liceum. W szkole zobaczyłem na żywo pierwsze lokalne zespoły i stwierdziłem, że też chce być w bandzie i grać sobie jakieś swoje kompozycje. Próbowałem wyprosić u rodziców gitarę, ale wcześniej podobną zajawkę miałem na deskorolkę, którą szybko rzuciłem w kąt. Finalnie na święta odłożyłem sobie hajs i kupiłem gitarę akustyczną Skyway. To był straszny instrument, niewygodny i toporny, ale mega się jarałem. Potem, chyba w następne wakacje dostałem od mamy moją pierwszą gitarę elektryczną no i wtedy się zaczęło!
R: Masz ją jeszcze?
K: Mam! Już jest trochę zdezelowana i nie działa, elektronika się popsuła, ale nadal ją trzymam w szafie na wypadek, gdybym kiedyś chciał ją odrestaurować.
R: Jest szansa, że na jesiennej trasie zobaczymy Cię na scenie z gitarą?
K: Myślałem o tym, ale póki co wolę się skupić na wokalu, żeby jak najlepiej przekazywać historie nie skupiając się na dwóch rzeczach na raz. Ale może kiedyś, zobaczymy.
R: Zanim zamarzyłeś o muzyce, kim chciałeś być?
K: Pamiętam, że chciałem być pisarzem i scenarzystą. Jeszcze przez moment aktorem i ewentualnie archeologiem. Ale to były krótkie zajawki (śmiech).
R: W czym znajdujesz inspirację do pisania tekstów?
K: Ciężko powiedzieć. Najczęściej nagle wpada mi do głowy jakieś zdanie, które zapisuje na telefonie. Mam jakieś dziesięć tysięcy notatek z których potem sklejam utwory, a to jest bardzo siermiężna robota, jak składanie puzzli.
R: Masz jakąś ulubioną piosenkę z tej płyty?
K: „Jak mam powiedzieć Ci to” najbardziej mówi o tym, o czym chciałbym w ogóle mówić w swojej twórczości, przynajmniej na teraz. Chyba zawsze tak jest, że najświeższa piosenka się najbardziej podoba, a ta akurat z płyty jest najnowsza.
https://www.youtube.com/watch?v=a288qrGBP1o
R: Idziecie za ciosem? Pracujecie nad drugim albumem?
K: Tak. Nie wiem, kiedy będziemy go wydawać, bo chłopaki mnie trochę z tym wstrzymują. Skity ze „Śladów Czereśni” są poniekąd jego zapowiedzią. Są dwa powody, dla których zdecydowaliśmy się na umieszczenie ich na pierwszej płycie. Pierwszy: żeby pokazać że mimo, że te piosenki wspominają okres letni, dziecięcy to mimo wszystko, gdzieś za rogiem się zawsze coś czaiło. Drugi: zbudowanie podstawy pod narrację drugiej płyty.
R: W jednym z wywiadów powiedziałeś, że Twoim autorytetem, kimś na kim mógłbyś się wzorować jest Dawid Podsiadło.
K: Można tak powiedzieć. Dawid potrafi w fajny sposób przekazać emocje. Tam gdzie sam tekst mógłby się nie obronić potrafi dodać wokalem coś nieuchwytnego co nadaje kawałkowi głębi.
R: Czy są jacyś inni polscy artyści, którzy są dla Ciebie w pewien sposób wzorem?
K: Wspominałem o Taco, ostatnio zauroczyłem się w muzyce Schaftera – to jest taki bardzo młody raper. Pokazałem go mojemu koledze, który słucha mniej więcej takich klimatów z prośbą o pokazanie czegoś podobnego. Nie był w stanie. Fajnie byłoby kiedyś robić coś tak innego.
R: W jednej z piosenek podczas koncertu, który miał miejsce właśnie w tym klubie wykorzystaliście fragment piosenki Pana Marka Grechuty – „Ty i tylko Ty”, wzruszyło mnie to bardzo, że tak młodzi muzycy znają i inspirują się twórczością starszych artystów. To był Twój pomysł?
K: Tak, to było przy okazji budowania wizji naszego mix – tape’a „Kto?”. Wykorzystywaliśmy w nim muzykę tylko i wyłącznie artystów, którzy już nie grają. To trochę takie zapętlenie z moją przeszłością, bo ja pierwszy raz na scenie śpiewałem właśnie Grechutę. Moja Pani od muzyki z gimnazjum, zmusiła mnie żebym coś tam zaśpiewał. Teraz to fajnie się wiąże, że po wielu latach nadal na scenie w takiej czy innej formie śpiewam Grechutę.
R: W sobotę gracie w Kórniku na Batyskaf 2019, macie jeszcze jakieś plany letnie czy ten dwa miesiące poświęcicie na przygotowania do trasy klubowej, którą chcecie zacząć bardzo wcześnie, bo już we wrześniu?
K: Plany mamy na wrzesień. Pracujemy nad naszą pierwszą trasą koncertową a przez wzgląd na nasz singiel „Września” chcemy właśnie wtedy pojeździć po Polsce. Na pewno wymyślimy też jakiś suchar związany z tą nazwą.
R: Kto u Was w zespole jest właśnie takim największym żartownisiem?
K: Ja walę suchary na prawo i lewo, ale to są takie żarty poziomu podstawowego, za to Marcin, jak ma dzień, to potrafi rozwalić dwoma słowami cały samochód. Czasem żałuje, że on nie ma mikrofonu na scenie bo naprawdę czasami to przechodzi samego siebie.
R: Zanim powstały „Ślady czereśni” stworzyliście wcześniej wspomniany mix – tape. W tym projekcie wykorzystaliście utwór „Niedojrzałość” i padają tam słowa „oddałbym nerkę, żeby być na tym koncercie”
K: Tak, to jest tekst, który przeczytałem w komentarzu pod jednym z filmików na YouTube. Nie pamiętam czy pod koncertem Holaka czy Kumki Olik, czy jeszcze kogoś innego ale to dosłownie był komentarz na YouTube. Cały ten kawałek jest tekstowo i muzycznie powiązany z twórczością Holaka.
Na marginesie – ja już czasem zapominam, które z tekstów z tamtego projektu jest nawiązaniem do cudzej muzyki, a które moim tekstem, bo pisałem te utwory jak rozprawkę. Zgromadziłem sobie materiały, interesujące fragmenty tekstów, które chciałem wykorzystać, żeby to jakoś do siebie nawiązywało. Tak, że ktoś mógłby znaleźć tam coś, co ja wymyśliłem, ale już nie pamiętam (śmiech).
R: Bardzo trudny proces sobie wymyśliłeś
K: No tak, ale bardzo fajny. Zupełnie przy tym mix – tape się nie zastanawiałem jakie ma być następne słowo. Miałem tyle tego materiału, że tylko wybierałem co było fajne.
Czasami jak próbuje pisać kawałki na spontanie, zupełnie nie zastanawiając się nad tym o czym mają być, to potem wychodzą utwory, które są o niczym. Staram się bardzo mocno unikać takiego podchodzenia do tematu. Najczęściej najpierw wybieram o czym ona będzie, zastanawiam się co w tym temacie warto powiedzieć i dopiero wtedy piszę tekst.
R: Czyli na nowej płycie chcecie już coś konkretnego powiedzieć?
K: Tak, mam już wymyślony cały koncept i napisaną większość kawałków. W zamyśle wszystkie utwory mają być ze sobą połączone. Możliwe, że to teraz utrudniam, a wyjdzie finalnie co innego. No ale myślę, że warto podejść jak najambitniej do każdego projektu. Jak ktoś to doceni to super, a jak nie to słuchanie muzyki na takim rozrywkowym poziomie też jest dla nas ok.
R: Czy jest taka scena, festiwal, klub na którym marzy Ci się zagrać z zimnym?
K: Fajnie by było zagrać na Opener’ze.
R: A we Wrześni?
K: We Wrześni jest jeden klub (śmiech), już tam grałem za dawnych lat i nie jest to jakieś super doświadczenie. Chociaż nie wiem jak jest teraz – dawno nie byłem.
R: Gdy graliście te dwa koncerty tu w Poznaniu, pewnie nie zabrakło znajomych i rodziny. Trudno się gra widząc wśród publiczności znajome twarze?
K: Ja nie lubię zapraszać rodziny i znajomych na koncerty, bo lubię grać dla osób, które tam są żeby posłuchać, a nie dlatego, że nas znają osobiście. Wiadomo – na scenie i w życiu prywatnym pokazujemy różne maski. Takie mieszanie światów najczęściej się źle kończy dla samego widowiska. Ja się staram traktować koncerty jako performance. Naszym zadaniem jest to, żeby ludzie się dobrze bawili, dlatego nawet jeśli widzę w tłumie znajome twarze to staram się na nie zwracać uwagi, nie przełamywać konwencji i poświęcić jak najwięcej uwagi fanom.
Zajrzyj po więcej:
FB: https://www.facebook.com/zimnv
Instagram: https://www.instagram.com/zimnvband/
YouTube: https://www.youtube.com/zimnv