Kilka dni po ukazaniu się najnowszej płyty zespołu Mikromusic „Kraksa”, zanim kraj opanowała druga fala pandemii, zamieniliśmy kilka słów z liderką formacji, Natalią Grosiak. Rozmawiałyśmy o przyjaźni, pożegnaniach, dojrzewaniu, lecz przede wszystkim o muzyce – muzyce, która pomaga przetrwać ciężkie chwile i utrwala w pamięci te najlepsze.
Natalia Glinka (Muzykoholicy)
Natalia Grosiak
Zacznę od podziękowania za znaleziony dla Muzykoholików czas – w końcu okres kilka dni po wydaniu nowej płyty musi być niezwykle zapracowany. Czy z radością wracacie do intensywnej pracy po kilkumiesięcznym postoju, czy raczej wolałabyś jeszcze spokojnie pobyć w „zawieszonej” rzeczywistości? Co się zmieniło przez ten czas w Twoim życiu?
Przyznam szczerze, że ostatni tydzień był dość intensywny. Z pewną dozą niechęci podchodziłam do ponownego życia w napięciu, deadline’ach, podróżach; przyzwyczaiłam się do stabilnej, spokojnej egzystencji niemal na wsi.
Rzeczywiście, podejrzewam, że nie było lepszego miejsca na spędzenie ostatnich miesięcy niż wiejskie okolice… Chciałabym zapytać Cię o Twój nowy album. Czytałam o tytule płyty i historia Kraksy – i jako nowego krążka, i jako Twojego zwierzęcia – łapie za gardło. Mówisz wprost, że powoli się z nią żegnasz. Jak udaje Ci się śpiewać o tak trudnych, intymnych przeżyciach, zwłaszcza na koncertach, przed setkami ludzi?
Najtrudniej jest śpiewać o takich rzeczach na świeżo. Bardzo wzruszałam się na samym początku, słuchając piosenki o Kraksie. Ciężko byłoby mi śpiewać ją teraz, więc cieszę się, że koncerty ruszają dopiero za miesiąc czy nawet dłużej – tym bardziej, że Kraksa odeszła od nas zaledwie kilka dni temu…
Bardzo mi przykro, tym bardziej, że przypominam sobie pożegnanie ze swoim zwierzęciem – był to wprawdzie kot, a nie pies, ale wiem, że jesteś też kociarą…
Zdecydowanie, to było wyjątkowo ciężkie przeżycie, tym bardziej, że z Kraksą byłyśmy ze sobą 15 lat. Ona miała 18 lat, i tą piosenką – a właściwie całą płytą – żegnałam się z nią; w jakiś sposób zrobiłam „oswajanie” tego, co mnie czeka. Postawiłam jej za życia piękny pomnik.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie piękniejszego uhonorowania przyjaciela…
Tak, należało jej się; Kraksia była cudowną, światową dziewczyną. Jeździła ze mną na wywiady i koncerty, towarzyszyła mi w trakcie nagrania wszystkich płyt Mikromusic. Przede wszystkim była obecna i była świadkiem mojego życia. Ta płyta jej się po prostu należała.
To na pewno. Mówią, że czas leczy rany; ja ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że tęsknota jednak czasem wraca…
Pochodzę z rodziny psiarzy i pożegnałam już kilkoro psich przyjaciół. Tak jak mówisz, czas leczy rany, i z dnia na dzień jest coraz lepiej. Teraz mogę już z Tobą rozmawiać, ale jeszcze dwa dni temu nie byłabym w stanie, ponieważ co chwilę się rozklejałam. Pomaga mi myśl, że Kraksa miała już swoje lata i zasłużyła na spokojne odejście bez bólu. Czuję ulgę, że ona już nie cierpi. Mam wielu psich przyjaciół w pamięci i sercu. Niestety, los dał człowiekowi długie życie, psom zaś – maksymalnie kilkunastoletnie. To niesprawiedliwe, że nasze światy nie mogą współgrać.
Chyba jedyne, co możemy robić, to, póki żyją, dawać im wszystko, czego potrzebują – smaczki, kawałek łóżka, naszą troskę…
Każde stworzenie – i ludzie, i zwierzęta – zasługuje na godne odejście. Zwierzęta, które mają świadomych właścicieli, mają luksus odejście bez bólu, ludzie zaś walczą i cały świat jest pokłócony jeśli chodzi o eutanazję. Z perspektywy patrzenia na Kraksę uważam, że skrócenie jej cierpienia było dobrym wyjściem.
Zmieniając może temat, choć tak nie do końca… Kraksa nie jest jedynym zwierzęciem na albumie. Pojawia się na nim również Łajka. Jesteś fanką psów, czy ich postaci stanowiły dla Ciebie punkt wyjścia, parabolę do opowiedzenia o określonych emocjach?
Historia piosenki o Łajce odbiega od tematyki całej płyty, ponieważ trzy lata temu zbieraliśmy pieniądze na płytę „Tak mi się nie chce” za pośrednictwem platformy crowdfundingowej. Ludzie mogli kupować sobie różne ciekawe rzeczy, i jeden z naszych fanów kupił… piosenkę. Moim zdaniem było ją stworzyć. Osoba, która kupiła ten niezwykły prezent zdecydowała, że chce, aby był to utwór o Łajce. Melodię nosiłam w sobie przez wiele lat, nie miałam jednak pomysłu na tekst. Kiedy usłyszałam słowo „Łajka”, wszystko połączyło się w mojej głowie w całość. Trzy lata temu stworzyłam „Łajkę” z samą gitarą akustyczną oraz chórkami, i do dziś „nabywca” tej piosenki jest w posiadaniu ekskluzywnej wersji, jedynej na świecie. Gdy puściłam tę piosenkę Dawidowi Korbaczyńskiemu, niezwykle się wzruszył…
… nie on jedyny…
…i powiedział, że chce tę piosenkę na naszej najnowszej płycie. „Łajka” była pierwszą piosenką stworzoną na nasz ostatni krążek, zaś „Kraksa” – ostatnią. Dopiero w czerwcu wymyśliłam tytuł nowego albumu, a tytułowego utworu jeszcze wtedy nie było. To był jednak moment – wiedziałam, o czym ta piosenka będzie, pewnego wieczoru po prostu usiadłam i ją napisałam. Wiedziałam, jakie mam intencje, i o czym chcę w tej piosence opowiedzieć.
Tak powstała piękna klamra kompozycyjna…
Teraz, rozmawiając z Tobą, właśnie to sobie uświadomiłam.
Historia z „kupieniem” piosenki jest niezwykła; nic się nie dzieje przypadkowo i to pewnie również właśnie tak miało być. Jeśli chodzi zaś o Mikromusic, to świętujecie właśnie 15-lecie działalności. Podkreślasz, że na sukces przyszło Wam czekać dość długo.
Tak, dokładnie 15 lat temu pojawiliśmy się w świadomości słuchaczy. Sam zespół istnieje o wiele dłużej, natomiast rzeczywiście 15 lat temu można nas już było usłyszeć w radiu i zostaliśmy puszczeni w świat.
Wasze brzmienie dość mocno zmieniło się przez ten czas. Zaczynaliście elektronicznie, od czegoś, co jest określane mianem „avant popu” czy „art popu”. Czy z perspektywy czasu zmieniłabyś coś, poszła muzycznie w inną stronę albo zaryzykowała jeszcze bardziej? W jaki sposób określiłabyś swoją muzyczną ewolucję?
Ja w ogóle nie mogę słuchać pierwszych płyt Mikromusic! Zdarza się, że raz na jakiś czas którąś włączę, i jestem zdziwiona jak to brzmiało i jak ja śpiewałam. To były nasze początki, i dopiero się uczyliśmy – uczyliśmy się siebie samych, szukaliśmy swojego własnego stylu. Dopiero przy płycie „Piękny koniec” tak naprawdę powstała w naszym zespole instytucja producenta, ponieważ pierwsze trzy płyty to „radosna twórczość zbiorowa”, dlatego jest dużo solówek, jest jazzowo, ale brak tam spójności. Od „Pięknego końca” Dawid Korbaczyński został naszym producentem; jest producentem także przy „Matce i żonach”, a przy „Tak mi się nie chce” do teamu producenckiego dołączył Piotrek Pluta. Dawid z Piotrkiem to wspaniała mieszanka jeśli chodzi o myślenie o muzyce. Dzięki nim nie żałuję żadnego dźwięku i czuję, że zespół idzie w świetną stronę. Być może to wciąż nie jest to, do czego powinniśmy dojść; być może jesteśmy wciąż w trakcie trwania procesu tworzenia tożsamości naszej grupy.
Podejrzewam, że nurt, w którym zespół nagrywa, nie jest dany raz na zawsze…
Oczywiście; to kwestia dojrzewania. Możemy to porównać do dziecka, które jest inne gdy ma rok, dziesięć lat, a potem – piętnaście. Wpływa na nas środowisko, inna muzyka; Mikromusic też przeżywa transformację dojrzałości.
Pięknie powiedziane. Ostatnie pytanie – Mikromusic to ogrom wyjątkowych, niestarzejących się utworów („Oddychaj”, „Sopot”, „Lato 1996”). Kilka lat temu wszyscy nucili jednak inny przebój… Dlaczego akurat „Tak mi się nie chce”? Bo jako pierwsza powiedziałaś – a raczej zaśpiewałaś – na głos to, co każdy z nas myśli częściej, niż chciałby się przyznać?
(śmiech) Bo jest prawdziwy! Jako społeczeństwo mamy narzucone różne jarzma poprawności albo oczekiwań – od kobiet oczekuje się, że zawsze będą szczupłe, z umięśnionymi brzuchami, bez najmniejszych oznak starzenia. A kobiety – tak samo jak i mężczyźni – zmieniają się, starzeją… Kobiety po urodzeniu dzieci nie wyglądają jak milion dolarów i potrzebują dużo czasu żeby dojść do siebie (a czasem nie udaje im się to nigdy i muszą nauczyć się zaakceptować zmiany, które w nich nastąpiły). Tę piosenkę stworzyłam świeżo po urodzeniu drugiego dziecka. Byłam zmęczona, miałam nadwagę, dużo pracowałam i zajmowałam się dzieckiem, a w radiu cały czas słyszałam piosenki mówiące „bądź moją sexy dziewczyną”. W pewnym momencie wyłączyłam radio, zaczęłam się śmiać i śpiewać „tak mi się nie chce”. Uznałam, że to dobry pomysł, żeby o tym zaśpiewać. Tak powstała piosenka zrodzona z potrzeby wyrażenia siebie (śmiech) i, jak widzisz, kobiety w całej Polsce, które śpiewają tę piosenkę wiedzą, o co chodzi.
Z tego co zauważyłam to nie tylko kobiety! Bardzo dziękuję za rozmowę – póki co „mi się też nie chce”, idę otworzyć czekoladę i zjem też za Ciebie ☺
Zdjęcia: Anita Suchocka