Rozmów o muzyce ciąg dalszy… Tym razem — w przededniu jesiennych słot i porywistych wiatrów, zabieramy Was na… łąkę!
Płyta Karoliny Lizer „Lśniąca. Łąkowe historie…”, to idealny pretekst do tego, by powrócić myślami na piękne, kwieciste tereny, zresetowanie umysłu po ciężkim dniu w pracy, a także do tego, by skierować swoje myślenie na inne tory — bardziej „zielone” tory.
Karolina Filarczyk
Karolina Lizer
Twój głos to skarb! Niejedna wokalistka wiele by dała, by móc śpiewać tak, jak ty. Kiedy zorientowałaś się, że drzemie w tobie taki potencjał?
Śpiewam od dziecka, nigdy nie traktowałam tego jako coś wyjątkowego, lepszego. To jest po prostu coś, co drzemie w mojej duszy. Nawet odwrotnie, wielokrotnie myślałam o tym, że mój głos nie jest specjalnie wyjątkowy, ale nie powinnam się tym przejmować, bo po prostu kocham śpiewać i trzeba iść za sercem. Myślę, że przez długi czas ten głos naprawdę nie był wyjątkowy. Jednak lata pracy i brania na warsztat wszystkiego, co się da, pozwoliło mi wytworzyć w swoim głosie, coś specyficznego tylko dla mnie, takiego mojego i charakterystycznego. Dla mnie to na pewno był skarb od urodzenia, ale patrząc na to od strony takiej, że dzięki niemu mogę po prostu śpiewać, czyli mogę robić to, co daje mi wielką radość.
Jakiej muzyki słuchałaś jako mała dziewczynka?
Uwielbiałam piosenki Majki Jeżowskiej, pamiętam, jak u mojej cioci leciały na kasecie, a ja w kółko je puszczałam i uczyłam się ich na pamięć. Z dzieciństwa pamiętam też Stanisława Sojkę, którego nałogowo puszczał mój tata razem z muzyką zespołu Dżem i TSA. Do tej pory mam jakiś sentyment do tych artystów. Ze Stanisławem Sojką chciałabym kiedyś zaśpiewać wspólną piosenkę.
Którzy z artystów stanowią dla ciebie podstawy własnej twórczości?
Myślę, że bardzo ważni dla mnie są kompozytorzy klasyczni, a szczególnie barokowi tacy jak J. S. Bach i jego dzieci, Domenico Scarlatti, Francois i Loui Couperin oraz wielu innych. Oni mnie tak naprawdę wychowali. Odkąd skończyłam 7 lat, spędzałam z nimi połowę swojego życia, ponieważ uczyłam się w szkole muzycznej. Myślę, że Ci kompozytorzy i ich muzyka nauczyła mnie dbania o detale, piękne harmonie i przekaz w muzyce. Muszę jednak dodać też kilku współczesnych kompozytorów. Już nieżyjący Jerzy Wasowski i jego piosenki są niesamowicie inspirujące. Nie mogę zapomnieć o moim największym idolu, Januszu Stroblu. Uwielbiam jego twórczość i znam jego wszystkie piosenki na pamięć. Wszystkie piosenki czy utwory, które poznałam, nauczyłam się czy w jakikolwiek sposób przerobiłam, oddziałują na to, co robię teraz. To jest tak, że nawet nieświadomie te wszystkie doświadczenia zostają w głowie i oddziałują na to, co z tej głowy wypływa.
Twój repertuar to mix dźwięków kultury żydowskiej, latino i jazzu. Co zainspirowało cię do stworzenia takiej mieszanki?
Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie zbyt precyzyjnie. To nie był zamierzony zabieg, po prostu interesuje mnie ta muzyka, podoba mi się i to chyba tak jest, że coś mi się podoba i potem duch tego wchodzi do mojego serduszka i zaczyna stanowić cząstkę mnie, którą potem dzielę się ze światem, tworząc różne mieszanki moich zainteresowań.
Na swoim koncie masz wiele nagród i wyróżnień. Która z nich jest dla ciebie najcenniejsza?
To jest dość trudne pytanie, ale myślę, że to była pierwsza nagroda, którą dostałam, Grand Prix na Festiwalu Piotra Skrzyneckiego w Mińsku Mazowieckim. Nagroda na pierwszym konkursie, na który pojechałam. Była dla mnie ogromnym zaskoczeniem, nie spodziewałam się, że cokolwiek dostanę. Poza tym, że to był początek mojej konkursowej przygody, wyjątkowość tej nagrody jest w tym, iż otworzyła mi ona drogę do jednego z ważniejszych miejsc polskiej piosenki, czyli do Piwnicy Pod Baranami, w której raz na jakiś czas goszczę po dziś dzień.
Twoja woja najnowsza płyta „Lśniąca. Łąkowe historie…”. O czym są łąkowe opowieści Karoliny Lizer?
„Łąkowe historie…” opowiadają o pięknie świata, o harmonii, o miłości, mają uspokoić słuchacza, przenieść go na chwile w krainę baśni, dać mu nadzieję, ukojenie, radość i wiarę w siebie. To są chwile radości, zadumy, są mną przelaną na dźwięki. Ja jestem introwertykiem, myślę, że muzyka w tym łąkowe historie są w jakimś stopniu sposobem komunikowania się ze światem.
„Ptasi lot”, czy najnowszy singiel „Coraz cięższy głaz” to piosenki promujące twoje najnowsze wydawnictwo. Dlaczego właśnie te piosenki postanowiłaś pokazać jako pierwsze?
„Ptasi lot” jest bardzo delikatnym utworem, zwiewnym, idealnie pokazującym właśnie łąkowy klimat całej płyty, jednocześnie motywuje do tego, żeby się wznieść i szybować po naszym życiu, świecie i robić to z radością i się nie bać. Chciałam pokazać, że chcę wznieść każdego słuchacza i pokazać mu tę radość życia. Coraz cięższy głaz to z kolei utwór, od którego zaczęła się już jakiś czas temu moja przygoda i współpraca ze wspaniałym Maćkiem Czemplikiem. Jest to pierwszy utwór, który z nim nagrałam, jednocześnie pierwszy autorski utwór, który zaśpiewałam w swoim życiu. Myślę, że ta piosenka to był taki mały przełom w moim życiu, jest dla mnie bardzo ważna, a klimat jak najbardziej pasuje do moich łąkowych opowieści, stąd musiał się pojawić na tej płycie. Wszystkie single zapowiadające moją płytę są zupełnie inne, mają na celu pokazanie, że płyta kryje jeszcze wiele tajemnic i jest bardzo barwna.
„Lśniąca…”to bardzo klimatyczny krążek – klimaty folkloru, brak elektronicznych akcentów, piękne, wręcz obrazowy tekst – chciałoby się powiedzieć: sama natura. Ciebie także dopadła moda na powrót do korzeni?
Jeśli chodzi o naturę, to nigdy to do mnie nie wróciło, to po prostu ze mną jest od dzieciństwa i nigdy nie uciekło. Mam to szczęście, że dużą część swojego życia spędziłam na polach, mazurskich łąkach, lasach i jeziorach. Tam właśnie obcowałam z przyrodą, co robie po dziś dzień. Dodatkowo mój dom od zawsze był przepełniony wszelkimi zwierzętami, z którymi mogłam i chciałam porozumiewać się bez słów. Myślę, że to wszystko właśnie doprowadziło do tego, że moja twórczość wygląda w ten sposób. Wszystkie piosenki wydane przed płytą myślę, że już pokazały mój łąkowy zwiewny i eteryczny charakter.
Płyta na jesień – na jesień planowane są także kolejne powroty do pandemicznych obostrzeń – masz plan awaryjny na promocję płyty w razie lockdownu?
Niestety żyjemy w trudnym czasie, kilka koncertów zapowiadających płytę mam już za sobą, będę walczyć o to, aby moje piosenki leciały na stacjach radiowych. Trzymajcie kciuki, aby tak się stało, poza koncertami to najlepsza promocja.
Jakie masz plany i pragnienia na najbliższy czas?
Przede wszystkim chciałabym nie zdejmować mojego wianka i wszędzie móc opowiadać razem z moim zespołem i moimi wspaniałymi chórzystami nasze łąkowe opowieści. To, co się uda w tym trudnym pandemicznym czasie, to się uda. Ja kocham śpiewać, chciałabym móc to robić, najlepiej w pięknych filharmoniach, to jest moje marzenie, śpiewać w pięknych salach dla ludzi, którzy są wrażliwi, którzy lubią się zastanowić nad sensem tekstu, który śpiewam i potrafią docenić kunszt kompozytorski, który nie opiera się jedynie na rytmie „pod nóżkę”. Jestem pełna nadziei, że znajdę takich słuchaczy i będę mogła się z nimi dzielić różnymi historiami, łąkowymi i nie tylko.