Lato, czas koncertów plenerowych, festiwali i pikników rodzinnych. Wychodząc naprzeciw pandemii i masowych imprez organizowane są koncerty kameralne, w mieszkaniach. Zawsze jak słyszałam o takim koncercie, szlag mnie trafiał, że w moim mieście nikt jeszcze nie wpadł na tak genialny pomysł. Nawet wysnułam tezę o rzeszowskich nieprzyjaznych sąsiadach, którzy nad wyraz cenią sobie ciszę i spokój. Do czasu…

Chwilę temu na tablicy facebookowej wbiło mi się hasło: koncert w mieszkaniu. Nie zastanawiając się długo, napisałam do właściciela mieszkania i współorganizatora koncertu o zarezerwowanie jednej wejściówki. Jest! Idę na koncert.
Nadchodzi długo wyczekiwany niedzielny wieczór. Kieruje się w stronę kamienicy przy ul.Szpitalnej w Rzeszowie. Przechodzi mnie lekkie spięcie, gdyż już wiem, że nie będę tam incognito tak jak to miało miejsce dotychczas na każdym koncercie. Jestem na miejscu. Witam się ze znanymi mi twarzami i podaję rękę nowym osobom. Mieszkanie nie wydaje się duże, ale czuje się ciepło, podbudzane licznymi świeczkami. Chwilka oddechu i można zaczynać. Na czarnej pufie zasiada przemiło wyglądający Pan Michał. Puszcza oczko do siedzącej naprzeciwko dziewczyny i zaczyna wprowadzać nas w swój świat. Pierwsze drgania strun i pomruk. Tak, dobrze przeczytaliście. Mruk jest wprowadzeniem do rozluźnienia aparatu gębowego nie tylko dla artysty ale i słuchaczy. Cytując Michała: „nie spotkaliśmy się tu dla przyjemności (śmiech). Ja zagram dwa utwory a wy pociągniecie resztę (śmiech).”

Pierwsze utwory jakie usłyszeliśmy pochodziły z nie tak dawno wydanej płyty „Miłość w czasach powstania” (2019). Gdybyście tylko usłyszeli ile emocji przebijało się przez wysublimowany głos Michała Kowalonka – członeka zespołu Snowman oraz byłego wokalistę zespołu Myslovitz. Każdy dźwięk gitary wybrzmiał do samego końca winszując gromkimi brawami. Pomiędzy utworami Michał opowiadał historię z półki „zabawne”, ale czasem sięgał też po te schowane trochę wyżej z napisem „uczące”. Relacja, bo tak śmiało mogę to nazwać, która pojawiła się pomiędzy dwudziestoma osobami a samym artystą stała się jeszcze bliższa. Oprócz śmiechu pojawiło się też miejsce na uronienie łzy przy muzycznej interpretacji listu wysłanego przez chłopca do ojca, który walczył na froncie. Szczególnie polecam ten utwór – „List od syna”.

Po burzy przychodzi słońce. Tak jak i w tym przypadku. Po wzruszeniu przychodzi radość, którą Michał potrafił przywołać zachęcając nas do wspólnego „mruczenia” utworów Snowman, jak również sztandarowych piosenek Myslovitz.
Cały koncert trwał około dwie godziny, choć wydawałoby się, że dopiero co weszliśmy do mieszkania na Szpitalnej.
Ze swojej strony serdecznie chciałabym podziękować Borówka Music za inicjatywę takich koncertów, Piotrkowi Zegarowi (również współorganizatorowi naszego przeglądu Alternatywy4) za udostępnienie mieszkania jak również samemu Artyście za prawdziwość w swoich emocjach.
Podsumowując: nie bójcie się przyjść na taki koncert, nawet jeśli ktoś wam karze śpiewać 😀
