„Nie wiedziałem, czy będę umieć coś takiego zrobić, ale dałem radę” – rozmowa z Igorem Herbutem

Igor Herbut, na co dzień lider i wokalista grupy „LemON”. Dzisiaj światło dzienne ujrzał jego solowy album „Chrust”.


Artysta samodzielnie tę płytę wyprodukował, zaaranżował, napisał i skomponował. Jak twierdzi, stanowi pewną furtkę do jego wnętrza, które zwykle skrzętnie chroni przed światem.

Kiedy zakiełkował pomysł na krążek? Jak powstawały piosenki? Dlaczego piosenki „Jasny” i „RO” poszły na pierwszy ogień w promocji płyty? Wielu z Was także pewnie zachodzi w głowę… co z LemONem?! Tego i wiele więcej dowiecie się z zapisu naszej rozmowy.

Polecam!


Jako muzykoholik miałam okazję czytać wiele wywiadów z Tobą. Wielu dziennikarzy pytało cię o solowy projekt.. i jest! Proszę, powiedz mi, jak to było – odpowiedź na zapotrzebowanie, czy raczej potrzeba serca?

To nawet nie projekt a obecnie dzieło mojego życia. Mówię o zawodowym życiu, a moje dziecko, moje „K” jest największą inspiracją do tego, co powstało, a mówimy o moim solowym albumie pt. „Chrust”. Jestem z tego bardzo dumny. To jest pokłosie mojej, na przykład solowej trasy, w którą pojechałem ja i fortepian. Odwiedzałem małe miejsca, duże miejsca od „Barakah” w Krakowie do „Romy” warszawskiej, gdzie grałem solo na fortepianie. Ta intymność i te zmagania jako muzyk, jako pianista i twórca, a też człowiek, który chce przekazać swoje emocje. Ten dwugodzinny koncert i cała trasa dały mi do zrozumienia, że potrafię, że mogę. To wszystko dało mi to siłę i odwagę, by przekuć to w coś takiego, jak album solowy.

A jak długo zbierałeś „gałązki”, żeby powstał ten „Chrust”?

Dwa lata temu powstał pierwszy utwór na tę płytę, który nie jest oczywiście pierwszym jako tracklista. Proces tworzenia tego materiału i tej płyty jest trochę skomplikowany i trochę dziwny, bo jest to… nie wiem, od czego by zacząć… Tak naprawdę cały ten materiał powstał na pianinie w moim mieszkaniu i przede wszystkim bardzo długo myślałem, że będzie to płyta instrumentalna. To może być ciekawe, bo jestem jednak wokalistą głównie i dla mnie pisząc te utwory, one miały treść, nawet jeżeli to był sam fortepian, bądź myśli na temat grooveów, basu i harmonii w dalszej aranżacji na zespół itd. Album stworzyłem sam – sam wyprodukowałem, sam zaaranżowałem, napisałem, skomponowałem. Z tego powodu jestem bardzo dumny, bo postawiłem sobie poprzeczkę wysoko. Nie wiedziałem, czy będę umieć coś takiego zrobić, ale dałem radę.

Oczywiście też możemy usłyszeć tam czasami ludzi, którzy grają aranżacje, utwory i są to chłopaki z… LemON. Wydaje mi się, że to jest fajne, że wszyscy wiemy czym jest MOJE solo, a czym LemON. To jest takie bardzo budujące.

Dajesz nam do zrozumienia, że zespół LemON jako taki, nie zakończył swojej działalności, to jest tylko taka… przerwa…

Teraz jest przymusowa – wiadomo, co się dzieje. Mam nadzieję, że to szybko minie. To wszystko zależy od nas w dużej mierze. LemON też robi materiał na płytę. Spotkałem się ostatnio z takimi komentarzami, kiedy wydawałem utwór „RO”: „że LemON poszedł teraz w tę stronę”. Nie. LemON, to LemON, a Igor Herbut, to Igor Herbut. A czym to się różni, to wydaje mi się, że słychać już po dwóch opublikowanych utworach.



Strzeżesz swojej prywatności, nie dopuszczasz świata zewnętrznego (tak zwanego show-biznesu) do siebie. I tu nagle, jak sam powiedziałeś, ta płyta, to tak jakby wziąć twój notatnik i czytać. To była jakaś forma psychoanalizy, uzdrowienia, wyjścia do ludzi?

Na pewno jakaś forma terapii, chęć zainspirowania siebie i innych ludzi. Być może są w miejscu, gdzie już teraz jestem ja, a może są tam, gdzie byłem. Emocjonalnie tam zostawiłem naprawdę bardzo dużo z siebie. Tam jest sama prawda. Wyszło tak, że dostajesz płytę i pierwsze utwory są o tym, gdzie jestem teraz. Mówię o tym, co czuję, jak to wygląda wokół mnie

To nie znaczy, że wydoroślałeś, że stałeś się poważnym mężczyzną, ojcem, który postanowił nagle zrzucić z siebie ten rockowy image wariata na scenie i będzie teraz tak spokojnie, momentami. To nie będzie tak już zawsze – to tylko przerywnik, prawda?

Nie mnie to oceniać. Ja jestem jak ta płyta, a ona jest bardzo skrajna. Czasami mówię dużo, czasami nic, a czasami krzyczę – taki jestem. Przede wszystkim kocham grać muzykę i kocham szukać wciąż, dlatego na pewno ja jako ja – solo będę szukał i będę szukał z LemON, a może coś nowego jeszcze przed nami.

Zdecydowanie dużo ciekawostek jest na tej płycie i nie tylko pod względem wokalnym, ale też przekazu i tekstu. Te teksty – one musiały powstać, ale nie wiedziałem, że tak się stanie. Interpretacja ich jest wciąż bardzo mocno otwarta i to jest też dla mnie bardzo duża inspiracja. Kiedy wydałem drugi utwór „RO”, to bardzo często stawiano mi pytanie, co to jest „RO”. Ja odbijam to i pytam, z czym tobie się to kojarzy. Może znalazłeś coś takiego? Odpowiedzi słuchaczy, fanów, ludzi, którzy szukają i starają się zrozumieć, były niesamowite! Wiele odpowiedzi trafiało w to, czym dla mnie jest „RO”. Padało wiele odpowiedzi, które mocno mnie zaskoczyły, a które idealnie wpisują się w to, dlaczego powstał ten utwór. To jest bardzo fajne! To jest właśnie praca na żywym organizmie i dlatego ważnym jest dla mnie, żeby trafić do jak największej liczby odbiorców, bo to bardzo mnie inspiruje jako muzyka i jako człowieka.

Liczysz, że osoby, które poznały cię jako Igora Herbuta, autora płyty „Chrust” przyjdzie na koncert LemONa, żeby to jakoś porównać.

To jest też inne, ale ja bym przyszedł posłuchać. Często ludzie pytają mnie, na jaki koncert chciałbym pójść. Co mówię? Na Republikę chciałem pójść, na LemON akustyczne (śmiech) i może bym chciał też przyjść na mój koncert solowy w Romie, który zagrałem. Jako ciekawski słuchacz chciałbym to porównać, zobaczyć, usłyszeć, bo ta płyta jest inna od tych, które LemON robił do tej pory.


Igor Herbut – „Chrust” premiera już 17 kwietnia! / fot. materiały promocyjne

Na twojej płycie jest mnóstwo pięknych piosenek, natomiast Ty wybrałeś „Jasny” i „RO”. Powiedz, co jest w nich takiego wyjątkowego, że to właśnie one poszły na pierwszy ogień i stanowią wizytówkę całego albumu.

„Jasny” jest bardzo dobrym otwarciem. Jest szczery i inspirowany sytuacją, synem i kolorem. Chciałem pokazać, kim jestem, co mam w głowie i jak patrzę na świat obecnie. „RO” tak naprawdę pokazałem w trybie wyjątkowym, ponieważ to nie był mój plan, żeby to zrobić. Przesunięto premierę mojego „Chrustu” i pomyślałem, że należałoby podzielić się czymś i pomyślałem, że to chyba była najodpowiedniejsza pieśń, aby ją wypuścić i czas pokazał, że to dobry ruch – ludzie odnaleźli w niej bardzo dużo tego, czego potrzebowali, bądź akurat im to w tym momencie zagrało. Obecna sytuacja, która jest wyjątkowa i trudna, inspiruje nas do podejmowania różnych decyzji, innych i może to jest jakiś egzamin.

Klip do „RO” z uwagi na sytuację powstawał, jak to nazwałeś, w trybie wyjątkowym. Mimo pośpiechu powstał bardzo klimatyczny obraz stanowiący integralną część całego utworu. Z kim współpracowałeś podczas jego tworzenia? Jaka była ogólna koncepcja do teledysku?

Teledysk jest dziełem wspaniałej Magdy Górskiej, kolażystki, artystki, której pracę zobaczyłem trzy lata temu na jej wernisażu i od razu się „skumaliśmy”, bardzo się polubiliśmy, dostałam od mojej narzeczonej nawet obraz wspaniały i dwa lata później tworzymy razem klip, robimy razem okładkę. Jacek Poręba, wspaniały, genialny fotograf stworzył zdjęcie, a Magda ubrała je w piękne kolażowe historie. Wykorzystując i dzieląc się pomysłami i emocjami na temat tego utworu, powstało to, co możemy teraz zobaczyć.

Na płycie pojawił się na cover piosenki Kory. On nie mógł przecież znaleźć całkiem przypadkowo! Dlaczego akurat ta piosenka? „

Krakowski Spleen”. Tak… To aranżacja, którą napisałem na mój solowy koncert w Romie, z resztą bardzo dla mnie ważny, przebijający szklany sufit gdzieś tam we mnie, który pękł i rozwinąłem się dzięki temu jeszcze bardziej. Oczywiście Kora, która bardzo dużo mi dała, zbudowała we mnie wiele rzeczy jeszcze za czasów „Must Be The Music” na samym początku, potem prywatnie, Faktycznie wielkie znaczenie ma ten utwór. Mam nadzieję, że będę mógł go oficjalnie jeszcze wypuścić mocniej i mam nadzieję, że on rozgoni te chmury, które wokół nas są.

Z uwagi na sytuację, premiera płyty została przesunięta. Od kilku dni wiemy, że zdecydowałeś się na to, by krążek ukazał się już 17 kwietnia. Nie zmienisz już zdania?

Nie mogłem już dłużej czekać na to, aby nie pokazać tego słuchaczom. Chciałbym to podarować i zderzyć się z opiniami, z emocjami ludzi, bo bardzo dużo włożyłem w to pracy i serca i umiejętności. Jakoś przełknąłem to, że przesunęliśmy tę premierę, ale to jest już ostateczna data. Jeżeli, nie daj Boże, wynikną trudności w związku z tym, co się obecnie dzieje, to myślę, że ta płyta może, chociaż umilić ten ciężki czas. Chociaż nie wiem, jak to jest teraz z sięganiem po muzykę i kulturę. 

To trudny czas dla artystów. Jak ty sobie z tym radzisz?

Jestem otoczony zewsząd miłością. Kocha mnie syn, narzeczona, muzyka też mnie kocha i w tajemnicy powiem, że piszę nowe piosenki.

Czyżby powstawał “Chrust 2”?

Raczej LemON 5. (śmiech)



Bierzesz udział w projekcie nauki śpiewania online, jesteś jurorem w programie muzycznym – oceniasz ludzi, którzy stają przed tobą na scenie z mikrofonem w ręku i jadą z pełnej przepony. Łatwo jest oceniać?

To nie jest tak. Myślę, że to doświadczenie, które nabyłem jako wokalista – wiele rzeczy o mnie można powiedzieć, ale to, że słabo śpiewam, to akurat nie (śmiech). Potrafię śpiewać, jestem wszechstronnym wokalistą, bo studiowałem jazz i śpiewałem w chórze i śpiewałem folk i darłem mordę do trzech akordów. Mam dość szeroką skalę itd., także to wszystko pomaga mi w merytoryce i w technice przekazywania wiedzy jako takiej. Co do oceniania, To jest zupełnie inna bajka. „The Four”, to fantastyczna przygoda, niestety obecnie również jest wstrzymana, ale niecierpliwie czekam, ponieważ udało nam się stworzyć coś bardzo ciekawego i na wysokim poziomie. Przy okazji mogę to robić z moim idolem, a obecnie przyjacielem Kubą Badachem i ze wspaniałą Natalią Nykiel i całą niesamowitą ekipą. To jest zupełnie inny świat niż scena. I faktycznie nie jest łatwo oceniać ludzi, bo to przecież ludzie. Każdy ma swoją historię, bagaż doświadczeń, marzenia, uczucia i emocje. Z tego, co zdążyłem zauważyć i poznać siebie w roli jurora, to to, że kiedy widzę, że ktoś przeskoczył pewien poziom, to jestem do niego bardzo wymagający, bo wiem, że stać go na więcej, bo wobec siebie jestem wymagający i wobec słuchacza jestem wymagający, tworząc taki album, wydając utwór jak „RO”, który nie jest łatwy, ale mimo to ludzie sięgają po niego. Mniejsze stacje radiowe chcą grać, chcą patrzeć na to i pomagać takiej muzyce.

Wiadomo, że nie urodził się taki, który wszystkim dogodził. Są też niepochlebne oceny i opinie na twój temat. Masz to gdzieś, czy bierzesz sobie to głęboko do serca?

Kiedyś czytałem wszystko, a teraz już nie czytam, bo myślę, że mam już więcej własnej wartości. Zbudowałem ją i zakończyłem też pewien etap. Jeżeli potrafię udźwignąć dwugodzinny koncert samemu, potrafię też wyprodukować, napisać, zaaranżować i skomponować swoją płytę solową, kiedy potrafię zarządzać zespołem i stworzyć też muzykę, która jest realna, na którą przychodzą ludzie, to hejt mnie nie dotyka i mam gdzieś jak ktoś napisze, że chu***e to jest.

Mam nadzieje, że już niebawem spotkamy się gdzieś w Polsce na koncercie. Obowiązkowo należy wysłuchać nowego materiału w odpowiednich okolicznościach przyrody. Dużo cierpliwości na ten zwariowany czas!!