“Od najmłodszych lat fascynowali mnie charyzmatyczni wokaliści…” – Marcin Spenner dla Muzykoholików

Marcin Spenner, to wokalista, który pierwsze kroki stawiał w X-Faktorze. Jego wokal charakteryzuje się nietuzinkową barwą, a teksty świeżością i indywidualizmem.

Obecnie artysta jest bardzo zajęty promocją swojego najnowszego projektu. Na szczęście znalazł chwilę, by porozmawiać z naszą redakcją.

Zapraszamy do zapoznania się z zapisem naszej rozmowy. Dowiecie się z niej m.in. jak wpłynęło na Marcina uczestnictwo w talent show, jakich wokalistów ceni sobie najbardziej i kim jest tajemnicza Lucy, o której śpiewa w swojej najnowszej piosence.

Zapraszamy!


Karolina Filarczyk

Marcin Spenner

Pojawiasz się i znikasz… Po finale X-Factor wydałeś singiel i nagle, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, rozpłynąłeś się w powietrzu.
Co działo się z Tobą przez te kilka lat? Jak z perspektywy czasu postrzegasz swój występ w tym programie? Bardziej Ci pomógł, czy raczej skomplikował życie?

Większość artystów, którzy pojawili się w programach typu talent show, a którym udało się przebić na polskim rynku traktowała program jako pewnego rodzaju trampolinę. Wiedzieli czego chcą i szansę na pokazanie się szerszej publiczności wykorzystali z pełną świadomością. Losy pozostałej części potoczyły się wręcz odwrotnie, nie mieli na siebie pomysłu, zabrakło im szczęścia, wiary. Przypadki bywają różne, więc trudno jednoznacznie stwierdzić, w każdym razie słuch po nich zaginął. Mój przypadek jest o tyle ciekawy, że pojawiłem się w programie w stanie kompletnie surowym, bez przygotowania technicznego, obycia scenicznego, dając publiczności tak naprawdę 100% swoich możliwości, sam niejednokrotnie zaskakując siebie. Zajmując 2 miejsce udało mi się skupić na sobie uwagę ludzi z branży muzycznej, którzy dostrzegli we mnie potencjał. Na własnej skórze musiałem doświadczyć mechanizmów rządzących tą branżą, począwszy od tych złych, kończąc na tych prawdziwie dobrych i szczerych. Dzisiaj praktycznie każdy dzień spędzam w Custom34, jednym z najlepszych studiów nagraniowych w Polsce, pracując z ludźmi, którzy o muzyce wiedzą wszystko i kochają ją tak samo jak ja. Traktuję to, jako moją osobistą, życiową wygraną.


Fot. Mona Blank

Przyjaźnisz się nadal z artystami, poznanymi podczas programu?

Oczywiście nadal utrzymuję kontakt z niektórymi uczestnikami programu. Dosyć często widuję się z Pawłem „Bibą” Binkiewiczem , z którym zagraliśmy nawet kilka koncertów w duecie. Dawid Podsiadło nagrywał swoją 2 płytę u nas na Pomorzu i też raczej nie wypiera się znajomości ze mną, a ja od początku darzę go ogromnym szacunkiem. Bardzo podoba mi się droga jaką obrał po programie i mogę śmiało powiedzieć, że jestem fanem jego twórczości, zresztą samej osobowości również.

Znawcy twierdzą, że Twój głos jest jednym z ciekawszych na polskim rynku. Kobiety rozpływają się, kiedy śpiewasz im swoje ballady. Sam tworzysz teksty, czy współpracujesz ze specjalistami?

Jeśli chodzi o pisanie tekstów muszę przyznać, że potrzebuję jeszcze trochę wprawy. Warstwa tekstowa jest jedną z najważniejszych integralnych części płyty, dlatego proces twórczy oddałem w ręce Karoliny Kozak, która inspirowana moimi dosyć obszernymi tzw. „tropami” dosłownie przełożyła moje myśli na papier. Jestem bardzo wdzięczny za to, że to właśnie z nią dane mi było współpracować przy pierwszej płycie.

Które wokale polskie i światowe, bierzesz dla siebie za wzór? Starasz się śpiewać, jak jeden z nich, czy piosenki, które nagrywasz są od początku do końca twoje pod względem wokalu?

Tuż po zakończeniu programu rozpocząłem pracę nad kształceniem swojej techniki śpiewu. Był to okres, w którym musiałem pożegnać się ze śpiewaniem coverów, zabawą w kameleona i „specjalistę od wszystkiego”. Taka forma świetnie sprawdza się w talent show, jednak nie w przypadku gdy nagrywa się swój materiał w języku ojczystym. W pewnym sensie musiałem zresetować umysł i zajrzeć w głąb siebie, tak, aby wydobyć to co najlepsze. Z tego co pamiętam gdzieś podczas tego procesu zacząłem wyczuwać i tym samym wypracowywać swój własny styl oparty na, jak mi wtedy mówiono, wyjątkowej barwie i właściwym przekazywaniu emocji. 
Od najmłodszych lat fascynowali mnie charyzmatyczni wokaliści, z charakterystyczną chrypką w głosie pokroju Chrisa Cornella, czy Kurta Combain’a. Do dziś pamiętam też mój pierwszy koncert Queen na Stadionie Wembley, który oglądałem na kasecie VHS, nagranej przez moich rodziców. Obecnie mocno inspiruje mnie zespół „Nothing But Thieves”, czy nawet bardziej mainstreamowy „Imagine Dragons”.
Z rodzimych artystów podziwiam wspomnianego już Dawida Podsiadło oraz Igora Herbuta za wyjątkową dykcję. Według mnie na szczególną uwagę zasługuje także Krzysztof Zalewski, który długo pracował na swój sukces, ale zdecydowanie warto było na niego poczekać, szczególnie, że powrócił już jako multiinstrumentalista
i bardzo świadomy wokalista.

Lucy… Kim ona jest? Słuchając twojego najnowszego singla nie da się uwierzyć, że to tylko zmyślona postać.

Nie jestem fanem oczywistych rozwiązań, muzyka, poezja i każda inna forma artystycznego przekazu ma to do siebie, że może mieć wiele znaczeń i można ją odczytywać na kilka sposobów. Tak samo jest z „Lucy”, to nie jest po prostu historia o utraconej miłości. Jeśli tylko słuchacz odważy się pomyśleć o niej w bardziej metaforyczny sposób, na pewno odnajdzie w tej historii większą głębię, coś ze swojej przeszłości, z czym tak naprawdę nigdy się nie pogodził, rozliczył, czy pożegnał. Każdy z nas ma swoją „Lucy”.



Teledysk, który powstał przy okazji premiery „Lucy” nie jest taki, jak większość klipów powstających współcześnie. Genialna fabuła, symbolika, te plenery i krwawiące serce… Zdradź nam, kto jest odpowiedzialny za to dzieło? Kto wpadł na pomysł, żeby teledysk wyglądał właśnie TAK?

To prawda, teledysk od samego początku miał wyróżniać się pod tym względem. Bardzo zależało mi na tym, żeby obraz był przejmujący, nie wyidealizowany i to w zasadzie tyle jeśli chodzi o mój wkład. Całą resztę, czyli scenariusz i nakręcony obraz na swoje dzielne barki wzięła ekipa PSYCHOKINO. Dorota Piskor i Tomek Ślesicki zaproponowali historię, którą zaakceptowałem po pierwszym przeczytaniu.
Później spotkaliśmy się, by omówić miejsca, które pasowałyby do koncepcji. Bardzo cenię ich za kreatywność i profesjonalizm również na planie teledysku, gdzie umówmy się warunki przy kręceniu scen na plaży nie były sprzyjające, szczególnie w październiku.

Singiel cieszy się dużą popularnością w mediach społecznościowych. Czujesz, że to jest ta piosenka, która zapewni ci pozycję na rynku?

Myślę, że jest to piosenka, która daje wyraźny sygnał, że nie odpuściłem i dojrzałem do tego, aby zaprezentować prawdziwego siebie. Zdaję sobie sprawę z faktu, że kolejnej szansy nie będzie, a debiutując balladą podjąłem pewne ryzyko nie dotarcia do szerszej publiczności. Mam jednak przeczucie, że materiał, który znajdzie się na płycie obroni się jakością i przy kolejnym singlu może skupić uwagę większego grona słuchaczy. Czas pokaże.

Muzykoholicy, to portal, który zajmuje się wyłącznie polskimi artystami. Bardzo często też staramy się promować młodych i mało znanych artystów. Co powiedziałbyś tym wszystkim młodym i płodnym, którzy swój debiut mają dopiero przed sobą?

Przede wszystkim powiedziałbym im, żeby nigdy nie odpuszczali, nie bali się stawiać swoich celów wysoko, czasem nawet za wysoko. Jeśli tylko muzyka, którą tworzą płynie prosto z wnętrza, prędzej czy później zostanie to dostrzeżone i docenione. Prawda w muzyce zawsze się obroni.


Fot. Marek Straszewski

Zobacz więcej:

Marcin Spenner – Facebook

Marcin Spenner – You Tube

 

Napisz komentarz