Premiera albumu „Kora ∞”

Ta płyta powstała z przywiązania, fascynacji i tęsknoty. Jest fonograficznym współistnieniem dwojga artystów, którzy nigdy się nie spotkali.  

Michał Pepol wychował się, jak wielu z nas, na piosenkach Kory i Maanamu. Jest muzykiem klasycznie wykształconym, współtworzy renomowany w świecie Royal String Quartet. Poszukując własnego głosu jako solista i kompozytor, gromadził dźwiękowy materiał, które nie miał pierwotnie zastosowania. Brzmienia, nagrania rozmaitych przestrzeni i sytuacji, dźwięki wyobrażone. Szukał bardziej sprecyzowanych znaczeń, które je otworzą. Teksty Kory okazały się kluczem. 

Premiera albumu została uwieńczona spotkaniem autorskim w Teatrze Nowym, w którym udział wziął również Kamil Sipowicz. Wieczór poprowadził Piotr Metz.

Dzięki uprzejmości Agora Muzyka na tym spotkaniu był Łukasz Krupa, który bardzo chętnie podzielił się z nami swoimi wrażeniami ze spotkania i odsłuchu płyty.

Podczas spotkania… / fot. Agora Muzyka

Pamiętam ten moment, kiedy pierwszy raz usłyszałem „Pieśń Ostatnią” z płyty Miuosh’a. Wracałem wtedy do domu, w nocy po kilkugodzinnej trasie. Przeszedł mnie wtedy dreszcz, a w oczach pojawiły się łzy. Pierwszy raz od jej śmierci usłyszałem głos Kory w nagraniu, którego nie znałem, trochę tak, jakby ciągle z nami była.

Wczoraj ukazał się album, obok którego, jako fan Kory, nie mogłem przejść obojętnie. Mowa o albumie „Kora nieskończoność” Michała Pepola. Po pierwszym odsłuchaniu od razu wyłączyłem Spotify, zdjąłem słuchawki i odłożyłem telefon. Zająłem się innymi sprawami, ale nie mogłem uwolnić myśli od tego, co przed chwilą usłyszałem.  „To było dziwne” – pomyślałem. Po chwili jednak znów siedziałem w fotelu i zaczynałem drugie i trzecie  podejście.  Początkowo przytłaczała mnie ilość dźwięków, znanych mi melodii przeplatanych z przeróżnymi odgłosami, od zwierząt po śmiech Kory włącznie. Oswajałem się i próbowałem to pojąć. Bardzo chciałem zrozumieć zamysł tej płyty, dlatego udałem się na spotkanie z Michałem Pepolem zorganizowane w warszawskim Nowym Teatrze.

Spotkanie prowadził Piotr Metz, a obok Michała na kanapie zasiadł Kamil Sipowicz. Spotkanie rozpoczęło się od próby ustalenia, czym dokładnie jest projekt „Kora nieskończoność.” Prowadzący, powołując się na swoje radiowe zażyłości, zasugerował, by sklasyfikować to jako słuchowisko. Niezwykle wymowna i krótka była odpowiedź autora: nie! Wytłumaczył on, że z całą odpowiedzialnością można wydawnictwo to nazwać płytą muzyczną, podając przy tym kolejno kilka sensownych argumentów.

Dalsza część rozmowy dotyczyła każdego z etapów powstawiania płyty — od pomysłu, poprzez pierwszy kontakt z Kamilem Sipowiczem, po jej produkcję i wydanie. Najbardziej poruszyło mnie jednak to, z jaką miłością i szacunkiem Michał opowiadał o Korze i możliwości pracy nad tą płytą. Wspominał, że kiedy pierwszy raz odtworzył pliki na swoim komputerze, po prostu zaczął płakać.

Okazało się, że nie tylko mi ta płyta wydaje się dziwna. Sam autor ma świadomość tego, że stworzył coś, co nie każdemu przypadnie do gustu. W czasie spotkania zacytował jeden z nieprzychylnych mu komentarzy zamieszczony w mediach społecznościowych. Widownia zareagowała śmiechem, stawiając się tym samym po stronie Michała. Drugim, nieco ważniejszym, aspektem jest to, jak na ten materiał zareagują fani Kory i Maanamu. Sipowicz zaznaczył, że są oni bardzo konserwatywni i bardzo przywiązani do znanych im wersji. Podobne „obawy” wyraził Pepol, jednocześnie potwierdził, że wie, że ta płyta nie jest dla każdego i w najgorszym wypadku można jej po prostu nie słuchać.

Jednak ja zachęcam do posłuchania płyty „Kora nieskończoność”, nie raz ani dwa. Nie do obiadu, czy sprzątania mieszkania. Zanim zabierzecie się za odsłuch, zadbajcie o swoją prywatną przestrzeń i komfort. Załóżcie dobre słuchawki, wyciszcie telefon i spróbujcie wejść w tę historię, w jaką zabiera nam Michał Pepol i Kora. Może nie być to droga łatwa, ale dotarcie do jej finiszu i zrozumienie tej idei daje ogromną satysfakcję — Łukasz Kupa.

Napisz komentarz