W minioną niedzielę po raz kolejny mieliśmy przyjemność uczestniczyć w koncercie z cyklu LETNIE BRZMIENIA W PARKU STAREGO BROWARU. Tym razem w swój muzyczny świat porwał i to dosłownie nas Mrozu.
Niedzielny skwar, perspektywa zakończenia tego dnia podczas plenerowego koncertu wydłużała czas oczekiwania jeszcze bardziej, a wysoka już temperatura wydawać by się mogła, że na granicy wytrzymałości wciąż rosła. Ostatni raz na koncercie Mroza była podczas ubiegłorocznej edycji Olsztyn Green Festival, gdzie muzyk razem z zespołem zagrał na małej scenie zdecydowanie za krótki set. Żywsze za to wspomnienia mam z letniej trasy promującej album „Zew”, trafiając na koncert zupełnie przypadkowo. I takich przypadków życzę sobie i wam więcej, bo to było takie zaskoczenie, że przez dwa lata wciąż mam je w głowie. Dlatego też niedzielnego spotkania z Łukaszem nie mogłam się doczekać.
Chociaż największą popularność muzykowi przyniósł utwór „Miliony monet” (10 lat temu!), potem kolejno rzeszę fanów powiększały korelacje czy to z Tomsonem (Afromental) – „Jak nie my to kto” czy z chórem Sound’n’Grace – „Nic do starcenia”, które pochodzą z trzeciego wydawnictwa „Rollercoaster” (2014), to mnie osobiście do Mroza przekonały dopiero jego dwie ostatnie płyty, które zidentyfikowały go jako fantastycznego, alternatywnego muzyka. Łukasz wciąż w około rozrywkowych klimatach wniósł na polską scenę dużą dawkę bluesu, za którą ludzie go pokochali.
Taki też był koncert – ogromna dawka rozrywki w rytmie bluesa okraszona mocnymi gitarowymi riffami. Mrozu roztacza wśród publiczności bardzo ciekawą aurę – już od samego początku chce się tańczyć, śpiewać i bawić, żeby nie stracić żadnej minuty koncertu. Mimo, że pierwszy utwór nosił tytuł „Zapnij pas”, zdecydowanie była to jazda bez trzymanki, za to kolejna piosenka już bardziej opisywała niedzielny wieczór, niczym lot w kosmos – „Asteroida”. Poznań oczywiście nie zawiódł artystę, bo „Jak nie my to kto” i z ogromnym entuzjazmem zrobiliśmy „Napad” na nasze gardła śpiewając najgłośniej jak sie da. Najbardziej chyba ucieszyła mnie wersja na żywo ulubionych utworów „3:33” oraz „Chcę do Ciebie wrócić”, jednak największe zaskoczenie przyniosły rozbudowane aranżacje „Feniksa” i „Pablo E”, które zostały wzbogacone o nieco rockowe akcenty. Nie zabrakło również „Aury”, podczas której publiczność całkowicie poniosła się bluesowej energii 🙂 Zwolniliśmy jednak nieco przy wspaniałych „Szerokich wodach”.
Nie wiem kiedy Mrozu dotarł do ostatniego utworu, ale podziękowania za przybycie przyniosły smutną wizję zakończenia tego szalonego wieczoru. Jednak Mrozu żwawym ruchem razem z zespołem szybko wrócili na scenę by uraczyć nas jeszcze krótkim setem muzycznym na bis i to dopiero było.. Łukasz po 10 latach wrócił do utworu, którym przecierał szlaki tylko w zupełnie odświeżonej wersji – „Miliony monet” przeistoczone pod obecny repertuar muzyka to istna wisienka na torcie. Kontynuując wspaniałą zabawę wróciliśmy jeszcze raz do „Jak nie my to kto” oraz „Aury”.
Był to pierwszy koncert Mroza od czasów pandemii i dało się zauważyć gołym okiem, jak bardzo tęsknił za sceną. Nie mam pojęcia skąd on wykrzesał tyle energii i entuzjazmu przez prawie dwie godziny! Wszędzie było go pełno, a rytmiczne podrygiwania licznego zespołu same bujały w rytm muzyki. Jedno co pomyślałam po zakończonym koncercie, żeby jak najszybciej wrócić i powtórzyć tę zabawę. Dawno nie wyszłam z koncertu z tak pozytywnym zaskoczeniem.
Zajrzyj po więcej: