Wczorajszy wieczór spędziliśmy w towarzystwie Krzysztofa Zalewskiego, który kolejny raz udowodnił nam jak wszechstronnie uzdolnionym muzycznie jest człowiekiem. Myślę, że określnie człowiek orkiestra już nie opisuje tego co on robi na scenie, dziś nazwałabym go zjawiskiem muzycznym, dlaczego? Już wyjaśniam 🙂
To, że Krzysiek potrafi grać na wielu instrumentach to jest już nowością, mimo to na mnie osobiście wciąż to robi wrażenie. Wczoraj wykorzystując te umiejętności oraz nowinki techniczne, jakie serwuje nam rozwój zagrał koncert zupełnie sam, z materiałem z którym zazwyczaj występuje jeszcze w towarzystwie trzech muzyków. Można by pomyśleć, że miał tyle do roboty na scenie, że cały koncert mógłby być po prostu nudny, czekając aż nagra wszystkie partie instrumentów i zacznie się już finalny etap piosenki, ale to słowo nigdy nie pasowało do Zalewskiego i nie pasuje wciąż.
Mając do dyspozycji dwie ręce, dwie nogi i wokal zagrał, zaśpiewał, zabawiał publiczność żartami, opowieściami i swoim show, bo patrzenie na jego frajdę z grania daje ogromną przyjemność, która szybko się udziela i tobie. To tak jakby wpuścić dziecko do Dineylandu. Podziwiam to, że po tylu latach na scenie, ciągu koncertowym jaki towarzyszy mu już od kilku sezonów on siada do perkusji i ma z tego taką radość.
Najlepszym punktem koncertu był dla mnie moment wykonania utworu Beyonce „Halo” oraz Krzysiek przy czarnym fortepianie. Może mam słabość do tego instrumentu, a może to „Miłość miłość” zagrana właśnie na nim o tym zdecydowało.
Nie zabrakło również akcentu z płyty „Zalewski śpiewa Niemena” w postaci piosenki „Jednego serca”, którą Krzysiek pośrednio wykonał w towarzystwie sióstr Przybysz – Natalii oraz Pauliny, które zostały wyświetlone na telebimie. Zabawnie Krzysiek nabrał nas, że mimo trasy solo jednak przywiózł ze sobą gości.. 🙂
Część główna koncertu przy dźwiękach „Kuriera” i złotego konfetti doprowadziła nas do finiszu. Spektakularne zakończenie, taka wisienka na torcie. Na co jeszcze zwróciłam uwagę – światła! Tego co mi zawsze u Krzysztofa brakowało, było, ale bez efektów woow, tym razem dopełniało całości i cieszyło oko.
Wieczór zakończył się podwójnym bisem i oczywiście w przypadku Pana Zalewskiego – wejściem w tłum – tym razem pokonał całą salę w towarzystwie gitary akustycznej śpiewając „Zboża”. Mimo, że bez zespołu, są rzeczy których Krzysztof sobie nie odmówi 😉
Na koniec już tak z puentą muzyk zagrał mojego ulubionego „Podróżnika” mówiąc:
„Nie odkładajcie marzeń na później, bo zwyczajnie może nie być później”
Zajrzyj po więcej:
FB: https://www.facebook.com/Zalef.Krzysztof/
Instagram: https://www.instagram.com/zalewskiofficial/