Współtworzący duet The Dumplings Justyna Święs i Kuba Karaś, przy koncertowej pomocy perkusisty Olka Orłowskiego, przenieśli warszawski klub Stodoła wraz z publicznością zgromadzoną na tym widowisku do muzycznego RAJu, o którym śpiewają na swoim ubiegłorocznym wydawnictwie. W piątkowy wieczór 29 marca, gdy opadło ostatnie konfetti i wybrzmiał ostatni dźwięk, dało się słyszeć głosy widowni – potwierdzały to, co przed chwilą zaszło – “Tak wygląda mój raj”.
Nim jednak rozpoczął się koncert, o 20.00 mieliśmy szansę zostać rozgrzani przez Erith, która już po raz kolejny występowała w roli supportu przed The Dumplings. Jej elektroniczny występ opierał się dużej mierze o wykorzystanie looperów, co dało ciekawy efekt nałożenia wielu głosów i dźwięków. Byliśmy świadkami tworzenia każdego utworu od podstaw. Charakterystyczny był taniec artystki, którym zarażała zgromadzoną publiczność. Pierwszy raz słyszałam Erith na żywo i uważam, że jej muzyka doskonale sprawdziła się w roli supportu i wprowadziła nas do właściwiej części koncertu.
Równo o 21.00 przygasły wszystkie światła, co pobudziło zgromadzonych do wydawania okrzyków i klaskania mającego przywitać zespół, dla którego wszyscy się tam pojawili. Zaczęły dobiegać nas dźwięki dzwonów wprowadzające do Kina – utworu otwierającego album Raj. Na scenę kolejno wchodzili członkowie zespołu zaczynając od perkusisty, a kończąc na Justynie Święs, którą ujrzeliśmy dopiero, gdy światła rozbudziły ciemność panującą w Stodole, a publiczność zaczęła śpiewać razem z nią.
Na setliście pojawiły się wszystkie utwory z Raju. Na żywo wypadają one zdecydowanie lepiej niż w wersji studyjnej, której – to trzeba zaznaczyć – jestem fanką. Po raz czwarty przekonałam się, że nic nie zastąpi wymiany energii zespołu z publicznością podczas ich widowiska na żywo. Przywiązują wagę do najmniejszych szczegółów, zaczynając od ubioru i scenografii, kończąc na znakomitym przygotowaniu materiału wykonywanego na scenie. Nie obyło się również bez kilku ciekawych rozmów zespołu z około półtoratysięczną publicznością – Kuba Karaś nie omieszkał przypominać nam, że jesteśmy na koncercie The Dumplings.
Ważnym jest fakt, iż premierowo zespół wykonał utwór Dla nas, którego premiera ma mieć miejsce już 3 kwietnia i jest efektem współpracy The Dumplings z Fundacją Rak’n’Roll. Piosenka ukaże się wraz z teledyskiem. Warto czekać! Ponadto nie obyło się bez coveru – tym razem dla urozmaicenia repertuaru grupa zdecydowała się na przedstawienie nam swojej interpretacji Running up that hill Kate Bush. Po uśmiechach publiczności dało się wywnioskować, że była to dla nich nie lada gratka – wiele osób śpiewało tekst wraz z Justyną równie głośno, co inne wykonywane przez nich utwory.
Nie zabrakło też czegoś dla fanów poprzednich wydawnictw duetu – była szansa usłyszeć Dark side, Oddychasz, VIF, Nie gotujemy czy Kocham być z tobą. Dwa ostatnie wymienione przeze mnie utwory zostały wykonane podczas finału. Nie gotujemy odśpiewała w dużej mierze publiczność przy akompaniamencie gitary, a podczas Kocham być z tobą według (chyba można tak powiedzieć) tradycji na ostatnim refrenie zostaliśmy poproszeni przez Justynę o przykucnięcie, aby potem wyskoczyć w górę. Myślę, że jeśli ktoś pamięta znaną z dzieciństwa zabawę “podłoga to lawa”, byłoby to dobrym zobrazowaniem tego, co można było zobaczyć wtedy w Stodole. Publiczność wzniosła się do góry, a w tym samym czasie zostaliśmy obsypani konfetti.
W szczególny zachwyt wprawiło mnie wykonanie piosenki zamykającej album Tam gdzie jest nudno, ale gdzie będziemy szczęśliwi, o której często mówię, że jest moją ulubioną z całego krążka. Ciężko jednak obiektywnie stwierdzić, który utwór jest najlepszy, bo trzeba przyznać, że płyta nie zawiera “zapychaczy” i trzyma poziom przez wszystkie osiem piosenek, jednak wykonanie wyżej wspomnianej na żywo dostarcza zupełnie innych emocji podczas odbioru. Czuć w niej więcej energii, a w połączeniu ze śpiewem publiczności wspomagającej Justynę, ale również Kubę śpiewającego swój fragment, daje naprawdę niesamowity efekt.
The Dumplings już po raz drugi zaprezentowali swój nowy materiał w Warszawie. Za pierwszym razem udało im się zrobić to na tyle efektownie, że w piątek Stodoła była wypełniona po brzegi, a biletów nie można było już zakupić w kasie w dniu koncertu. A to jeszcze nie koniec Trasy RAJ. W kwietniu czekają nas jeszcze cztery koncerty, a potem letnie festiwale. Zachęcam do pójścia na chociaż jeden z nich, okazji jest wiele. Nie pożałujecie!
[Zdjęcia wykorzystane w artykule: @ishootmusic]