Okres wakacyjny się kończy i może nam być trochę smutno z tego powodu. Aby dodać nam energii na nadchodzącą jesień, lekarstwo podnoszące poziom muzycznych endorfin zapewniło nam w ostatni weekend Polskie Radio finałem festiwalu „Lata z Radiem” w Krakowie.
Kraków był ostatnim po Zakopanem, Pucku i Stalowej Woli przystankiem serii koncertów „Lato z Radiem Festiwal”. Jako że był to koncert finałowy, w Parku Jordana zgromadziła się niesamowita liczba Artystów, którzy zapewnili Krakusom niezapomnianą moc atrakcji w trakcie ostatniego weekendu wakacji. Piątkowe popołudnie rozpoczęły koncerty Orkiestry Polskiego Radia, Smolik i Kev Fox, The Dumplings oraz Król. Wspomniani Wykonawcy skutecznie rozgrzali krakowską publiczność do tego stopnia, że nawet zbierające się nad miastem czarne chmury i padający deszcz nikogo nie wystraszyły.
Wraz z zapadającym zmierzchem na scenie pojawili się Wojtek Mazolewski i John Porter. Ten gitarowy duet dał oszałamiający występ będący połączeniem rocka i elementów jazzu. Panowie zaprezentowali set piosenek z wydanego w maju albumu Philosophia. Było ostro, z pazurem i szaleństwem. Po tym występie mogę z całą pewnością stwierdzić, że John Porter jest zaginionym członkiem zespołu Rolling Stones. Niezwykła charyzma, głos i „moves like Jagger”, mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję zobaczyć ten duet w akcji.
Następnie przez festiwalową scenę w przeciągu niespełna czterdziestu minut przewinęło się „Siedmiu Wspaniałych”. A to wszystko za sprawą Barbary Wrońskiej, wokalistki znanej z wcześniejszych występów w zespole Pustki czy Ballady i Romanse, która do wspólnego śpiewania zaprosiła takie znakomitości naszej sceny muzycznej jak Brodka, siostry Przybysz, Piotr Zioła, Ralph Kamiński i Katarzyna Nosowska. Było różnorodnie i troszkę melancholijnie. Publiczność rozpłynęła się w dźwiękach pochodzących z ostatniej solowej płyty Wrońskiej „Dom z ognia”. Jako pierwsza do Wrońskiej dołączyła Brodka i Panie razem wykonały utwór „Abstrakcja”. Kasia Nosowska wkroczyła na scenę w trakcie piosenki „Obecnie znajduję się w czarnej dupie”, której refren śpiewała również prawie cała zgromadzona licznie publiczność. Nie obyło się również bez prapremier, wraz z Pauliną i Natalią Przybysz (ubranych w identyczne cekinowe, połyskujące bluzy) Basia zaprezentowała utwór „Rybka”, która jest jej własną interpretacją pieśni Stanisława Moniuszki „Złota rybka”. Na koniec Artystka już solo pożegnała się z publicznością chyba moją ulubioną piosenką „Dom z ognia i lodu”.
Po kilku minutowej przerwie Redaktor Piotr Metz zaprosił na scenę Siostry Przybysz. Koncert pełen fantastycznych kawałków w klimacie soul’u i R&B porwał publiczność. Dziewczyny wykonały m.in. piosenki: „Świat wewnętrzny” i „Ciepły wiatr” (utwór będący singlem zapowiadającym nową płytę „Jak malować ogień”, której premiera ma się odbyć z końcem października). Obdarzona niezwykle głębokim głosem Natalia skradła serca słuchaczy również cudownym wykonaniem piosenki Maanamu „Krakowski spleen”.
Co było dalej ? Dalej zaśpiewała publiczność :D. Setki ludzi zaintonowało gromkie „Sto lat!”, bo na scenie miała właśnie pojawić się obchodząca w ten dzień urodziny Katarzyna Nosowska. Artystka nie kryła wzruszenie i skromnie podziękowała publiczności. Cały koncert Kasi był pełen ciepłych słów i wzruszeń. Można by też powiedzieć, że był wręcz rodzinny, bo po piosence „Nerwy”, na scenie pojawił się Mikołaj Krajewski, syn Kasi Nosowskiej, który nie tylko wykonał wraz z Mamą utwór „Mówiła mi matka”, ale również w pięknych słowach podziękował jej za to, że ma szczęście być jej synem. Zespół wykonał jeszcze kilka utworów z płyty „Basta”, nie mogło zabraknąć takich hitów jak „Ja pas” czy „Nagasaki”, pojawiła się również piosenka „Nomada” z płyty „8” oraz przecudnie wykonana wraz z Buniem wersja piosenki „Turn away, Run away”. Występ Nosowskiej zakończył się kolejnym Sto lat oraz wręczeniem kwiatów solenizantce przez Piotra Stelmacha.
Zaraz po północy na scenę wkroczył przedostatni zespół – Fisz Emade Tworzywo. Panowie wykonali klimatyczny set przebojów, który utrzymał publiczność w miłej atmosferze aż do ostatniego utworu.
Pierwszy dzień festiwalu zakończył występ zespołu Voo Voo. Świetnego jak zwykle Wojciecha Waglewskiego na gitarze oraz Mateusza Pośpieszalskiego na saksofonie wokalnie wspomagały cztery wokalistki, w tym pojawiające się po raz trzeci tego wieczoru na scenie siostry Przybysz. Koncerty Voo Voo to zwykle multi instrumentalna uczta muzyczna. Nie inaczej było tym razem, gdyż do muzyków dołączyło 24 bębniarzy Ritmo Bloco. I choć koncert skończył się grubo po planowanym czasie, pod sceną pozostało wielu melomanów.
Festiwal Lato z Radiem to nie tylko koncerty. Przez całą sobotę w różnych miejscach Krakowa odbywały się wydarzenia towarzyszące. Polskie Radio opanowało między innymi Plac Szczepański, Mały Rynek, plac przed Muzeum Narodowym czy Bulwary Wiślane. Bezpośrednie audycje plenerowe, wywiady z artystami, zajęcia dla ciała w strefie relaksu czy miejsca specjalnie przygotowane dla najmłodszych słuchaczy pozwoliły na ciekawe spędzenie czasu w oczekiwaniu na wieczorną porcję koncertów.
Dzień drugi w strefie koncertowej Parku Jordana otworzył Chopin University Big Band z Warszawy z gościnnym udziałem dwójki wokalistów Krzysztofa Iwaneczki i Natalii Bajak. Orkiestra wykonała kilkanaście utworów, w tym sporą większość stanowiły piosenki Zbigniewa Wodeckiego. Nie zabrakło „Zacznij od Bacha” czy „Rzuć to wszystko co złe”. Przepięknie zabrzmiał duet wspomnianych wcześniej wokalistów w piosence „Z Tobą chcę oglądać świat”. Zgromadzona już dość licznie publiczność chętnie śpiewała wszystkim znane nam utwory.
Następnie na scenie pojawiła się wokalistka, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Anita Lipnicka rozpoczęła swój występ od kochanej przez widownię piosenki „Wszystko się może zdarzyć”. Następnie pojawiło się kilka utworów z ostatniej płyty Artystki „Miód i dym”, po czym nastąpił kolejny powrót do korzeni, chociaż w trochę zmienionych aranżacjach. Z bardzo dobrym odbiorem publiczności spotkały się również piosenki „Piękna i rycerz” oraz „Piosenka Księżycowa”. Ta ostatnia została wykonana w nowej bardziej elektronicznej aranżacji, w której nutkach maczał palce Kuba Karaś z zespołu The Dumplings.
Kolejna Artystka, która miała wystąpić spowodowała, że Ci którzy do tej pory siedzieli gdzieś jeszcze na trawie, tłumnie zameldowali się pod sceną. Mela Koteluk, bo o niej mowa zaprezentowała fantastyczną mieszankę utworów złożoną z najnowszych piosenek z ostatniego wydanego albumu „Migawka” oraz z dwóch poprzednich „Migracje” i „Spadochron”. Wokalistka wprowadziła publiczność w melancholijny, ciepły nastrój. I chociaż widać było, że nie wszyscy obecni mają osłuchaną ostatnią płytę Meli, to kiedy zabrzmiały „Fastrygi”, „Żurawie orgiami” czy „Spadochron” trudno było znaleźć kogoś, kto nie zna słów tych piosenek. Według nas był to jeden z najlepszych występów w trakcie tego festiwalu.
Żeńskie panowanie na scenie przerwał, ale tylko na chwilę Skubas. Artysta po żywiołowym powitaniu publiczności, zapowiedział że oprócz dobrze znanych utworów, wykona również kilka nowości. Zażartował przy tym, że nie denerwuje się z tego powodu, bo nawet jak coś pomyli to nikt się nie zorientuje. Publiczność bawiła się świetnie przy dobrze im znanych utworach z albumów „Wilczełyko” i „Brzask”, ale również bardzo entuzjastycznie zareagowała na nowe kawałki, co dobrze wróży Skubasowi przed wydaniem trzeciego albumu. Trzymamy za niego kciuki!
Przedostatnia festiwalowa godzina należała do Julii Pietruchy. Wokalistka wspomniała na początku o tym, że o ważnych rzeczach trzeba śpiewać cicho, a nawet szeptem. I trochę taki był ten koncert cichy i ciepły, okryty dźwiękami spływającymi z ukulele – ulubionego instrumentu artystki, który pozwolił odpłynąć publiczności w trochę inną rzeczywistość, kompatybilną z ostatnimi letnimi wieczorami tego roku. Mieszanina alternatywnego folku, lekkich amerykańskich brzmień z albumu „Postcards from the seaside” w tym utwór „Who knows” podobały się słuchaczom, chociaż miały w sobie lekko usypiający charakter…
… ale ostatnia Artystka nie zamierzała wcale jeszcze kłaść Krakowa do łóżek. W kilku słowach to co się wydarzyło można opisać tak: „Po tym jak Julia Pietrucha skończyła swój występ, w Parku Jordana wybuchła prawdziwa bomba!”. A tą bombą była Daria Zawiałow z zespołem. Wokalistka witając się z publicznością zapowiedziała, że chociaż mamy ciepłą końcówkę lata, to rozgrzeje atmosferę jeszcze bardziej. I jak powiedziała, tak zrobiła. Słuchacze w momencie zamienili się również w wokalistów, tancerzy, skoczków i muzyków, wybijając rytm kolejnych utworów własnymi dłońmi. Piosenki zarówno z debiutanckiej płyty „A kysz!”, jak i z ostatniej „Helsinki” zostały odśpiewane od pierwszego do ostatniego wersa. Kulminacja emocji i głośności nastąpiła chyba wraz z „Nie dobiję się do Ciebie” oraz genialnie wykonanym utworem Maanamu „Szare miraże”.
Wybór Darii na ostatniego wykonawcę tego wieczoru, był totalnym strzałem w dziesiątkę. Obok Nosowskiej, Koteluk, i duetu Mazolewski/Porter, to był najlepszy koncert finału festiwalu. Zawiałow zaserwowała nam wszystkim tam obecnym gigantyczną dawkę emocji i energii, która powinna być dla nas motywacyjnym kopniakiem do wejścia w stan powakacyjny i pozwoli przeżyć kolejną zimę. Dla nas będzie idealnym wspomnieniem na zakończenie lata. I z niecierpliwością będziemy oczekiwać kolejnych wakacji, i kolejnej edycji festiwalu „Lato z Radiem”, gdyż pod względem jakości muzycznej jest to chyba najlepsze wydarzenie spośród niebiletowanych festiwali. Chapeau bas dla dyrektora artystycznego Pana Piotra Metza, całej ekipy odpowiedzialnej za przygotowanie festiwalu oraz Artystów którzy na nim wystąpili!