„SłuchAM powered by Croma”- Igor Herbut

Koncert Igora Herbuta to kolejna odsłona projektu „SłuchAM powered by Croma”, organizowanego przez wydawnictwo Agora Muzyka w warszawskim Garnizonie Sztuki.

Zawsze miałem wrażenie, że każdy, kto usłyszał pierwszy raz Igora, jakby z automatu musiał zdeklarować się, do której ekipy dołączy. Do wyboru ma tych, którzy kupują go w całości i kochają bezgranicznie oraz tych, których Herbut drażni, tak baRRRdzo, że nie są w stanie mu uwierzyć. Za każdym razem starałem się być słuchaczem obiektywnym, pozostając w rozkroku pomiędzy dwoma powyższym szufladami. Z jednej strony czułem emocje serwowane przez Igora, a z drugiej strony miałem wrażenie, że było ich tak nienaturalnie dużo, co odpychało mnie od jego twórczości.

Nie był to też mój pierwszy koncert tego artysty. Tym razem poszedłem z czystą kartą, by dać szansę zapisać ją na nowo, z jednoczesnym stwierdzeniem, że nie jestem fanem Igora Herbuta. Chciałem zobaczyć, co się wydarzy.

Zaczęło się bardzo intymnie za sprawą utworu Latające Słonie — idealny numer na wprowadzenie w klimat całego koncertu. Nie mogę dłużej czekać, muszę wylać swój zachwyt nad zespołem, z którym wystąpił Igor. NIe było tam absolutnie słabszego ogniwa. Panowie zagrali tak, że pierwszy raz czekałem na partie instrumentalne w utworach. Było subtelnie, zwiewnie, a kiedy trzeba przeszywająco do szpiku kości. Nawet ustawienie na scenie sugerowało, że Igor jest częścią tej sztuki — siedział przy pianinie na boku sceny. W trakcie koncertu kilkakrotnie podkreślał swoją wdzięczność do swoich muzyków, śmiejąc się, że on sam po prostu próbuje im nie przeszkadzać. Na scenie byli zespołem, z krwi i kości. Bardzo mocno odczuwalne było to, że gdyby któregoś z nich zabrakło tego wieczora na scenie, tek koncert nie byłby kompletny.

„Gramy dziś materiał z mojego pierwszego solowego albumu, który powstał w jakiś zależny bądź niezależny sposób dzięki mojemu synowi — Kajowi.”

Mam wrażenie, że Igor dojrzał na naszych oczach. Nie mówię tu bynajmniej o wieku czy wyglądzie. W zasadzie najlepiej to chyba słychać. W moich oczach zawsze miał on tendencję do potężnej egzaltacji w swoich wykonaniach. Tym razem czułem się inaczej. Nikt na mnie nie krzyczał, nie narzucał mi swoich emocji. Dał mi przestrzeń do zastanowienia się nad tekstem. Dał mi swobodę i szanse usłyszenia czegoś więcej. To co kiedyś było przesadne w jego przekazie, stało się smaczkiem, na który nawet czasem czekałem. Uważam, że to bardzo ważna, potrzebna i mądra zmiana. 

Co do samego materiału z płyty „Chrust”, oczywiście słuchałem go kilkakrotnie na Spotify, ale nigdy nie zrobił na mnie większego wrażenia. Nie powodował we mnie chęci, by do niego wrócić. I nie wiem, czy to magia koncertów na żywo, czy zadziałał bezpośredni kontakt z artystą, czy cała oprawa kapitalnego dźwięku i magicznego klimatu świateł, ale na ten koncert chciałbym wrócić.

Wyszedłem z Garnizonu Sztuki przeszyty pięknymi emocjami, oczarowany tym, co zobaczyłem i usłyszałem. Wyszedłem z koncertu ze stanowczym przekonaniem, że jestem fanem Igora Herbuta!

Łukasz Krupa

Napisz komentarz