[RECENZJA] „Wiersz Ostatni” – gorąca premiera od Kasi Lins!

Pierwszy raz o Kasi usłyszeliśmy dzięki popularnemu talent show – i choć młodej wokalistce się nie udało, nie przestała walczyć o swoje marzenia nawet na chwilę. Już wtedy na koncie miała live sesję, która przyniosła efekty w postaci albumu Take My Tears. Blisko rok temu wydała EP–kę Save me boy, która była zapowiedzią krążka Wiersz ostatni. 

Już po pierwszym odsłuchu Save me boy byłam w głębokim szoku i zachwycie, jednocześnie czując duży niedosyt. Zawierający cztery utwory minialbum zwiastował nadejście czegoś większego, czyli albumu długogrającego w podobnym klimacie. I rzeczywiście, Wierszowi Ostatniemu nie brakuje emocji i charakteru. 

Co sprawia, że jest on tak dobry? Głos Kasi. Mocny i delikatny zarazem, ale również pełen wielobarwności. Głos, który hipnotyzuje i sprawia, że automatycznie i z ogromną przyjemnością włącza się kolejny utwór. Co ciekawe, na płycie znajdziemy piosenki z różnych gatunków – mocne, rockowe a z drugiej strony wplatające się w country czy momentami nawet subtelne. 

Klimat płyty nie jest oczywisty – powiedziałabym, że przepełnia go niepewność i tajemniczość. W utworach usłyszeć można chociażby szumy i pogłosy, przez co nabierają one pazura i odwagi. Nie każdy muzyk zdecydowałby się na „zabrudzenie” swoich numerów, to pewne. 

Słuchając albumu, bez problemu można wyczuć jak bardzo osobiste i emocjonalne są znajdujące się na nim teksty. Nie ma tu miejsca na przypadkowe dźwięki czy słowa. Wszystko to łączy się w spójną całość, która od pierwszej do ostatniej nuty jest przemyślana w stu procentach i dopracowana.

Dzięki takim wokalistkom, jestem przekonana, że polskiej scenie muzycznej nic nie grozi. Wręcz przeciwnie, wszystko zmierza ku najlepszej drodze. Z przyjemnością słucha się takich albumów i z czystym sercem poleca dalej. 

To jedna z niewielu płyt, która jest tak dobra, że musi znaleźć się na półce każdego wymagającego słuchacza.


Zajrzyj po więcej:

Kasia na Facebooku

Strona WWW

Napisz komentarz