[WYWIAD] Hania Rani: „Nadal tworzę w moim pokoju i nadal jest on moim małym laboratorium dźwięku”

Hania Rani, czyli Hanna Raniszewska, to młodziutka artystka, która od pewnego czasu swoją muzyką podbija serca coraz większej rzeszy fanów.


Mimo młodego wieku, pianistka na koncie ma wiele projektów – zarówno solowych, jak i prac zbiorowych. Do najbardziej znanych należą m.in. projekt „Ciechowski klasycznie”, a także nagranie płyty „Biała flaga” z klasycznymi aranżacjami piosenek tego artysty.

Zapraszam do lektury naszej rozmowy. Z zapisu dowiecie się między innymi, jak zaczęła się przygoda Hani z pianinem, czy woli pracować solo, czy w duecie, skąd czerpie inspiracje do tworzenia swojej muzyki, a także gdzie będziemy mogli posłuchać Jej muzyki w najbliższym czasie.


Karolina Filarczyk

Hania Rani

Mówią, że tworzysz czułą muzykę w nieczułych czasach. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?

Wolałabym się nie zgodzić, bo to oznaczałoby, że rzeczywiście przyszło nam żyć w nieczułych czasach. Na pewno muzyka jest dla mnie pewnego rodzaju lądem, gdzie staram się budować świat oparty na uważności, przestrzeni, ciszy. Być może bierze się to z poczucia braku tych wartości we współczesnym, chaotycznym świecie.

Mądrzejsi ode mnie nazywają Twoją muzykę modern classic. A jak Ty ją identyfikujesz?

Nie identyfikuję, zostawiam to krytykom, muzykologom, publiczności. Rozumiem, że chęć nazywania, czy przyporządkowywania rzeczy, to naturalna potrzeba człowieka. Rozumiem i akceptuję to. Jednak tak samo, jak nie identyfikuję twórczości innych, tak samo nie staram się tego robić z własnymi utworami. Szkoda mi na to czasu. Wolę usiąść i wsłuchać się. Nazywanie muzyki wydaje mi się pewnego rodzaju dysonansem.


„Esja” – okładka płyty

Jako dziecko byłaś pilną uczennicą, czy ćwiczenie gam na biało-czarnych klawiszach przychodziło Ci z trudnością?

Przygodę z fortepianem rozpoczęłam w wieku 6 czy 7 lat. Trochę już nie pamiętam zatem czasów kiedy to rodzice czy nauczyciele musieli zaganiać mnie do instrumentu. Muzyka bardzo szybko stała się moją pasją i przyjacielem, więc w zasadzie nie musiałam wybierać. To tutaj czuję się dobrze, bezpiecznie. Nie żałuję żadnej godziny spędzonej w ćwiczeniówce, pomimo tego, że często były to intensywne treningi, a rezultaty nie do końca satysfakcjonujące. Ale z pewnością to szkoła życia, nauka samego siebie, odkrywanie własnych barier i przekraczanie ich.

Czyje utwory grałaś najczęściej, a których unikałaś jak ognia?

Zazwyczaj wybierałam utwory, których słuchałam najchętniej. Takie, które po prostu podobały mi się najbardziej. Wybór był też uwarunkowany moimi możliwościami technicznymi, poziomem, wymaganiami repertuarowymi w szkole czy na studiach, sugestiami profesora. Zawsze bliska była mi twórczość Chopina, Ravela, Schuberta, Szymanowskiego i Beethovena. Ale mogłabym długo wymieniać. W zasadzie w repertuarze większości wybitnych kompozytorów miałam kilka ulubionych pozycji. Utwory, których unikałam? Być może te, które były wbrew moim predyspozycjom technicznym i wrażliwości muzycznej. Czasami też, trzeba było zrezygnować z utworów po prostu dla mnie zbyt trudnych jak koncerty fortepianowe Prokofiewa czy Rachmaninowa.

Kiedy poczułaś, że pianino stanie się Twoim sposobem na życie?

W wieku 10 lat postanowiłam, że zostanę pianistką, ale w zasadzie nigdy nie sądziłam, że muzyka będzie moim zawodem. Trudno mi nawet dzisiaj nazwać to, co robię pracą, bo to raczej pasja, nieodłączna część mnie. To wielki dar od losu móc zajmować się tym, co się kocha.

Na koncie masz wiele projektów zarówno solowych, jak i tworzonych we współpracy z innymi wielkimi artystami. Z perspektywy czasu i doświadczeń, wolisz pracować na własny rachunek, czy dzielić potem sukcesy i porażki z innymi?

Lubię różnorodność. Nie wyobrażam sobie robienie tylko jednej rzeczy w tym samym czasie. To po prostu kłóci się z moją osobowością i tak było od zawsze. Uważam, że zajmowanie się kilkoma projektami pozwala też utrzymać świeżość, szczególnie w czasie występów. Nie bez znaczenia jest również możliwość podpatrywania innych artystów, ich sposobu ekspresji, pomysłów muzycznych, patentów. Próba z drugim człowiekiem to po prostu nauka muzyki, zawsze się czegoś uczę. Mam kilka takich przyjaźni muzycznych, bez których nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem np. mój studencki duet z kontratenorem Jakubem Józefem Orlińskim, czy później współpracą z wiolonczelistką Dobrawą Czocher, która trwa po dziś dzień. Uwielbiam jednak również ten czas, kiedy jestem sama. Sam na sam z muzyką. To daje mi poczucie nieskrępowanej wolności.



Esja – Twoje najnowsze „dziecko”, to płyta, która moim skromnym zdaniem, przynosi ukojenie. Uwielbiam jej słuchać zwłaszcza wieczorami – pozwala “przemielić” to, co się wydarzyło przez cały dzień i znaleźć punkt równowagi w każdym z utworów. Jak inni postrzegają Twoje granie?

Odczuć i komentarzy jest wiele. Co mnie cieszy najbardziej – są bardzo różnorodne. Fascynuje mnie, że każdy odczuwa tą muzykę po swojemu, łączy z innymi obrazami, wspomnieniami. Niektórym towarzyszy w podróżach, niektórym w porannej jeździe na rowerze, jeszcze innym w siedzeniu po nocach nad papierami. To wspaniałe, że po wydaniu muzyki na świat zaczyna ona żyć własnym życiem. Mogę to przyrównać do odchowania dziecka i wypuszczeniu z domu. Patrzę na to z dystansu, uśmiechając się pod nosem. Nie oceniam.

Plotka niesie, że Twoja najnowsza płyta powstawała w pewnym pokoju… Opowiedz nam tą historię.

Tak. A w zasadzie wszystko w jednym pokoju się zaczęło. Po przeprowadzce do nowego mieszkania w Warszawie, sprowadziłam również do pustego jeszcze wtedy pokoju moje pianino. Niezabałaganiona jeszcze przestrzeń, okazała się posiadać niezwykłe walory akustyczne. Zlepiła się organicznie z instrumentem. Bardzo szybko postanowiłam wykorzystać tą piękną szansę i razem z przyjacielem i reżyserem dźwięku – Piotrem Wieczorkiem spędzaliśmy czas wolny nagrywając w domowych warunkach. To był niezwykły okres. Nikt nas nie pośpieszał, powtarzaliśmy niekiedy jeden utwór po kilkanaście razy rozstawiając za każdym razem mikrofony w innym miejscu. I tak zostało do dzisiaj. Nadal tworzę w moim pokoju i nadal jest on moim małym laboratorium dźwięku.

W utworze “Luka”… czy ja słyszałam tam miauczenie kota?! No właśnie, dźwięki na płycie nie są sterylne – kompletnie wyczyszczone z tła przez studio nagrań. To było zamierzone?

Tak, do utwory Luka dodałam nagrania terenowe. Pomieszane odgłosy z Warszawy, Bieszczad i Reykjaviku.

Jak wygląda proces tworzenia Twojej muzyki? Melodie przychodzą same, w momencie, kiedy na przykład patrzysz na padający deszcz, czy na przykład śnisz o swoich melodiach?

Melodie zazwyczaj powstają w trakcie improwizacji przy instrumencie, ale często również w przypadkowych miejscach. Dlatego wszędzie noszę ze sobą telefon gotowy do zarejestrowania pomysłu na dyktafon. Raczej nie zdarza mi się inspirować sytuacjami. Moja muzyka pochodzi z muzyki. To co ją inspiruje to myśl o dźwiękach. Być może to niezbyt romantyczne podejście i wiele osób rozczaruje, ale okazuje się, że wielu kompozytorów ma podobnie. Dla mnie najpiękniejsza w muzyce jest po prostu muzyka. A nie fakt, że kojarzy mi się z jakąś sytuacją. Staram się wychodzić poza proste skojarzenia. Myślę, że dźwięk jest gdzieś ponad myśli. Jest pewnego rodzaju absolutem. Być może zatem, te melodie bardziej rodzą się w snach…


Hania Rani / fot. Nat Kontrakiewicz

Polscy słuchacze są bardzo specyficzni – trudno ich przekonać do pewnych gatunków muzycznych… Łatwo jest grać dla polskiej publiczności?

Trudno mi powiedzieć, bo nigdy nie myślałam o graniu dla kogokolwiek w kategoriach „łatwe – trudne”. Jeśli masz na myśli, że muzyka, którą wykonuje jest nieco bardziej wymagająca, niż muzyka popularna to myślę, że nie jest to właściwy trop. Zakładając, że słuchacz nie jest gotowy na muzykę bardziej ambitną jest niejako twierdzeniem, że nie jest on w stanie takiej muzyki przyswoić. Polska to kraj gdzie wbrew pozorom bardzo mocno zakorzeniony jest duch muzyki poważnej, czy jazz. Obserwując miłość do muzyki islandzkiej, czy takich wykonawców jak Nils Frahm czy Ólafur Arnalds śmiem twierdzić, że słuchacze tutaj mają bardzo mocno „otwarte” uszy. Jest dobrze!

I co dalej? W głowie już kiełkuje pomysł na kolejny projekt, czy skupisz się raczej na promocji bieżącego?

W głowie już wiele kolejnych projektów. I już powoli je realizuję.

Intensywnie koncertujesz – gdzie będzie można (w Polsce) posłuchać Cię w najbliższym czasie?

Trasę rozpoczął mój występ 25 kwietnia podczas festiwalu Spring Break w Poznaniu, następnie wystąpię w Warszawie 16 maja. Zapraszam również do, nie tak odległej, Pragi i Berlina. A latem na OFF Festival w Katowicach.

Muzykoholicy, to portal, który skupia swoją uwagę na młodych – gniewnych i utalentowanych. Ty swoje “pierwsze koty za płoty” masz za sobą. Jakimi radami mogłabyś się podzielić z tymi, którzy są dopiero na początku drogi?

Jeśli na czymś Ci zależy, jeżeli coś jest dla Ciebie naprawdę ważne – nie odpuszczaj. Ucz się, szukaj, patrz, czytaj. Słuchaj muzyki, która płynie z Ciebie. Fałsz jest wyczuwalny w mgnieniu oka. Szczególnie przez słuchaczy.



Zobacz więcej:

Facebook

You Tube