SPITFISH powstało na początku 2016 roku w Gdańsku. Chłopaki swoimi dźwiękami wzbudzają całkiem spore zainteresowanie za naszą zachodnią granicą.
Zapraszam do lektury rozmowy z zespołem SPITFISH. Postaram się w niej nieco przybliżyć Wam wizerunek kapeli. Dowiecie się m.in kiedy i jak uformowała się grupa, jaka muzykę grają, w czym zasłuchują się w wolnych chwilach, a także skąd pomysł na granie w maskach.
Polecam!
Karolina Filarczyk
Dawid Zwolan – Spitfish
Mocna muzyka od zawsze fascynowała młodych ludzi. Powiedzcie, dlaczego i Wy postanowiliście sprzedać swoje serce właśnie takim dźwiękom?
Chciałbym zacząć od tego że Spitfish, wcale nie jest zespołem super heavy. Gramy piosenki, które swobodnie możesz zanucić podczas przejażdżki rowerowej. Ubieramy je po prostu w nieco mocniejszą formę. Nie należymy od dłuższego czasu do grupy dwudziestolatków, ale w dalszym ciągu ten typ ekspresji sprawia nam dużo przyjemności. Jest w muzyce mocniejszej specyficzny typ energii, która uwalnia u nas serotoninę bardziej niż inne gatunki. Ot i wszystko 🙂
Jak powstawało SPITFISH?
Spitfish powstało jakiś czas temu, jako jednoosobowy projekt. Na początku bez jakichkolwiek sprecyzowanych planów, tylko i wyłącznie dla swojej satysfakcji. Dość szybko jednak zorientowałem się, że chciałbym rozwinąć swój pomysł, a do tego potrzebowałem odpowiednich muzyków, którzy zechcieliby mi towarzyszyć. Na tyle otwartych żeby, móc wejść w tą dość specyficzną formułę i ramy Spitfish.
Od jak dawna wspólnie tworzycie swoją muzykę? Co chcecie nią przekazać swoim słuchaczom?
Spitfish powstało trzy lata temu, czyli w 2016 roku. Nie jestem pewien czy mamy ochotę silić się na udawaną oryginalność żeby tylko zwrócić atencję przypadkowych przechodniów, jak to zwykle bywa przy promocji produktu. Wolelibyśmy budzić zainteresowanie ludzi, którzy gustują w nieoczywistych klimatach, lubią przerysowany mrok i świadomą tandetę… a przy okazji lubią muzykę rockową. Spitfish to dość mroczny, nieco romantyczny, jednak nie do końca poważny klimat. Będzie on odpowiadał tylko tym osobom, które są w stanie dostrzec subtelne mrugnięcie okiem z naszej strony. Osobiście wolałbym mieć jednak 50 oddanych fanów, którym rzeczywiście podoba się Spitfish i rzeczywiście nam kibicują, niż milion fanów na „fejsbuku”, z których większość, to cyfrowy, nic nie znaczący pył.

Dosłownie chwilę temu świętowaliście debiut płytowy, na początku tego roku wydaliście swój drugi krążek. Nad materiałem pracujecie zespołowo, czy każdy z Was ma ściśle wytyczone ramy, z których nie może się wychylić?
Z reguły wygląda to tak, że przynoszę na próbę jakiś pomysł, riff, linię wokalną, a ostateczny kształt kompozycji wykuwamy wspólnie. Staramy się nie ogranicza, jednak bardzo zależy mi na tym aby materiał był spójny i wpisywał się w naszą konwencję. Zawsze będą to piosenki, mniej lub bardziej złożone, jednak piosenki. Raczej nie zanosi się żebyśmy nagle zaczęli grać muzykę folkową. Chociaż nigdy nic nie wiadomo… 🙂
Słuchając Waszego materiału od razu na myśl przyszły mi kompozycje pewnych kapel… Ciekawe, czy moje skojarzenia pokrywają się z Waszymi działaniami… Nie pozostaje mi zapytać, z jakimi zespołami z Polski i świata identyfikujecie się najchętniej?
Wierz mi lub nie, jednak osobiście słucham ostatnio naprawdę bardzo niewiele muzyki rockowej – to tak jak z tym mechanikiem, który po powrocie z warsztatu nieszczególnie ma ochotę zajmować się jeszcze swoim samochodem 🙂
A jakiej muzyki słuchacie prywatnie?
Ostatnio słuchałem najnowszej płyty Liama Gallaghera „Why me, why not’, odświeżałem sobie Type o Negative 'October Rust’ a w moim odtwarzaczu samochodowym siedzi płyta z muzyką do filmu 'Jackie Brown’ Tarantino… Duża rozbieżność, nie?
Nasz perkusista Michał, który jest absolwentem wydziału jazzowego, z tego co wiem bardzo ceni sobie dobry jazz i dźwięki nie związane stricte z rockiem. Także jest u nas dość przewrotnie jeżeli chodzi o muzykę, której słuchamy. Wychodzimy z założenia, że niekoniecznie to, czego słuchamy prywatnie musi przekładać się na muzykę, którą tworzymy jako zespół. Nie jesteśmy typowymi 'metalheadami’, chociaż każdy z nas zaczynał od mocnej muzyki.
Waszej muzyki słucha się także w świecie. Wasze posty na portalach społecznościowych są pisane w dwóch językach. Czyżbyście się nastawiali na karierę poza naszym krajem?
Nastawiali, to duże słowo. Nasza płyta została nagrana w języku angielskim, co powoduje, że każdy fan rocka spoza naszego kraju będzie w stanie bezboleśnie i bez nerwowego przełykania śliny posłuchać tych numerów. Na pewno dobrze wiesz, że brzmienie języka polskiego dla obcokrajowca przypomina rysowanie paznokciami po tablicy szkolnej. Język angielski jest językiem uniwersalnym i powszechnym. Osobiście uwielbiam ten język, także za każdym razem kiedy tylko mam okazję, chcę go używać. Poza tym nie widzę powodu czemu mielibyśmy zamykać się tylko na jeden kraj, jeżeli chodzi o docieranie z naszą muzyką do potencjalnych odbiorców? Skądinąd wiem że Spitfish całkiem podoba się za granicami naszego kraju. W czerwcu podpisaliśmy kontrakt z niemiecką wytwórnią Sonic Seducer, która umieściła jedną z naszych kompozycji na swojej kompilacyjnej płycie. Całkiem nieźle jak na bardzo nowy zespół jakim jest Spitfish.
Większość zespołów, które pojawiają się na rynku są nijakie. Zero charakteru, zero tzw. pazura. W Waszym wypadku nie ma o tym mowy! Macie swój sceniczny wizerunek, materiały są przygotowywane według określonej sztampy. To pomaga, czy może jest jednak obawa, że zostaniecie zaszufladkowani na tych, którzy “grają w masce na scenie”?
Maski i charakteryzacja sceniczna nie są jakoś szczególnie nowatorskim pomysłem i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Mnóstwo zespołów stosowało ten zabieg przed nami. W naszym przypadku chodzi o to, że staramy się podchodzić holistycznie do całego konceptu. Każdy element Spitfish jest równie istotny. Dość mroczna charakteryzacja pasuje po prostu do horrorowego klimatu, w którym się poruszamy. A to jak będą o tym wszystkim mówić ludzie mniej mnie interesuje, ważne że robię to, co sobie założyłem.
Który z Was chłopaki jest fanem starych amerykańskich horrorów? Skąd moje pytanie? A choćby stąd, że czcionka, którą napisana jest nazwa Waszego zespołu, to szyld, wypisz – wymaluj, z afisza kinowego lat 60-tych, reklamującego chociażby “Potwora z Bagien”! 🙂 Ta “kinowość” także doskonale jest widoczna, chociażby w ostatnim Waszym klipie do “Swallow The Dust”. Przypadek? Nie sądzę 🙂
Jestem ich pasjonatem, uwielbiam, cenię i chciałbym mieć całą kolekcję 'Universal Monsters’ na półce w ekskluzywnych wydaniach 🙂
Podobnie jest z kolorami… czerwień, czerń. To już moje wariacje, czy faktycznie coś w tym jest?
Jeżeli chodzi o kolor, to bardziej złamany róż. Wiesz, wszystko dookoła tego zespołu jest sumą sprzeczności. Malujemy twarze, a nie gramy black metalu, gramy rocka, a rzadko zdarza nam się ostatnio słuchać takiej muzyki, nasza płyta jest praktycznie różowa. Mam wrażenie że Spitfish to monstrum, które żyje własnym życiem, na które nikt z nas nie ma do końca wpływu haha!!
Rok się powoli kończy. Macie już sprecyzowane plany na to, co wydarzy się 2020?
Życzylibyśmy sobie nagrać kilka nowych piosenek, zaskoczyć czymś nowym i przede wszystkim robić w dalszym ciągu to co robimy.
Was fani będą mieli możliwość jeszcze w tym roku gdzieś Was posłuchać?
Mamy nadzieję móc już niebawem zaprosić Was na koncerty. Tymczasem zapraszamy wszystkich do znalezienia nas w czeluściach Internetu i zbicie wirtualnej piątki!
Zobacz więcej: