[WYWIAD] „Nie myślimy w kategoriach „chcemy brzmieć jak KTOŚ” – Kisu Min u Muzykoholików

Kisu Min, to łódzki zespół z dużą szansą na sukces.  W prawdzie ich wspólna przygoda z muzyką ma niewielki staż, to ich plany sięgają bardzo daleko.
Na koncie mają wydaną mini płytę, prężnie także działają w social mediach – czy to wystarczy?
Zapraszam do lektury mojego najnowszego wywiadu z zespołem Kisu Min. Dzięki niemu poznacie lepiej grupę z Łodzi. Dowiecie się gdzie zaczęła się Ich wspólna droga w muzykę, jakie doświadczenia mają już na koncie i co planują na najbliższy czas.

Polecam!


Karolina Filarczyk

Ola i Michał (Kisu Min)

Jesteście zespołem, który zaczął swoją przygodę z muzyką całkiem niedawno. Opowiedzcie naszym czytelnikom, jak zaczęła się wasza wspólna historia.
Nasza historia zaczęła się w sklepie muzycznym, w którym Michał pracuje od kilku lat, a ja (Ola) zaczęłam pracę dwa lata temu. Swój trafił na swego i szybko się zaprzyjaźniliśmy! Z Agatą przyjaźnimy się od 3 roku życia, więc siłą rzeczy musiała dołączyć do bandy. Ja i Agatą od dłuższego czasu, po długiej przerwie od zespołowego grania zapragnęłyśmy stworzyć coś nowego, do czego brakowało nam oczywiście Michała oraz Basi  Oni również kilka miesięcy przed powstaniem Kisu Min dali ostatni koncert w zespole Revlovers. Podejrzewam, że zdążyli odpocząć i zatęsknić za zespołowym graniem W pigułce, najpierw spotkaliśmy się przy kawie, potem na salce, a teraz razem gramy, gotujemy, oglądamy filmy, gramy w kosza i generalnie się kochamy!



 


Kisu Min – co oznacza ta nazwa? 

Nazwa w języku esperanto oznacza „pocałuj mnie”. Pierwszą propozycją było Kyss Mig po szwedzku, zaczerpnięte z filmu o tym samym tytule, jednak spodobała nam się sama idea języka esperanto, które ma być językiem międzynarodowym, zrozumiałym dla wszystkich i podjęliśmy decyzję, że nazwiemy zespół Kisu Min.

Jaką muzykę gracie? Na których artystach bazujecie swoją twórczość?

Jeśli musimy określać co gramy, to głównie alternatywnego rocka z elementami indie rocka. Myślę, że nie bazujemy swojej twórczości na żadnym artyście, ale oczywiście są takie zespoły, które mniej lub bardziej nas inspirują, ponieważ… słuchamy muzyki. Czasami padnie na próbie zdanie typu: „Ten motyw brzmi trochę jak The Cure”, aczkolwiek często finalny aranż brzmi zupełnie inaczej. Nie myślimy w kategoriach „chcemy brzmieć jak ktoś”.

Michał, jesteś jedynym przedstawicielem płci męskiej w tym babińcu. Jak wytrzymujesz tą sytuację? (śmiech) Jesteś szefem, czy bardziej maskotką zespołu?

Nie jestem ani szefem, ani maskotką. Dziewczyny są moimi przyjaciółkami z którymi świetnie spędzam czas pisząc piosenki, grając próby czy koncerty. Nie ma w zasadzie niczego niezwykłego w takiej konfiguracji osobowościowej – wszystko wyszło spontanicznie, jak w życiu i to jest piękne. 

Zadania w Waszym zespole są podzielone, czy każdy z was ma z góry wyznaczone zadanie? 
Herbatę na próbie zwykle robi Agata, Basia często przywozi nam wegańskie pyszności i tak to jakoś leci! Na maile zazwyczaj odpowiada Michał, w social media udzielam się ja. W samym graniu każdy ma swój wkład, a teksty do piosenek jak dotychczas są Michała. 

Wasz mini album, jak go nazywacie, został wydany w marcu tego roku. Co od tamtego momentu wydarzyło się w Waszym życiu „zespołowym”?

Na dobrą sprawę nawet jakiś tam sukces komercyjny nie zmieni tego, co czyni nas zespołem – chodzi nam o pisanie jak najlepszych piosenek i graniu jak najlepszych koncertów – na tym cały czas się skupiamy.  Ciągle piszemy i aranżujemy utwory na nasz debiutancki album. Czujemy dodatkową ekscytację, bo w proces powstawania płyty zaangażował się Ronald Bood, człowiek który w Szwecji na Rock’n’rollu zjadł zęby. 

Kiedy możemy spodziewać się płyty długogrającej z prawdziwego zdarzenia?

Obraliśmy pewną drogę, nie idziemy na skróty, wiemy jak album ma zabrzmieć, mamy niezłe studio i naprawdę dobrego producenta. Brak funduszy nieco spowalnia proces nagrywania, ale wszystko to, co zarabiamy na koncertach inwestujemy w nagrania. Ciężko przewidzieć na kiedy się wyrobimy. Mamy nadzieję, że w 2019 roku. 

Dopiero co skończyliście pracę nad Waszym najnowszym teledyskiem. Która piosenka została przez zespół wyróżniona? Jak będzie wyglądał klip?

W woli ścisłości – zrobiliśmy zdjęcia do dwóch klipów: Elevator Pitch i Leavers Dance. Elevator Pitch – jest luźną impresją nakręconą techniką poklatkową – ukazuje naszą drogę z domu na próbę, rozkładanie sprzętu i granie próby. Bardziej ciekawostka niż poważny teledysk. Natomiast Leavers Dance – jest bardziej przemyślaną sprawą – gramy na biały tle – a z tyłu pojawiają się różne hasła, napisy często wypisywane podczas ważnych momentów w historii – np. napis PIG! który napisała grupa Charlesa Mansona podczas mordu na Sharon Tate… Chcemy ukazać kawałek historii człowieka i jego kultury i w ten kontekst wpisać nasz utwór, który jest wyrazem buntu przeciwko zastanej rzeczywistości. Dzieje się źle na świecie, naprawdę tego nie widać? Stąd punk rockowy klip do punk rockowej piosenki. 



Kiedy przewidujecie premierę teledysku i singla?
Na jesień. Myślimy, że będzie to koniec września lub początek października. 

Jak na młody stażem zespół, daliście już sporo wywiadów, odwiedziliście sporo rozgłośni radiowych. Sądzicie, że Wasza muzyka ma szansę zaistnieć?

Nie nam to oceniać, ani o tym decydować. Czy nam na tym tak naprawdę zależy? To by było miłe, bo moglibyśmy wbić szpilę kilku ludziom, których nie lubimy, ale zespół nie powstał po to. Zespół powstał dla piosenek, prób i koncertów, dla nagrań. Będziemy to robić dopóki będziemy czuć wewnętrzną potrzebę realizacji w ten sposób.  Jeśli ludzie będą potrzebować naszych piosenek będzie wspaniale, ale jeśli nie, wystarczy nam, że my ich potrzebujemy.

Songwriter Łódź Festiwal… Co to za impreza? W jakim charakterze Wy się 
tam pojawicie?
Jest to łódzki festiwal, gdzie artyści występują na Piotrkowskiej. Ideą główną jest to, że wykonawcy są też autorami granych piosenek i w takim charakterze tam wystąpimy.

Planujecie występu na innych festiwalach? A może w zanadrzu szykujecie występ w jakimś talent show?

Co do festiwali… Nie nam to planować. Chętnie zagramy wszędzie tam gdzie zostaniemy zaproszeni i gdzie zostaną spełnione określone w naszym riderze warunki. Co do talent show… Uważamy, że to zło wcielone, w żaden sposób nie służące artyście i jego sztuce. Głównymi bohaterami tej szopki są grubo opłacone jury, które często zaprzedając swoje ideały małpują przed spragnioną taniej rozrywki masą. Wszystkim zespołom, które tworzą coś własnego szczerze ODRADZAMY udział w tym badziewiu. Idźcie własną drogą, bądźcie sobą i piszcie muzyką własną historię. Talent Show nie jest Wam do niczego potrzebny i trzeba w końcu zacząć głośno o tym mówić.

Gdzie będzie można Was posłuchać w najbliższym czasie? Bazujecie głównie na łódzkiej scenie muzycznej, czy jest szansa, by posłuchali Was ludzie z innych części naszego kraju?

Jesteśmy otwarci na wszystkie propozycję zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Poza Songwiterem nie mamy w planach żadnych koncertów, ale wiemy z doświadczenia, że tych nieplanowanych jest niemało, więc na pewno niebawem pojawią się informacje o nowych gigach.



Zobacz więcej:

Napisz komentarz