Sądzicie, że muzyka elektroniczna może być nudna? Otóż nie! I Olga Polikowska jest tego doskonałym przykładem. Młoda, zdolna i utalentowana artystka, potrafiła okiełznać elektroniczny bit w taki sposób, by, każdy w Jej muzyce znalazł coś dla siebie.
Zapraszam do najnowszej rozmowy z portalem Muzykoholicy.com! Olga opowie nam min., jak zaczęła się Jej przygoda z muzyką, co spowodowało, że akurat ten rodzaj dźwięków zdobył Jej serce, a także kiedy możemy spodziewać się pełnokrwistego krążka.
Polecam!
Karolina Filarczyk
Olga Polikowska
Chyba każda mała dziewczynka zapytana o to, kim będzie jak dorośnie, odpowiada, że piosenkarką. A Ty kim chciałaś zostać jak byłaś mała?
Szczerze mówiąc, to nie pamiętam. Powielę jednak nieco stereotyp, gdyż podczas spotkań rodzinnych nagminnie wchodziłam na stoły i krzesła, żeby śpiewać zmyślone piosenki. Na któreś święta dostałam w końcu zabawkowy mikrofon. Był taki różowo-zielony i generował echo. Nie rozstawałam się z nim na krok i chyba wówczas chciałam zostać piosenkarką. Ten pomysł umknął w momencie pójścia do szkoły muzycznej. Później marzyłam już tylko o byciu instrumentalistką.
Podobno z muzyką jesteś związana od zawsze. Czyli tak dokładnie, to od kiedy?
Tak dokładnie, to od siódmego roku życia, bo właśnie wtedy zaczęłam edukację w szkole muzycznej. Na początku były skrzypce, a na późniejszym etapie również pianino. W domu muzyka była kolejnym członkiem rodziny, mama słuchała z winyli Cohena i Maanamu. Ten długi związek niezaprzeczalnie stał się podwaliną pod to, jak później ukształtowała się moja relacja z muzyką.
Twoi ulubieni artyści, z których czerpiesz natchnienie, to…
Jest ich całkiem sporo, więc najlepiej odwiedzić moją playlistę na Spotify lub Tidalu. Tam znajduje się mega dużo muzyki, która mi towarzyszy i inspiruje. José James, Lianne La Havas, Jamie Woon, Solange i James Blake. A jest to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Pięć płyt, z którymi się nie rozstajesz nawet na krok, to…
Ciężko się tak ograniczyć. Na pierwszym miejscu w moim sercu niezmiennie Bonobo i „Black Sands”. Można to uznać za uzależnienie, ale pewnych rzeczy nie można się wyprzeć i nic tego nie zmieni. Kolejne płyty to „Devotion” Jessie Ware, „Tak po prostu” Poluzjantów, „Take Me to the Alley” Gregory’ego Portera i każda płyta Michaela Jacksona.
Muzykę, którą grasz, dziennikarze nazywają electro-popem. A Ty sama jak ją definiujesz?
Przede wszystkim jako muzykę elektroniczną. Różne elementy pojawiają się w muzyce, więc ciężko być w tym temacie aż tak jednostronnym. Dla mnie definicje i szufladki odbierają polot i wolność. Po co to sobie robić?
Co takiego pociągającego jest w dźwiękach z komputera, że aż tak mocno Cię inspirują?
Myślenie, że muzyka elektroniczna to tylko dźwięki z komputera jest mocno niesprawiedliwe i błędne. To jakiś utarty schemat w głowach osób, które elektronikę utożsamiają z klikaniem dwóch przycisków i staniem obok. Tymczasem jest to dużo bardziej złożone niż by się mogło wydawać. Muzyka, którą tak lubię i którą przy okazji tworzę, to nie tylko syntetyczne brzmienia. To cała paleta możliwości i barw oraz fun z odkrywania nowych dźwięków. W tym wszystkim chodzi o to, żeby wykorzystywać jak najwięcej żywych, bądź autorskich brzmień i wtedy nakładać na nie efekty. Tworzyć coś niepowtarzalnego i charakterystycznego tylko dla swojej osoby.
Zatem żyjesz nie tylko muzyką elektroniczną. W tym roku wzięłaś chociażby udział w projekcie „Młodzi Osieckiej”. Powiedz nam coś więcej o tej płycie.
Kiedy otrzymałam propozycję zaśpiewania utworów Agnieszki Osieckiej, ani przez chwilę się nie wahałam. To ogromne wyróżnienie i pomimo tego, iż czułam swego rodzaju presję, bo przecież twórczość tej artystki była już interpretowana na tyle różnych sposobów, to szalenie chciałam wziąć udział w tym przedsięwzięciu i sprostać wyzwaniu. To taki ukłon w stronę mojego wcześniejszego epizodu związanego z aktorstwem. Wówczas bardzo zagłębiałam się w piosenki aktorskie i poezję śpiewaną, a co za tym idzie, taki repertuar jest mi mega bliski. Cieszę się, że mogłam się pokazać z trochę innej strony.
Nagrasz jeszcze coś w podobnych klimatach?
Jeśli tylko nadarzy się taka okazja, to z wielką przyjemnością. Czekam na propozycje.
Twoja debiutancka EP-ka ukazała się w kwietniu tego roku. „Blask” zebrał bardzo dobre opinie wśród słuchaczy i dziennikarzy. Teraz przyszedł czas na nowy etap. Jest trema?
W sumie to nie. To raczej kontynuacja tego, co już udało się zrobić. Ufam sobie i swoim odczuciom co do muzyki. Dlatego nie boję się tego, że któryś z nowych utworów komuś się nie spodoba. Każdego gustu i tak nie da się zadowolić. Moja muzyka ma być przede wszystkim spójna z moimi oczekiwaniami.
Twój najnowszy utwór to wakacyjny „Szum”. W informacjach prasowych czytamy, że jest to singiel. Czyżby kryła się pod nim zapowiedź płyty?
Jak najbardziej! Pierwszy etap, czyli EP-kę, mam już za sobą. Teraz czas na płytę długogrającą. Prace trwają, materiał się gromadzi. Mam nadzieję, że pójdzie sprawnie i że wcale tak długo nie trzeba będzie na tę płytę czekać.
„Szum” to letnia noc i dzień. Co dokładnie oznacza ta myśl?
Nie wiem czy powinnam i czy chcę zdradzać takie detale. Lubię to, że dla każdego jest to jakaś inna myśl. Mogę powiedzieć tylko tyle, że pierwotnie wcale nie chodziło mi o termin związany z porą roku.
Możesz opowiedzieć trochę o tym jak wyglądała praca nad tym utworem?
„Szum” powstał, gdy kończyliśmy pracę na EP-ką. Mniej więcej w tym samym czasie graliśmy koncert premierowy i założyliśmy, że chcemy zacząć właśnie tym utworem. Tak też się stało. Trochę pod presją i ciśnieniem, ale udało się wyrobić na czas.
Mam wrażenie, że ten kawałek sporo różni się od piosenek z „Blasku”. Czyżby lekka zmiana frontu muzycznego?
Ciężko powiedzieć czy sporo, ale na pewno słychać w nim większą dojrzałość w komponowaniu. Cały czas szukam, cały czas się uczę i rozwijam. Różnorodność jest ciekawa, dlatego chcę, aby piosenki, które oglądają światło dzienne, takie właśnie były. Jedne nastrojowe, drugie chilloutowe a trzecie na przykład taneczne i klubowe.
Jaki jest odbiór „Szumu”? Jaki feedback dostałaś od fanów?
Bardzo pozytywy, co oczywiście ogromnie mnie cieszy. Myślę, że dla sporej części osób trąbka była sporym zaskoczeniem. Pierwszy raz użyliśmy jej w nagraniu studyjnym, dlatego słuchacze, którzy jeszcze nie byli na naszych koncertach, mogli być nieco w szoku.
Wakacje na półmetku. Kiedy i gdzie będziemy mogli usłyszeć Cię w najbliższym czasie?
W Warszawie nad Wisłą. Dokładnie 22 sierpnia w ramach cyklu koncertów Boulevards Live Music. Szczegóły dostępne są na moim profilu na Facebooku. Na pewno będę tam też informowała o kolejnych występach. Zapraszam też na mojego Instagrama.
Jakiś urlop w międzyczasie?
Przedsmak urlopu miałam w czerwcu, więc na razie nic większego się nie zapowiada. No, chyba, że w ostatniej chwili wskoczy jakiś spontaniczny wyjazd. Trzeba korzystać z pogody, która pozytywnie nastraja do pracy. Im więcej uda się teraz zrobić, tym lepiej. Z doświadczenia wiem, że gdy przyjdą jesień i zima, pokłady kreatywności nieco zmaleją. Dlatego też teraz zasuwam, ile się da.
EP-ka „Blask” radzi sobie bardzo dobrze, „Szum” nieźle się rozkręca. Czego nasza redakcja powinna Ci życzyć na najbliższe miesiące?
Wielu spotkań na żywo i coraz większej liczby słuchaczy. Reszta sama się ułoży.
Zobacz więcej: