#gwiazdynarozbiegu: Frankenstein Children – „Jeśli wewnętrznie będziemy się rozwijać i poszerzać horyzonty to też muzyka będzie inna”

Frankenstein Children czwórka przyjaciół kochających muzę, nie tylko na scenie, ale i poza nią. Ich sympatia do siebie nawzajem oddziałuje szybko na ludzi, przez co nie sposób w ich towarzystwie czuć się źle. Charyzma, tak to jest to co zdecydowanie ich wyróżnia na tle innych zespołów. Młodzi wiekiem, nie stażem. Grają od 2013 roku, mają na swoim koncie EPkę, debiutancki album „I’m Here Somewhere” oraz najnowszy wydany w kwietniu „Patience”, który spotkał się z wieloma pozytywnymi opiniami. Kując żelazo póki gorące zespół nie zwalnia tempa i już pracuje nad kolejnymi nowościami. Jacy są na scenie i poza nią? Skąd wzięła się nazwa ich zespołu – o tym i o wielu innych rzeczach porozmawiałam z Szymonem, Wojtkiem, Danielem i Radkiem 🙂

Roksana: Zacznijmy od Waszego składu – na początku była Was trójka – Szymon, Wojtek i Daniel, dopiero później dołączył do Was Radek.

Daniel: Historia jest taka, że na etapie nagrywania płyty pojechałem do Niemiec do pracy, bo potrzebowałem gotówki. Znaliśmy Radka z innego zaprzyjaźnionego składu i jakoś tak się stało, że połączyliśmy siły.

Szymon:​ Tak, i zagraliśmy pierwszy koncert w trójkę.

Radek:​ Grałem na wtedy perkusji.

Daniel:​ Mnie wtedy nie było, więc chłopaki się spotkali i w takim okrojonym składzie zagrali pierwszy koncert. Pamiętam, że Piotruś, taki fan z naszego rodzinnego miasta napisał wtedy do nas na Facebooku, co się ze mną stało. To było bardzo kochane! Później, gdy już wróciłem, zaczęliśmy się bardziej oswajać.

Radek: Kiedy Daniel był w Niemczech, jeździliśmy już w tym czasie we dwójkę z Szymonem na nagrania do Krakowa. Wtedy jeszcze było to niezobowiązujące, ale potem jakoś tak naturalnie wyszło, że zostałem.

Szymon: Fajny był ten czas. Pamiętam, że było wtedy bardzo słonecznie i wychodziliśmy sobie przed studio, nad Wisłę i tworzyliśmy wokale nad rzeką.

R: Was chyba ogólnie kręcą takie sielskie klimaty, bo drugi album powstawał też w malowniczych Bieszczadach? Sielskie i na przekór bardzo nowatorskie, bo część nagrań do „Patience” zrealizowaliście w specjalnie wybudowanym w studio, statku kosmicznym.

Szymon:​ Tak, dokładnie.

Wojtek:​ Potrzebowaliśmy odizolowanego miejsca, gdzie nikt nie będzie wpływał na nasz proces twórczy, żebyśmy mogli sami, wspólnie się temu oddać. Właśnie dlatego, razem z naszym producentem Marcinem Paterem, pojechaliśmy w Bieszczady i na dwa tygodnie zamknęliśmy się w domu, z którego zbudowaliśmy studio muzyczne od podstaw. Wykorzystaliśmy cały domek, każdy pokój, książkę, wszystko co tam było, żeby ten materiał nagrać.

Radek:​ I od tamtej pory mamy tradycję, że co roku jedziemy w Bieszczady, by tworzyć i improwizować.

R: Czyli jak teraz pojedziecie w Bieszczady to możemy spodziewać jakiegoś nowego materiału?

Radek:​ Byliśmy już w tym roku, tak trochę bardziej towarzysko, bo zabraliśmy ze sobą kilku przyjaciół, jednak mimo wszystko coś tam powstało.

R: Wasza nazwa. Niezwykle intrygująca, na pewno niesie za sobą jakąś ciekawą historię.

Radek:​ Ja się nie wypowiadam (śmiech)

Szymon:​ Ja też nie (śmiech)

R:​ Nikt nie chce mówić, no ale ktoś ją musiał wymyślić! Radek:​ Wojtek jest odpowiedzialny! (śmiech)

Daniel:​ Jesteśmy z Ząbkowic.. (*Ząbkowice Śląskie z niem. Frankenstein)

Radek:​ A przecież wszyscy wiedzą, że Ząbkowice przed wojną nazywały się…

Daniel:​ …a, że byliśmy młodzi i musieliśmy zagrać pierwszy koncert, to taka nazwa gdzieś tam padła, nawet nie z naszej strony, tylko jakby ktoś to nam zasugerował i pomyśleliśmy, że no dobra może być, ale na chwilę.

Szymon:​ Tymczasowo.

Wojtek:​ Walczyliśmy z tym, próbowaliśmy to zmienić. Siedzieliśmy w szkole w ławkach i pisaliśmy SMS – y z propozycjami różnych nazw.

R: I co, nic z tego nie wyszło?

Daniel: Potem było już za późno. Wiem, że wszyscy mogą myśleć, że gramy jakąś ciężką muzykę i czasem to jest zabawne, jak przychodzisz na koncert i publiczność spodziewa się mocnego grania.

R: Przy produkcji pierwszego albumu również towarzyszył Wam producent?

Wojtek:​ ​Bardziej bym go nazwał realizatorem.

Daniel:​ ​To było na takiej zasadzie, że jeździliśmy do niego i najpierw wszystko nagraliśmy, nie mieliśmy wtedy takiej świadomości na temat tego, co konkretnie chcemy uzyskać. Dlatego w efekcie ta płyta może sprawiać wrażenie nieco nieokrzesanej, bo jedne kawałki były bardziej zróżnicowane inne mniej. Nagraliśmy ją z Danielem Gąsiorowskim z Opola.

R: Czyli Daniel złączył te wszystkie Wasze pomysły w jedno, tak?

Daniel: Tak, w zasadzie one już były i on nie ingerował artystycznie w ten materiał tak, jak robi to producent. Wykonał te wszystkie zabiegi, ale też w samym procesie tworzenia się specjalnie nie angażował.

R: Drugi album powstawał już pod okiem profesjonalnego producenta – Marcina Patera. Który rodzaj pracy nad albumem odpowiada Wam bardziej?

Radek:​​​ Praca z Marcinem, czyli takim producentem, który angażuje się w proces twórczy, też była świetna, bo nauczyła nas pokory, której trochę nam brakowało. To w dużej mierze otworzyło nam oczy na to, jak ważna jest prostota. Dzięki temu teraz, tworząc nowe rzeczy, jesteśmy w stanie produkować je samodzielnie.

Daniel:​ Zaufaliśmy w pewnych kwestiach Marcinowi i to się opłacało. Mówię to teraz w kontekście czasu. Takie małe różnice zdań, jakie czasami mieliśmy, mogą prowadzić nie tyle do konfliktu, co do zawziętej dyskusji i właśnie często sugestie Marcina, po czasie okazywały się dużo bardziej trafne niż nasze. To było mega fajne, bo też poznaliśmy i zrozumieliśmy zupełnie inne oblicze muzyki oraz tworzenia.

Radek:​ Bywało, że utworów, które trwały 6 minut stały się utworami, dwukrotnie krótszymi.

Daniel: Jak przyjechaliśmy do tego domku, zbudowaliśmy sobie to studio i zaczęliśmy grać to mieliśmy takie numery, że jakbyś je teraz usłyszała, to byś nie wiedziała co to za kawałki. No może nie wszystkie, bo w większości motywy pozostały te same, ale piosenki się trochę skróciły, zmieniły swoją formę czy instrumentarium.

Wojtek:​ Zyskały taki wyraz bardziej gitarowo – elektroniczny.

R: Często ta współpraca wymagała od Was pójścia na kompromis?

Daniel:​ ​Tak, wiele razy.

Szymon:​ ​Z początku najbardziej, bo potrzebowaliśmy czasu na poznanie się i rzeczywiście pod kątem zmian w piosenkach, ten pierwszy kontakt był najbardziej intensywny. Później jak już jeździliśmy do Krakowa regularnie to już, myślę, że można tak powiedzieć, byliśmy przyjaciółmi i nabraliśmy do siebie większego zaufania, przez co pracowało nam się wtedy już dużo łatwiej.

Daniel: Odnaleźliśmy się, bo bywały takie momenty, że..

Wojtek:​ …że byliśmy związani z pewnymi partiami i trudno było nam je zmienić.

Daniel:​ Właśnie. Na przykład Marcin powiedział nam bardzo ważną rzecz, która zmieniła nasze spojrzenie na to co robimy – żeby nie patrzeć na piosenkę z perspektywy własnego grania, tylko że należy na nią spojrzeć z perspektywy całości, rozszerzyć swój punkt widzenia. To jest niby takie banalne i proste, żeby patrzeć bardziej holistycznie, jednak nie jest to aż tak oczywiste, gdy się za bardzo wgłębiamy w proces twórczy.

Radek:​ Tak, to jest bardzo mądre słowo (śmiech)

Daniel:​ ​To jest takie niby oczywiste, ale jednak nie myślisz o tym. Jakby bardziej ten egoizm nami rządzi i trzeba nam było nabrać więcej pokory, o czym Radek wcześniej wspomniał. Więc było wiele takich akcji, gdzie momentami siadaliśmy i rozmawialiśmy godzinę na jakiś jeden temat.

Szymon: Tylko, że to były takie przyjacielskie dyskusje.

Daniel:​ Właśnie. Takie bardziej twórcze dyskusje. I to było spoko.

R: Utwór ​„Oddech”​ otwiera Waszą najnowszą płytę. Jest on też najmłodszą częścią albumu.

Wojtek:​ ​Tak, miało go w ogóle nie być.

Daniel:​ My go określamy takim dzieckiem tej właśnie współpracy z Marcinem.

Radek:​ Ta piosenka powstała bez udziału Marcina. On ją na samym końcu przepuścił przez swoje analogowe urządzenia, żeby to brzmiało spójnie z resztą, ale samymi nagraniami i produkcją zajęliśmy się sami. Gdy zrobiliśmy ten numer, to album mieliśmy praktycznie zamknięty. Zmiksowany, po masteringu i gotowy do wydania, no ale stwierdziliśmy, że ten kawałek musi na niego wejść, bo inaczej straci swój potencjał i byśmy tego żałowali.

This slideshow requires JavaScript.

R: Na krążku pojawia się też gościnnie Konrad Nikiel z Clock Machine. Podejrzewam, że to Marcin Was połączył?

Radek:​ Kolegujemy się.

Wojtek:​ Dzięki Marcinowi poznaliśmy trochę bardziej to krakowskie środowisko.

Radek:​ ​Znaliśmy się wcześniej. To, że ta płyta tak długo powstawała, też było fajne z tego względu, że mieliśmy trochę czasu, by poobcować z tymi ludźmi i się, najzwyczajniej w świecie, zakolegować. Tak wyszło, że Konrad chciał zaśpiewać u nas.

Szymon: Ostatnio też gdzieś wspominał, że zna tę płytę na pamięć (śmiech).

Radek:​ Pojawia się też Kuba Jaworski, czyli Gypsy and the Acid Queen.

R: W jednej z recenzji przeczytałam ​”Patience” przeczytałam  zdanie „sielski klimat w wielkim mieście” i strasznie te słowa pasują mi nie tyle do płyty co do Was. Pochodzicie z małych miejscowości, ale żyjecie we Wrocławiu.

Daniel:​​ Wiele rzeczy sprowadziło nas do Wrocławia, tam się wszystko zaczęło i bardzo kochamy to miasto.

Radek:​ Chociaż teraz mamy sinosuidę jeśli chodzi o miłość do Wrocławia, bo rozkopane jest pół miasta i są straszne korki! (śmiech)

Daniel: Tak, żyjemy teraz w takim skomplikowanym statusie, bo jest bardzo ciężko jeśli chodzi o komunikację. Lubimy wracać do naszych rodzinnych miejscowości i doświadczać przyrody, natury. Gdzieś tam się wyciszać. Nasze muzyczne dusze i wrażliwości odkrywają różne rzeczy, nowe dla siebie i to też pozwala nam się rozwinąć, osobiście i wewnętrznie. To jest bardzo potrzebne. Mam taką teorię, że jeśli wewnętrznie będziemy się rozwijać i poszerzać horyzonty to też muzyka będzie inna.

R: A jakie jest Wasze ulubione miejsce we Wrocławiu?

Radek:​ Mamy takie miejsce, gdzie sobie siedzimy i gdzie mamy ekipę znajomych muzyków, artystów. Różnych twórców, z którymi dzielimy tę przestrzeń. Tam się cały czas spotykamy, wymieniamy pomysłami i dużo rozmawiamy. To też bardzo nas uczy i kształtuje. Wszyscy nawzajem się przy sobie rozwijamy, każdy z każdym coś robi i w jakimś stopniu współpracuje.

R: Usłyszeliście kiedyś coś takiego, na temat Waszej muzyki, co Was mocno poruszyło?

Radek:​ ​Że zmieniła czyjeś życie.

Wojtek: Tak, była taka dziewczyna, która napisała recenzję o tytule mówiącym o tym, że są płyty, które zmieniają życie i jedną z nich jest nasza.

R: Nie boicie się trochę tej odpowiedzialności, gdy Wasza muzyka jest tak bardzo poważnie odbierana przez niektórych słuchaczy?

Daniel:​ ​Kiedy tworzymy muzykę, zawsze robimy to na poważnie i dużą wrażliwością. Kochamy granie, bo to nas połączyło. Chcemy ludziom dawać totalnie szczere emocje. Bardzo budujące są sytuacje, kiedy ktoś po koncercie podchodzi i mówi, że zrozumiał ten nasz przekaz.

This slideshow requires JavaScript.

R: Czy macie podczas koncertów takie ulubione momenty, na które czekacie z niecierpliwością, ciekawością na reakcję publiczności?

Daniel:​ Mamy teraz taki moment, którego nie mogliśmy się doczekać, kiedy pierwszy raz zagraliśmy na żywo nowe numery.

Radek:​ Zazwyczaj nie spodziewamy się żadnych reakcji. Jeździmy bez żadnych oczekiwań. Nie zastanawiamy się, ile będzie ludzi na koncercie, tylko żeby dać z siebie wszystko i zrobić to jak najlepiej.

Daniel:​ ​Też mi się tak wydaje. Dzięki takiemu podejściu zawsze, cokolwiek się nie wydarzy, jest fajnie, bo robimy ciągle to co lubimy.

R: Macie za sobą występy na Pol’and’Rock Festival, Spring Break czy, trzykrotnie w tym roku, na Slot Art Festival. Czy stresowaliście się tymi koncertami bardziej niż innymi?

Wojtek:​ Ja chyba tak nie miałem.

Szymon:​ Zawsze jest jakiś dreszczyk.

Radek:​ Może to trochę egoistyczne, ale w takich momentach myślimy w pierwszej kolejności o sobie. Żebyśmy my się dobrze czuli ze sobą i żeby ten dzień był przyjemny i poukładany pod względem naszej relacji. Był kiedyś taki bardzo spontaniczny koncert, nasz ostatni już na Slocie, bo były trzy. Musieliśmy zagrać go bez Daniela, bo akurat wtedy wyjeżdżał na urlop, którego nie dało się przełożyć. Nie mieliśmy żadnej próby przed, bo to wszystko działo się dzień po dniu i nie wiedzieliśmy, co się wydarzy, więc po prostu nazwoziliśmy dużo gratów z salki i na dzień dobry powiedzieliśmy publiczności, że sami nie wiemy co się wydarzy, ale mogą być jednocześnie dumni z tego, że są częścią historii.

R: I ten ostatni, spontaniczny pewnie udał się najlepiej?

Wojtek:​ No tak (śmiech), znaczy ze wszystkich trzech na Slocie. Daniel sorry, ale ja byłem najbardziej z niego dumny.

Daniel:​ Nie no, ja to rozumiem. Było to coś nowego. Ja na przykład się stresuję przed każdym koncertem. Muszę wtedy powiedzieć chłopakom „słuchajcie, ja się stresuje”.

R: Wracając do płyty, macie jakiś ulubiony utwór?

Radek: Mój to chyba „I Don’t Wanna Be Good”.

Wojtek: Ja lubię „Oddech”.

Daniel:​ „Oddech”.

Szymon​: Nie mam ulubionego. „Oddech” taki symboliczny. „Changes” też bardzo lubię. Króciutki, ale był kiedyś całym, skończonym utworem, który ostatecznie przyjął formę skitu.

R: Za teksty jest w całości odpowiedzialny Szymon, tak? Czy chłopacy Ci w jakimś stopniu w nich pomagają?

Szymon:​ ​Tak (śmiech) chłopacy mają tylko później bekę (śmiech)

Radek:​ ​We wszystkich partiach jakie tworzymy, uważnie słuchamy siebie nawzajem i sugerujemy sobie różne rzeczy. Tak jak np. Szymkowi czasem zasugerujemy, żeby jakieś słowo zastąpił innym, tak też jest w kwestiach instrumentalnych. Mimo, że każdy ma jakąś swoją rolę w zespole, to pod spodem wszyscy tworzymy jedno.

Szymon:​ ​Wydaje mi się, że pisząc teksty, w wielu przypadkach wychodzą one, może nie naturalnie, ale podświadomie. Ja mam tak, że widzę w swoich tekstach jakiś całościowy sens dopiero po ich napisaniu, na samym końcu procesu. Wcześniej nie skupiam się na każdym możliwym szczególe.

Radek: ​Ale są też czasami takie sytuacje, że tekst zupełnie nie pasuje do jakiejś piosenki. Może też dlatego mówimy o „Oddechu”, że jest takim naszym ulubionym utworem, bo wyszedł praktycznie od razu. Pako przyszedł, zaśpiewał i nie było zastrzeżeń do niczego. Kompletnie. I to było fajne.

R: Kopiąc głębiej w Waszej przeszłości znalazłam informację o koncercie we Włoszech podczas Największego Wyścigu Autostopowego. Co to takiego?

Daniel: ​Zaczynając od początku. To jest taka impreza, którą organizują studenci Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. To jest wyścig, w którym startuje 500 par i jadą do jakiegoś miasta w Europie.

R: Będąc już przy takich nietypowych miejscach – gdzie jeszcze chcielibyście zagrać?

Radek:​ ​Ja bym chciał zagrać koncert na szczycie jakiejś góry. Daniel:​ ​ ​ Ja bym na przykład chciał zagrać taki mały koncert, gdzieś za granicą. Niekoniecznie z zespołem, ale sam. Na gitarze. Może nie na ulicy, ale w takim miejscu gdzie jest jakaś górka, dużo przyrody i może być nawet scena zrobiona z palet i mikrofon. Wojtek:​ ​ ​ Wszędzie, grać jak najwięcej.

R: Jakie są Wasze plany na teraz? Odpoczynek, koncerty czy praca nad nowym materiałem?

Radek:​ ​Kurcze, nowy materiał mamy już praktycznie skończony. (śmiech)

Daniel: Złapaliśmy taką myśl, że po prostu trzeba nieustannie działać i robić nowe rzeczy

Wojtek: Ale zanim nowa płyta, zagramy jeszcze kilka koncertów na których będzie można usłyszeć ten materiał przedpremierowo – dlatego jeszcze serdeczniej na nie zapraszamy 🙂

R: W takim razie nic tylko wypatrywać dat najbliższych koncertów!

Szymon: Oczywiście 🙂 O wszystkim informujemy na naszym FB i już niedługo pojawiał się pierwsze ogłoszenia koncertów, które zagramy w nowym roku 🙂

R: Więc szybkiego do zobaczenia 🙂 Dzięki chłopaki za rozmowę 🙂

Radek: My również baaaardzoo dziękujemy i do zobaczenia na koncertach!

This slideshow requires JavaScript.


Zajrzyj po więcej:

FB: https://www.facebook.com/frankenstein.children/

Instagram: https://www.instagram.com/frankenstein.children/

YouTube: https://www.youtube.com/channel/UCFGS1YydA4udGtf9AQKh2UA