Niby była obecna , ale jakby jej nie było. Muzyczne obecna, ale na płytę swoim fanom kazała czekać długo. O kim mowa? Panie i Panowie! Ewelina Flinta!
O nadchodzącej premierze nowej płyty, o kampanii społecznej, w którą Ewelina wkłada całą siebie, a także o tym, co niebawem…
Zapraszamy do lektury!
Karolina Filarczyk
Ewelina Flinta
? Nareszcie jesteś! Nie ukrywam, że bardzo czekałam na Twój powrót na scenę. Co skłoniło Cię, by znów wrócić do jaskini lwa? Bez muzyki naprawdę nie da się żyć?
Bardzo mi miło, że czekałaś. Dziękuję. Za każdym razem, gdy słyszę te słowa, czuję wzruszenie. Wygląda na to, że nie da się żyć bez muzyki, ale prawda jest taka, że właściwie nigdy nie zrobiłam sobie od niej przerwy. Faktycznie dawno już nie publikowałam singli czy albumów, ale bardzo długo grałam swoje koncerty, czy brałam udział w innych projektach muzycznych, ale też muzyczno – społecznym, międzynarodowym Sounds Like Women. Od ok. 4 lat śpiewam również z genialnym zespołem Voice Band, wykonującym przedwojenne piosenki filmowe, rewiowe i kabaretowe. Czuję się w tym, jak ryba w wodzie, gdyż moja babcia i dziadek często wykonywali te stare utwory. Jest to, więc w pewnym sensie powrót do dzieciństwa.
? Twoje nowe piosenki nie należą do lekkich, łatwych i momentami nawet przyjemnych. Traktujesz w nich o poważnych sprawach, o których czasami ludzie nie chcą słychać – wszak muzyka podobno jest rozrywką. Sądzisz, że przez twoje utwory niektóre głowy otworzą się na to, co się dzieje?
Myślę, że dwa pierwsze single wcale nie są trudne. „Zakochana” jest słodko-gorzka w tekście, ale już muzycznie bardzo przyjazna. Dużo w niej instrumentów akustycznych strunowych i perkusyjnych wywodzących się z muzyki folkowej. „Frutti di Mare” z kolei to opowieść o poszukiwaniu swojej drogi, zagubieniu, przyznaniu się do „nie wiem” i całość również zatopiona głównie w instrumentach akustycznych: gitara, akustyczna, banjo, log drum. Cięższy jest dopiero ostatni utwór, „Panno Chłód”. Nie zgadzam się, że muzyka jest rozrywką. Może nią być, ale nie musi. Ja balansuję gdzieś pomiędzy wymiarami. I zdecydowanie uważam, że pisanie o rzeczach trudnych jest potrzebne i ważne. Zresztą to żadna nowość. Lennon napisał „Imagine”, The Doors „Unknown Soldier”, Arcade Fire pisze bardzo zaangażowane teksty. Artyści z lat 60-tych, cała hippiserka, a później punk, to przecież jeden wielki bunt i poruszanie ważnych tematów. Polscy artyści również tak piszą i pisali: Lech Janerka, Maanam, Perfect, a teraz również Natalia Przybysz, Organek, Krzysztof Zalewski, Natalia Grosiak. Gdzieś pomiędzy pisaniem o uczuciach, wielu twórców ma ogromną potrzebę opowiadania o problemach świata, ludzkości, o tym co dzieje się w kraju, w którym żyją, o sprawach społecznych. Jeśli chodzi o moje utwory, tak, już dostaję sygnały, że dzięki nim sporo osób zrozumiało wiele trudnych rzeczy. Ale ja zawsze twierdzę, jeśli chcesz coś zmienić w sobie, czy w świecie trzeba o tym pisać, śpiewać, trzeba o tym mówić i myślę, że w ludziach jest ogromna potrzeba poruszania tego, co trudne czy tematów tabu.
? #Możeszmipowiedzieć to kampania społeczna, w którą zaangażowałaś się bardzo mocno. Jej dedykowany jest twój najnowszy singiel „Panno Chłód”. O czym opowiadasz w niej swoim słuchaczom? Opowiada, o tym, jak się wychowuje, jak poucza dziewczyny, a później również kobiety, żeby nie ubierały zbyt krótkich spódniczek, nie chodziły same w nocy, nie prowokowały, a gdy doświadczą przemocy seksualnej, mówi się im: chciałaś — masz, obarczając jednocześnie winą za to, co je spotkało. Jest to jeden z powodów, dlaczego ponad 50% kobiet zachowuje te doświadczenia w tajemnicy, nie mówiąc nawet bliskim.
? Jak trafiłaś na projekt #Możeszmipowiedzieć?
„Panno Chłód” napisałam na płytę, ale parę miesięcy temu pomyślałam, że byłoby cudownie, gdyby zrobił coś dobrego i tak stałam się inicjatorkom tej kampanii. Napisałam do Renaty Durdy, szefowej Niebieskiej Linii IPZ, czy jest zainteresowana stworzeniem kampanii w związku z tym problemem. Była zachwycona tą propozycją. Później zaproszenie przyjęły również Fundacja Feminoteka i Amnesty International Polska, a na końcu bardzo ważny partner firma Avon i ich Avon Kontra Przemoc, która od lat działa w zakresie walki o zdrowie i bezpieczeństwo kobiet, m.in. wspierając Niebieską Linię IPZ. Dzięki nim udało nam się zwiększyć zasięg kampanii, a to ważne, bo problem jest ogromny. Co roku ok. 100 tys. kobiet doświadcza przemocy seksualnej, a 30 tys. gwałtu. Te dane są zaniżone, gdyż kobiety milczą, a tym bardziej nie zgłaszają tych przypadków do organów ścigania. Dlatego też hasło naszej kampanii brzmi Możesz Mi Powiedzieć. Chcemy dać sygnał kobietom, że dzwoniąc pod numer 116 123, mogą porozmawiać ze specjalistami, którzy z empatią ich wysłuchają i pomogą.
? Za dwie chwile rozpoczynasz trasę koncertową ze swoją nową muzyką. Masz tremę? Czego najbardziej się boisz podczas i przed koncertami?
Oczywiście, że mam tremę (śmiech). Zresztą z tego, co mi wiadomo, zdecydowana większość artystów ją ma. To takie dziwne uczucie, bo bardzo chcesz wejść na scenę, marzysz o tym, ale jest ten nerw, ta myśl: za chwilę będę na świeczniku, odsłaniam się totalnie. To piękne i trudne jednocześnie. Czego się boję? Że pomylę tekst… rzadko to mi się zdarza, ale gdy się zdarzy, to przeraża mnie ta sytuacja, jednak zawsze potrafię z żartem z niej wybrnąć. Że nie złapię flow z publicznością. A teraz, gdy gram w kilku utworach na gitarze, że ze stresu nie docisnę dobrze strun, albo pomylę akordy. Ale i tak chcę tam wejść, bo scena to magiczne miejsce, a wymiana energii z publicznością jest nieporównywalna z niczym innym.
? Nowy album już na wiosnę. Zaczynasz nowy rozdział w swoim muzycznym życiu. Jesteś gotowa na porównania obecnej Eweliny Flinty z tą, którą znamy z czasów pewnego talent show? Spotkałaś się już z jakimiś oznakami hejtu, czy opinie idą raczej w tym pozytywnym oddźwięku?
Porównania z tym, co było kiedyś będą się zdarzać, ale minęło wiele lat, a ja, jak każdy inny człowiek, bardzo zmieniłam się przez ten czas. Nie mogę wrócić do tego, co było. Muszę się rozwijać. Rozwój daje inną perspektywę, świeżość, otwiera głowę. Trzymanie się utartych ścieżek na dłuższą metę wykańcza. Chcę wyjść poza strefę komfortu, bo to daje możliwość spotkania z tym, co nowe.
O dziwo, hejtu prawie nie było. Niektórzy twierdzą, że to źle, bo, gdy jest hejt, jest i fejm (śmiech). Oddźwięk, na razie jest pozytywny. Świetnie jest mieć takie przyjęcie.
? „Mariposa”, bo tak brzmieć będzie tytuł twojej najnowszej płyty, jest skierowana bardziej do kobiet, czy do mężczyzn? Gdybyś miała w kilku słowach scharakteryzować odbiorcę idealnego tego wydawnictwa, to kto nim by był?
Bardziej do kobiet, ale zaskakuje mnie to, jak wielu mężczyzn interesuje się tą nową muzyką i jak dobrze ją przyjmują. Piszą, komentują, przychodzą na koncerty. Jednak faktycznie, jest sporo tekstów bardziej skierowanych do kobiet.
Myślę, że idealny odbiorca, odbiorczyni, to osoby, które lubią szukać tej swojej, ulubionej muzyki, jednocześnie ktoś wrażliwy na warstwę tekstową i lubiący, gdy w utworach spotykają się różne gatunki muzyczne lub inspiracje. I z pewnością wrażliwcy, którzy poszukują swojej drogi. Mam nadzieję, że szukając znajdą i mnie.