„Mamy bardzo dobrą energię na scenie, odrobinę zaraźliwą…” – zespół Strangers In My House opowiada o nowej płycie i scenicznej energii

Jakub Zając, Bartosz Pałka oraz Magdalena Radecka zdradzają w rozmowie kilka szczegółów dotyczących nowej płyty, zbliżającego się singla oraz planów na przyszłość, związanych z zarażaniem swoją muzyką na większą skalę.

Czekając (z pewną dozą umiarkowanej cierpliwości) na nowy album, prezentujemy najświeższą rozmowę z przedstawicielami krakowskiego zespołu Strangers In My House, którzy zgodzili się porozmawiać o muzyce, inspiracjach, a także o nich samych.

Natalia Kocoł

JZ- Jakub Zając

BP – Bartosz Pałka

MR – Magdalena Radecka

Dzień dobry, cześć. Są ze mną przedstawiciele zespołu Strangers In My House – Magdalena
Radecka, Jakub Zając oraz Bartosz Pałka. Bardzo proszę o krótkie przedstawienie się każdego z was!

MR: Cześć, Magda, jestem wokalistką.
BP: Bartek, perkusista.
JZ: I Kuba gitarzysta.

Nie ma z nami wszystkich, brakuje Agnieszki Ryczek. Myślę natomiast, że grono które mamy
wystarczy, aby przedstawić koncepcję zespołu, a także płytę, która za niedługo szykuje się do
wydania. Tak na rozgrzewkę i sam początek mam dla was dwa, muzykoholiczne, szybkie pytania.
Każda odpowiedź jest poprawna, więc nie bójcie się.
Pierwsze pytanie – Jak moglibyście określić kolor, który definiuje waszą muzykę?
JZ: Dla mnie niebiesko-fioletowy. Mamy dużo różnych pomysłów i zróżnicowanych utworów i one,
wydaje mi się, mają też różną kolorystykę.
MR: Odcienie fioletu jakoś mocno trzymają się naszej muzyki. Faktycznie w oprawie graficznej, nie
wiem czemu, ale intuicyjnie tak to wymyśliliśmy. Są też kolory pastelowe, głębokie czernie.

Akceptuję! Następne pytanie – co obcy robią w waszym domu?
MR: Nie wiem i nie chcę tego wiedzieć, szczerze mówiąc… (śmiech) Są różne odpowiedzi, nie lubię
jasnych interpretacji – czy to nazw własnych zespołu, czy tekstów. Lubię aby każdy sobie dopowiedział swój kontekst do tego. Natomiast faktycznie mam do tego mikro-anegdotę, pamiętam, że byłam kiedyś na bardzo słabej domówce u kogoś, nikogo nie znałam. Pomyślałam: nieznajomi w moim domu.
JZ: Nazwa była najpierw ponieważ zabrzmiała. Trawiąc i wybierając, spodobało nam się to w jaki sposób ona brzmi. Jest to też pewne pole do interpretacji.

Myślę, że pole do interpretacji należy pozostawić słuchaczowi bo nie wszystko zawsze jest
dopowiedziane, tym bardziej w muzyce. Zastanawia mnie, kim jesteście w zespole i jaką macie rolę w nim, a także jaką odgrywacie na co dzień? Oczywiście w telegraficznym skrócie.

MR: Znamy się już od paru dobrych lat, byliśmy dla siebie na początku tak naprawdę nieznajomymi.
Część zespołu znała się z innego składu, to znaczy Kuba, Agnieszka i Bartek. Był z nami jeszcze na
tamtym etapie Kuba Kurek. Projekt powstawał trochę w Internecie, ja znalazłam się przez ogłoszenie, oni ćwiczyli razem. To ja w sumie byłam nieznajoma! A obecnie, już po tych paru latach, związaliśmy się na tyle, że już dużo łatwiej nam się ze sobą pracuje, lepiej się rozumiemy. Chętnie spędzamy czas ze sobą. Nieczęsto się spotykamy poza próbami, ale jak już się spotykamy.. (śmiech)
JZ: Odnośnie naszych ról w organizacji zespołu to ewidentnie Bartek stał się logistykiem całości pod względem transportu, kosztów czy znajdowania nowych klubów, w których planujemy grać.
Magda zajmuje się także planowaniem koncertów oraz kontaktem z klubami, wykorzystując swoje
znajomości. Natomiast Agnieszka opiekuje się ostatnio całkiem śmiało naszymi mediami społecznościowymi. Ja próbuje się skupiać na nagrywaniu szkiców nowych pomysłów oraz na usystematyzowaniu już tych ogrywanych poprzez tworzenie demówek.

Widzę, że jesteście związani ze sobą nie tylko muzycznie. Sięgając do genezy waszego zespołu, pierwszych utworów jak Words i Vampires Dance Tango pomyślałam, że czegoś takiego brakowało na scenie polskiej muzyki. Świeżego spojrzenia na alternatywę z domieszką dream pop’u, o której mówicie, i którego jest dużo w waszej muzyce. Jakie były inspiracje, które was natchnęły?
JZ: Od samego początku inspiracje były typowo shoegaze’owe. Zamysłem było więc to, żeby zagrać shoegaze bo tak strasznie się nam spodobał i to tak fajnie brzmiało. Na samym początku pomysłodawcą dla całego projektu był Kuba, którego z nami już nie ma. Pomysły były zainspirowane przede wszystkim najbardziej znanymi shoegaze’owymi zespołami jak Slowdive, czy dream-popowymi jak Cocteau Twins. Teraz tak naprawdę znaleźliśmy się w pewnym punkcie wspólnym. Przez cztery lata musiały nam się, jakkolwiek, te gusta zmienić. To jest, wydaje mi się, całkiem naturalne. BP: W każdym z nas przeszła tak naprawdę muzyczna transformacja, tak mi się wydaje.
JZ: Ja stałem się maniakiem techno, Bartek wyszedł z rocka progresywnego.

A w jakim kierunku teraz idziecie? Shoegaze był wcześniej bardzo wyczuwalny, teraz mamy więcej syntezatorów, elektroniki. Czy to w tym kierunku planujecie dalej pójść?
BP: Myślę, że ta elektronika wyszła też trochę aby zapełnić przestrzeń. Następna płyta nie będzie
typowo elektroniczna.
MR: To nie jest tak, że idziemy w tym kierunku mocno, jest to po to aby raczej dodać kolejną warstwę. Wcześniej była to muzyka mocno gitarowa. Teraz będzie trochę bardziej melodyjnie, selektywnie, będzie słychać każdego z nas w tym. Dalej pozostaniemy przy klimacie nostalgii, ja zamierzam
pozostać przy moim stylu śpiewania. Z moich inspiracji mogę wymienić marzycielskie damskie wokale jak w Concteau Twins czy Kate Bush. Jak piszę teksty to sięgam raczej w głąb, niż na zewnątrz. Czasami zdarzają się inspiracje z filmów, z obserwacji. Nie są to rzeczy typu story of my life.
Myślę, że wszystkie inspiracje, które wymieniliście słychać. Jak daleko leży planeta dream-pop od kategorii Indie, czy tradycyjnego popu?
MR: Wydaje mi się, że bardzo blisko tak naprawdę. To nie jest planeta, a taka satelita, która krąży.
BP: Ostatnio to się bardzo zamazało.
JZ: Można to zakwalifikować jako podgatunek indie. Gatunki są bardzo tricky do określenia.

Ptaszki śpiewają, że zbliża się nowa płyta, a także nowy singiel. Zdążyłam już poznać dwa utwory, Undefinied i Rush, wprowadziły mnie w lekką melancholię i nostalgię…
MR: Tak. Singiel powstał praktycznie na końcu pracy nad tą płytą, jest najświeższy. Zdecydowaliśmy, że wypuścimy go w pierwszej kolejności. Sam proces powstawania płyty dość mocno nam się przedłużył z różnych względów. Część z tych piosenek powstawała na przełomie ostatnich dwóch lat. Chcieliśmy zacząć od czegoś z czym się najbardziej identyfikujemy obecnie. Singiel tak naprawdę jest już gotowy. W lutym będziemy kręcili do niego teledysk, chcielibyśmy żeby został wydany w komplecie z obrazem, pasującym do niego. Przyznam, że jestem koordynatorką tego projektu, wybrałam ekipę bardzo fajnych, kreatywnych, ludzi.
Ile kawałków będzie liczyć album? Może zdradzicie coś więcej?
JZ: Osiem i pół. (śmiech) Będzie dziewięć tracków. Z jednej strony mamy spójną brzmieniowo stylistykę, z drugiej strony, wydaje mi się, że inspiracje kryjące się za tymi utworami są najróżniejsze. Są z podobnego okresu czasowego, wychodzimy z przedziału 1989-93. Mamy utwory inspirowane muzyką jangle-ową, w stylu może jeżeli nie The Smiths to Lush. Mamy utwór nastawiony dużo bardziej na hałas. Idziemy w nostalgię, ale też na tej płycie będzie wiele energii. I też tę energię chcielibyśmy pokazać w utworach. Powiedziałbym, że niektóre numery można zaklasyfikować jako alternatywny rock.
MR: Utwór Undefined będzie najspokojniejszy.

Czy w związku z nową energią, nowym albumem, planujecie trasę koncertową?
MR: Już mamy zaplanowanych kilka koncertów, pojawimy się w miastach, w których nas wcześniej nie było. To dobra wiadomość dla osób mieszkających w Poznaniu i we Wrocławiu, które czekały aby nas zobaczyć. Jeśli są tacy! (śmiech) A dla nas na pewno będzie to fajna przygoda, aby pojechać w nowe miejsca.
Rozumiem, że wszystko już jest prawie dopięte do końca. Macie już okładkę albumu?
MR: Okładkę robi nam Luiza Niemczuk – Montmorency Graphics, krakowska graficzka. Dostała od nas szereg inspiracji wizualnych, ale też muzykę. Stworzyła bardzo dużo odpowiedzi, mieliśmy problem żeby wybrać. Były też konflikty w związku z tym, działy się dramaty, dantejskie sceny!
Z kim współpracowaliście przy tworzeniu płyty?
MR: Na pewno współpracowaliśmy z naszym, już byłym, gitarzystą, Kubą Kurkiem. Współpracujemy z Olkiem Margasińskim, który nam mixuje utwory, a także nagrywaliśmy wszystko u Szymona w Psychosound Studio.
JZ: Warto zaznaczyć, że duża część z tych utworów, jako że genezę mają trochę dwuletnią nawet, część z nich zaczynała się właśnie od Kuby na samym początku.
MR: Dużo ścian gitarowych, shoe-gazowych pozostało z tamtego okresu..
.
Wciąż pozostajecie w poprzednim zamyśle, natomiast stale się rozwijając, co dla artystów jest
bardzo ważne. Czy w związku z nowymi wami – pojawi się nowy merch?

MR: Możliwe, że pojawią się koszulki na naszych koncertach, ewentualnie jakieś torby.
JZ: I oczywiście… nośniki fizyczne płyt! Mamy takie plany przynajmniej.
BP: Nie jestem pewien czy na pewno w dniu premiery… Ale po jakimś czasie myślę, że uda nam się
wytłoczyć te płyty w formie fizycznej.

Ekipa Muzykoholików również ma taką nadzieje. Czekamy na rozwój sytuacji. W ramach
podsumowania, chciałam zapytać co chcielibyście przekazać potencjalnemu słuchaczowi bądź
obecnemu, który odpala was na Spotify, aby przyszedł na koncert posłuchać was w nowym wydaniu?

JZ: Mamy bardzo dobrą energię na scenie, odrobinę zaraźliwą. Jak chodzę na koncerty to bardzo doceniam to jak ludzie mają na scenie dobrą energię. U nas się to pojawia od jakiegoś czasu i wydaje mi się, że jest to właśnie zaraźliwe.
Czekamy na więcej, czekamy na zarażenie waszą energią całej Polski. I dziękujemy za udział w
dzisiejszym spotkaniu.

fot. Aleksander Honc

Napisz komentarz