„Mega się jaram tą płytą, bo włożyłam w nią masę serca”- Patrycja Kosiarkiewicz o swoich początkach nowej płycie i… samogłoskach

Muzykoholicy rozmawiają… Bohaterką najnowszego wywiadu jest Patrycja Kosiarkiewicz. Wokalistka, autorka tekstów i kompozytorka. Artystka tworzy zarówno dla siebie jak i dla innych polskich artystów tj. Filip Lato, czy Anna Jurksztowicz.


Pretekstem do rozmowy była piosenka „Ale”. Utwór został wydany przy okazji promocji najnowszego albumu artystki, który na rynku ukarze się już niebawem. To o nim własnie, a także o życiu i… samogłoskach porozmawiam z „Twórczynią”.

Polecam Waszej uwadze!


Karolina Filarczyk

Patrycja Kosiarkiewicz

Patrycja Kosiarkiewicz – wokalistka, autorka tekstów, kompozytorka. Która z tych profesji oddaje Ciebie najpełniej?

Twórczyni. Zdecydowanie.

Kiedy mała Patrycja była już pewna, że muzyka, to dziedzina, z którą na pewno się nie rozstanie?

Pamiętam, miałam 12 lat i udawałam, że gram w teledysku Bajmu. Śpiewałam „Proroków świata” (śmiech). Zupełnie nie kumałam tej piosenki, chyba była za trudna na mój ówczesny stan świadomości. To zresztą daje mi do myślenia dzisiaj, po latach. Jako twórczyni muszę zrozumieć, że to co piszę, nie zawsze będzie rozumiane zgodnie z intencją. Producenci często powtarzają nam, autorom, piszcie prosto, nie silcie się na zawiłe metafory, stylistyczne ornamenty, bo publiczność nie zrozumie i przełączy stację. Zawsze, gdy ktoś tak mówi, myślę sobie, że przecież na nic się nie silę, piszę tak jak mówię, jak myślę.

Gdy piszesz dla innych, też?

Hm, tu mnie masz. Czasem trochę się cenzuruję. Takie pisanie wychodzi z ograniczenia. Muszę wziąć pod uwagę to, czego oczekuje wykonawca i jego fani. Wiele elementów składa się na całość. Gdy piszę dla siebie, pozwalam sobie na nieskrępowaną twórczą orgię. Na końcu pojawia się Maciej (producent – przypis red.) i mówi: „No tu przegięłaś!” (śmiech). Co jednak gwoli ścisłości zdarza się bardzo rzadko.

Wrócimy do tego wątku jeszcze. Debiutowałaś na początku lat 90-tych. Bez YouTube’a, Facebooka i innych multimedialnych wspomagaczy. Wtedy było trudniej, czy wprost przeciwnie?

Było inaczej. Teraz od lat żyje pokolenie, które nie zna świata bez internetu. My znamy i próbujemy o tym opowiedzieć. Czy da się to opisać? Mogę powiedzieć komuś, kto urodził się już w czasach dostępności dóbr, że kiedyś stało się od szóstej rano pod mięsnym, żeby kupić parówki, i ten ktoś robi wielkie oczy. Przyswaja intelektualnie, ale nie czuje. Właśnie o to chodzi, trzeba doświadczyć, żeby zrozumieć. Mnóstwo ludzi ocenia zjawiska wokół, choć nie ma pojęcia jak to jest być w ich środku i doświadczyć ich działania na własnej skórze. Wszystkim się wszystko wydaje. Więc wracając do Twojego pytania – było inaczej. Nie wiem czy trudniej, bo brak mi punktu odniesienia. Niby wiem jak było wtedy i niby wiem jak jest teraz, ale żeby odpowiedzieć, musiałabym tamtą 19 letnią Patrycję, przenieść z tamtym stanem świadomości do dzisiejszych czasów. Czasami myślę, że teraz jest łatwiej, bo można nagrać swoją muzykę, wrzucić ją do sieci i działać niezależnie od wielkich komercyjnych machin przeżuwających artystów. Ale trzeba mieć naprawdę wiele szczęścia, żeby się przecisnąć przez wąskie gardło podaży i zainteresować publiczność. To jest sytuacja w rodzaju 1 na milion, więc statystycznie, chyba jednak jest trudniej. (śmiech) Sama widzisz. Zobacz, nawet takie tuzy jak Quebonafide muszą uciekać się do działań stricte marketingowych i bawić się w przebieranki. To nie działa tak, że gość sobie robi muzyczkę, wrzuca do sieci i 10 milionów ludzi mdleje z zachwytu. To jest walka o uwagę. Sztab ludzi nad tym pracuje. Poza tym, wiadomo, im wyżej wejdziesz, tym więcej chcesz, a z teledysku wynika, że Oue siedzi wysoko (śmiech) Im bardziej się temu przyglądam, tym bardziej pozbywam się złudzeń i wrodzonego idealizmu.

Ale coś tam jeszcze zostało?

Resztki. Prawda jest taka, że jeśli usłyszycie moją piosenkę, w której echa idealizmu będą pobrzmiewać, to znaczy, że jadę na oparach. (śmiech) Najczęściej używanym przeze mnie obecnie środkiem wyrazu jest sarkazm.

To jak to jest z tymi piosenkami, które trafiają do innych artystów? Nadają im “nowe życie”? Jak powstają te małe dzieła? Najpierw jest zlecenie – potem proces twórczy?

Nie, nie. Nie ma żadnego nowego życia, bo ja piszę zawsze od początku. To nie jest, widzisz, tak, że ktoś dzwoni i prosi o numer, a ja sięgam do szuflady. Piszę zawsze pod artystę. I jeśli jest to jedynie warstwa tekstowa (a takich zleceń mam najwięcej), to piszę pod gotową melodię, co oznacza, że muszę wstrzelić się w liczbę sylab, czasem nawet określone samogłoski.


Patrycja Kosiarkiewicz / fot. Paulina Pawełkiewicz

Samogłoski?

No wiesz, dostaję numer, w którym w wersji „szwedzkiej” jest np. na najwyższym dźwięku aaaaa, powiedzmy słowo mine – maaaajn. No i muszę to odtworzyć, bo to się wygodnie śpiewa, tyle że po polsku. Takie fonetyczne pisanie. I jeszcze, żeby to wszystko miało sens.

To jakie by to było polskie słowo zamiast tego „mine”, tak dla przykładu? Tak żeby nasi czytelnicy zrozumieli co masz na myśli.

Nie wiem. Może na przykład Baaaaaaajm (śmiech) Żartuję. Nie wiem. Pewnie daj – w końcu liczba jednozgłoskowców w języku polskim jest ograniczona.

Przez blisko trzydzieści lat pracy w branży doświadczyłaś wiele. Nagrałaś kilka płyt, napisałaś ponad dwie setki piosenek dla innych wokalistów, podkładałaś swój głos w reklamach itp. Tak samo muzyka, którą tworzyłaś, to mozaika stylów i charakterów. Skąd ten eklektyzm? Muzyczne ADHD, czy zwyczajna babska ciekawość?

(długi śmiech) ADHD. Dobre. Ja bym to raczej zawarła w powiedzeniu: człowiek orze jak może. Różne były etapy mojej muzycznej drogi, bo miałam różne etapy w życiu. Wiele lat zmagałam się z depresją, właściwie dystymią, moje życie osobiste to była katastrofa. Oczywiście wszystko na własne życzenie. Myślę, że jest to obecne na moich albumach. Słuchaliśmy z Maciejem ostatnio jednego ze starszych singli; czego nie robiłam od lat. Usłyszałam w głosie napięcie, tak jakbym nie mogła czegoś puścić, jakby była tam jakaś tama. To paradoksalnie nie dotyczyło techniki, ale siedziało w głowie. Wokaliści bardzo mocno eksponują swój wewnętrzny stan, krtań to niezwykle ważny, duchowy organ. Oczywiście nie każdy to słyszy, ale ci co wiedzą, wiedzą. Myślę, że eklektyzm wynikał z pewnej niespójności wewnętrznej, braku kompasu. Naprawdę trzeba zrozumieć, że artysta mówiąc do świata, mówi do siebie. A jeśli nie wie z czym jest, dokąd zmierza, to w taki sam sposób przemawia. Paradoksalnie czasem może to rezonować ze słuchaczem, bo on też często nie wie. W sumie pozostawanie przez jakiś czas w tym „nie wiem” nie jest problemem, gdy się na to patrzy z odpowiedniej perspektywy. Napisałam nawet o tym piosenkę, nazywa się Jest jak ma być i znajdzie się na nowym albumie mojej przyjaciółki Ani Jurksztowicz. To moje credo życiowe.

Jest jeszcze coś, czego pragniesz spróbować?

Dla odmiany chcę nagrać wspaniały, mądry album z podniesioną tamą i bez spięcia w gardle.



Wróbelki ćwierkają, że ukaże się on w tym roku. Możemy poznać więcej szczegółów na ten temat?

Ukaże się jesienią. Będzie na nim 12, może 15 numerów. Mądrych i bezkompromisowych. (Czy wypada tak mówić o własnej twórczości?) Dotychczas wypuściliśmy 2 single, Katastrofę oraz Ale. W kwietniu i czerwcu wypuścimy 2 kolejne. Album będzie się nazywał Ogólnie chodzi o to i podejmiemy na nim próbę odpowiedzi na pytanie tytułowe. Płytę nagraliśmy w zaciszu naszej wiejskiej posiadłości (śmiech), używając do tego syntezatorów analogowych, bitmaszyn i czasem gitar. Maciej wszystko sam programował, włącznie z autorskimi samplami, nie używaliśmy stockowych loopów. Wszystkie wokale „położyłam” sama. Za miks będzie odpowiedzialny Patryk Tylza z RedD. Dystrybucją zajmie się E-muzyka, z którą współpracuję już od jakiegoś czasu i bardzo to sobie chwalę.



Będzie to Patrycja Kosiarkiewicz, której do tej pory słuchaliśmy, czy postanowiłaś znów zaskoczyć swoich słuchaczy?

Jeśli ktoś zatrzymał się na etapie Jak ja wierzę, to może byś w ciężkim szoku. Ci co śledzą moją radosną twórczość, będą, myślę, miło ukontentowani. Tym razem postawiliśmy na prostotę i dosadność.

Singlami promującymi są wspomniane przez ciebie piosenki: “Katastrofa” i “Ale” – ta druga ukazała się całkiem niedawno. Dlaczego akurat te spośród wszystkich, które znajdą się w albumie zasłużyły na miano “promujących”. Są najlepsze? Są różne? Czy…

Zdecydowałam chronologia. Powstały przed kolejnymi. Ta płyta to nie jest luźna zbieranina kawałków, z których kilka się nadaje, a reszta to „zapchajkontent”. To naprawdę świadoma opowieść. Posłużę się w niej techniką storytellingu, rzadko eksplorowaną we współczesnej muzyce rozrywkowej. Teraz raczej pisze się w formie luźnych impresji, które koniec końców nie zbliżają nas do odpowiedzi na pytanie co też autor pragnął powiedzieć słuchaczowi tak konkretnie (śmiech) Może sam po prostu nie wiedział. W każdym razie, u nas na Ogólnie chodzi o to, będą historie, facecje. Takie „od szczegółu do ogółu”. Piszę o np. rozmowie ojca z synem i ta rozmowa jest freskiem międzypokoleniowym, zderzeniem na linii ok boomers – millenialsi. Ja kocham takie pisanie. Próbką tego jest mój numer Słoń wydany z formacją Halo dla SP Records. Na pewno pojawi się on w nowej wersji na moim albumie i na pewno znajdzie się na set liście koncertowej, ponieważ wiem, że wielu ludziom bardzo się podoba.

Płyta za dwie chwile w sklepach, ale znając Ciebie, nie siedzisz z założonymi rękami. Możesz nam zdradzić nad czym obecnie pracujesz?

Jestem mega skupiona na nagraniach wokali. Bo wszystko już napisałam. I był taki moment, że musiałam powiedzieć sobie samej stop, reszta następnym razem, na następnym albumie. Dla innych piszę trochę, ale nie tak dużo jak przez ostatnie lata. Teraz mam czas żniw. Na przykład wreszcie ukazał się pierwszy singiel debiutującej konstelacji muzycznej Echo. Mega się jaram tą płytą, bo włożyłam w nią masę serca. Nie wiem jak będzie ten album zatytułowany, ale jego osią będzie miłość. Czasem oniryczna, a czasem bardzo zmysłowa, kapiąca sokami. Napisałam też parę lżejszych rzeczy dla Filipa Lato, którego mega lubię. I dla wspomnianej wcześniej kochanej Ani Jurksztowicz. Niektóre rzeczy są w toku, więc nie chcę o nich opowiadać, żeby nie zapeszać.

Znajdziesz trochę czasu, by między innymi zajętościami, pograć trochę koncertów, promujących nowe wydawnictwo?

Bardzo nad tym pracujemy. Planujemy grać w duecie, tak, żeby te występy odzwierciedlały w pełni tę płytę. Myślę, że na jesieni pogramy.

Obiecaj nam, że będziesz redakcję Muzykoholików informowała na bieżąco o swoich poczynaniach! Póki co życzymy powodzenia we wszelkich działaniach i do zobaczenia gdzieś w Polsce na koncertach.

Oczywiście, z przyjemnością.