„Moje piosenki są zawsze o czymś istotnym i też bardzo często uniwersalnym” – Duxius

"Moje piosenki są zawsze o czymś istotnym i też bardzo często uniwersalnym" - Duxius

Duxius to muzyczny projekt Edyty Rogowskiej – kompozytorki, autorki tekstów, instrumentalistki oraz wokalistki mieszkającej w Berlinie. Na swoim koncie artystka ma już stworzoną w duecie EP-kę, teraz przyszedł czas na pełnokrwisty album.

Jak narodziła się Duxius? Jak żyje się i tworzy Polce w Berlinie? Kiedy zaplanowana jest premiera płyty długogrającej? Tego i wiele więcej dowiecie się z lektury tego wywiadu.

Karolina Filarczyk

Duxius

Bez muzyki umiesz jeszcze żyć?
Nie. Bo jak nie ma muzyki wokół mnie, to i tak na bieżąco ją nucę, gwiżdżę, śpiewam, wystukuję. Tak było zawsze. Już jako dziecko brałam kasety wygrzebane z wszelakich kątów w domu i włączałam je sobie do śniadania, obiadu czy kolacji. Idąc do szkoły, śpiewałam to, co usłyszałam w radiu, a wracając — to, co koniecznie chciałam posłuchać po powrocie. Niektórzy nie potrafią biegać z muzyką, mówią, że to ich dekoncentruje i źle oddychają. Ja uwielbiam uprawiać sport do muzyki. Nie musi to być koniecznie jakaś mocno energetyczna dawka, mogę biegać do Mozarta, jeśli taki mam „muzyczny kaprys”.

Kiedyś pytano, jaka jest zawartość cukru w cukrze. Dziś ja się pytam, jaka jest zawartość Duxius w Edycie Rogowskiej? Jak narodziła się twoja muzyczna bratnia dusza?
Bardzo ciekawe pytanie. Duxius przez pierwszy rok swojego istnienia był duetem, więc utwory, które znajdują się na płycie, zostały skomponowane jeszcze w tamtej formacji. Jednak gdy wracam pamięcią do każdego utworu, genezy pomysłu na jego temat, czy to muzyczny, czy tekstowy, to ja jestem sercem Duxius. Pierwszy utwór “Daredevil” opowiada o mojej osobowości histrionicznej, którą odkryłam na psychoterapii, co wiele mi wytłumaczyło. Moje potrzeby, głęboką emocjonalność oraz to, w jaki sposób z niej korzystać i jak jej nie ranić. ”Nie wierzę w spokój” muzycznie jest odzwierciedleniem mojej miłości do brzmienia i jakości tekstów lat 80. ”Dziki Bez” to spełnienie muzyczne i artystyczne mojego taty, który chorował na depresje afektywną dwubiegunową i przez tę chorobę nie zdążył odkryć siebie. Duxius zawiera 100 procent mnie, a ja po roku prowadzenia tego projektu solo,  mogę śmiało powiedzieć, że Edyta zawiera 100 procent Duxius.

Jesteś posiadaczką wielu talentów. Grasz, śpiewasz, piszesz, komponujesz. Ta wielozadaniowość to czysty pragmatyzm, czy potrzeba wewnętrznego „ja”?
Absolutnie potrzeba. Jak pomyślę ile rzeczy kreatywnych i nie tylko robiłam równorzędnie na studiach, to mam wrażenie, że dostałam zmieniacz czasu od Hermiony Granger z Harry’ego Pottera, aby móc być w wielu miejscach w tym samym czasie. To nieodłączna część mnie. Śpiewanie, granie i komponowanie to tylko część Duxius, jaką publiczność może zobaczyć, posłuchać i doświadczyć na koncertach. W tym projekcie jestem jeszcze organizatorką, menadżerką, promotorką, a nawet reżyserką teledysków. Nie wiem, czy to nadzwyczajne, ale mam wrażenie, jest mi to bardzo potrzebne, aby doświadczyć na własnej skórze każdego z elementów składających się na „robienie muzyki”. A oprócz tego, chcę też robić teatr. Parę lat temu odkryłam kolejną grotę pełną tajemnic, czyli stanie na scenie teatralnej. Najpierw wydam debiutancką płytę, żeby nie robić za dużo zamieszania, ale jak tylko płyta się pojawi, zabieram się do pracy nad pierwszym spektaklem, w którym będę grała główną, a może i jedyną rolę. 🙂

Mieszkasz i tworzysz w Berlinie. Niemcy to dobry kraj do robienia muzyki?
Trudno mi się wypowiadać na temat całego kraju. Berlin zdecydowanie tak to idealne miejsce do tworzenia, ale powiedziałabym, że dla ludzi z dużą dozą cierpliwości albo dużą liczbą kontaktów. To nie jest tak, jak może się wydawać wielu ludziom, którzy myślą nad przeprowadzką do Berlina, że przyjeżdżasz tu i masz. W tak dużej aglomeracji na początku, jeśli oczywiście nie masz ludzi, wytwórni, znajomych, którzy są w branży i tak dalej, jesteś totalnie anonimową jednostką. W zasadzie tak jak wszędzie — najpierw trzeba znaleźć to, kim się jest, później to wyprodukować, wypromować i w ten sposób powiedzieć głośno: “to ja, tu jestem!” Mam wrażenie, że ludzie powoli zaczynają mnie słyszeć i widzieć. Coraz częściej zdarza mi się na jakimś wernisażu, spotkaniu autorskim, czy warsztatach poznać kogoś i powiedzieć: “Ty też ją znasz? Jaki ten Berlin jest mały, haha!” I to jest ten moment, kiedy twoja cierpliwość daje ci prezent w postaci otwartych drzwi do zupełnie nowego świata. Właśnie teraz zaczyna się w moim życiu artystycznym czas, kiedy będę współpracować z tymi, z którymi zawsze chciałam. Dzięki temu, że miałam wizję na siebie, udało mi się wytrwać, nie poddawać się kiedy nie było łatwo, być coraz bardziej wyraźnym punktem na artystycznej mapie Berlina.

Wprawdzie “Remanence” to nie pierwsze Twoje wydawnictwo, ale solo to zupełnie coś innego niż duety. Jest trema?
Tak, bardzo. Tylko że inna niż ta, którą miałam przy pierwszej EP-ce z Two Times Twice. Jakaś taka przyjemna jest ta trema. I oczywiście nie jestem sama, Michał Żak — mój partner nie tylko w życiu, ale też w tworzeniu — bez niego Duxius nigdy nie wyglądałoby tak, jak wygląda i pewnie też by tak nie brzmiało. To Michał mówił: “bądź cierpliwa”, “trzymam kciuki”, “zobacz, ja to mogę tak zrobić”, “a nie chcesz nagrać tego tak?”, “zrobimy teledysk, bo mam świetny pomysł”, „no jasne, mam aparat, to zrobimy te zdjęcia tam”… To niesamowite uczucie, wpadać komuś w ramiona, dosłownie i w przenośni, gdy nikt inny nie potrafi cię zrozumieć i wesprzeć, a właśnie ta osoba robi to idealnie. Michał jest artystą, który tak jak ja przyjechał do Berlina w poszukiwaniu. Nie tylko swojej artystycznej tożsamości, ale też sposobu na życie. I to chyba właśnie dlatego, że jesteśmy razem, znaleźliśmy to, czego szukaliśmy. To wszystko brzmi bardzo romantycznie, ale czy sztuka nie bywa czasem romantyczna?

Do tej pory twoje solowe wydawnictwo zapowiadały trzy single. Dlaczego to właśnie „Daredevil”, „Nie wierzę w spokój” i teraz „Dziki bez” dostały ten przywilej pierwszeństwa? Co jest w tych piosenkach tak wyjątkowego?
”Daredevil”, jak już wcześniej mówiłam, jest dosłownie pierwszym rozdziałem o mnie. Odkrywam przed publicznością wszystko, co odkryłam o sobie, o mojej osobowości. Jestem „w gorącej wodzie kąpana” i jest mi z tym dobrze. Nie miałam wątpliwości, że ten utwór będzie pierwszym singlem. Co do drugiego, to był kompromis. Jest wiele innych utworów, które mogłyby zająć jego miejsce, ale koniec końców wygrały inne pomysły na teledyski, współpracę, na którą w czasie wydawania drugiego utworu nie było czasu i miejsca. ”Dziki Bez” bez cienia zastanowienia miał być następnym. To piosenka o ogromnym znaczeniu, w której emocjonalność i prywatne przeżycia znowu się ze sobą łączą. Chciałam, żeby ten utwór był właśnie w środku, bo jest sercem całej płyty.

„Dziki bez”, o którym już wspomniałam, to historia bardzo uniwersalna, ale… no właśnie. O czym według ciebie jest ta piosenka?
Dziki Bez to mój tato. Tak powiedział o nim kiedyś Krzysiek Ścierański. Mój ojciec był dziką, często niemożliwą do uchwycenia duszą. Chorował bardzo długo na chorobę afektywną dwubiegunową. Ci, którzy wiedzą, co to za choroba, mogą sobie wyobrazić jakie relacje mogłam mieć ze swoim ojcem. On bardzo mocno potrafił kochać, ale równie mocno umiał ranić. Nazwa tej choroby nie wzięła się z przypadku. Ta dwubiegunowość nie daje osobie chorej i wszystkim wokół odetchnąć, jest dzika i nieustannie zaskakuje. Teraz, po już prawie 12 latach od śmierci Irka — tak miał na imię mój tato — zrozumiałam, jak ta huśtawka ukształtowała mnie jako człowieka i artystkę. I o tym jest ten utwór. Tekst napisałam na podstawie wywiadów, które zrobiłam z moim rodzeństwem, moją mamą, dziadkiem i bratem Irka. Gdy śpiewam: “on tańczył ze mną jak ze słońcem ptak”, to opowiadam o wspomnieniu, jakie mamy z siostrą, kiedy na weselach ojciec zapraszał nas na parkiet i wirował najlepiej ze wszystkich. Z nikim mi się tak dobrze nie tańczyło, jak z moim tatą.

Twoja twórczość to eklektyzm w czystej postaci. Jest tu trochę tego, nieco tamtego… Ja kocham takie patchworki, ale są tacy, których one zwyczajnie drażnią. Skąd u ciebie bierze się taka różnorodność? Pytałaś wcześniej o wielozadaniowość. Trochę uśmiecham się pod nosem, bo udzielając ci tego wywiadu, mam wrażenie, że udzielam go trochę samej sobie. Eklektyzm to coś, co artysta albo ma, albo nie ma. Znam muzyków, malarki, performerów, performerki, którzy zostają całe życie w jednej formie, albo w jednym temacie i zarazem bardzo często stają się ekspertami w swoich dziedzinach. Ja należę do grona eksperymentalistów. Muzyka, jakiej słucham na co dzień, jest tak niesamowicie różnorodna, że nie wyobrażam sobie, żebym swoją własną zamknęła tylko w jednym gatunku. Tym, co łączy ze sobą wszystkie te elementy, jest z pewnością wysoka wrażliwość tekstowa. Moje piosenki są zawsze o czymś istotnym i też bardzo często uniwersalnym. Zdecydowałam się podążać za głosem mojej intuicji, żeby ta płyta była alternatywna i eklektyczna, i jestem gotowa podjąć dyskusję z publicznością, co ona o tym sądzi. 🙂

Niedługo na świat przyjdzie twój samodzielny album. Zdradź nam, proszę, więcej szczegółów.
Album pojawi się w świecie cyfrowym 18 listopada i prawdopodobnie w tym samym dniu będzie również dostępna fizycznie. Pre-oder płyty ruszył chwilę temu, tuż po wydaniu ostatniego singla promującego płytę, czyli “Heute ist schön”. Pracuję właśnie nad jakąś małą trasą koncertową, jeszcze przed końcem roku na pewno zagram w Berlinie i w Warszawie. Na albumie znajdzie się 9 utworów, dwa po niemiecku, jeden mix polsko-angielski i 6 polsko języcznych piosenek. Krótko po premierze płyty planuję wydać parę innych wersji językowych tych piosenek. Na pewno „Daredevil” i „Zero/One” usłyszycie w pełni po angielsku, a utwór “Frau Vincent” będzie miał swoją piękną premierę razem z długo planowanym teledyskiem po niemiecku. I can’t wait!!!!

Dziękuję bardzo za rozmowę 🙂

Napisz komentarz